Ostatnie kilka lat w kinematografii można określić złotą erą ekranizacji komiksów. Świat pokochał superbohaterów i ich perypetie jak nigdy dotąd. To zjawisko jest w głównej mierze zasługą Marvela, który, pod skrzydłami Disneya, regularnie karmi nas kolejnymi obrazami składającymi się na rozbudowane uniwersum. Można ubolewać nad tym, że artyzm zastąpiła prosta rozrywka i finansowa kalkulacja, ale byłoby to niesprawiedliwe wobec tych komiksowych blockbusterów. Nie sposób zaprzeczyć, że są skierowane do każdego i polegają na czystej akcji oraz nieskomplikowanych motywach fabularnych. Są jednak przy tym kapitalnie obsadzone i zagrane, wzorowo zrealizowane technicznie i bezpretensjonalnie zabawne. W moich oczach to ostatnie jest najważniejszą częścią sukcesu – zamiast nadęcia i nadmiaru patosu mamy poczucie humoru i luz, które ratują te filmy przed popadaniem w śmieszność. Nie inaczej jest z najnowszym hitem Jossa Whedona, czyli kontynuacją Avengers i oficjalnym zamknięciem drugiej fazy filmowego uniwersum Marvela.