W Hadewijch z 2009 roku Bruno Dumonta porusza szeroko pojmowaną problematykę wiary. W warstwie wysuwającej się na pierwszy plan, film dotyczy religijnego fanatyzmu, z którym jednak często wiąże się głęboka alienacja jednostki i tęsknota za doświadczeniem transcendencji w zsekularyzowanej rzeczywistości. Bohaterowie, poprzez swą radykalną ideologię, buntują się przeciwko ateistycznemu społeczeństwu, europejskiej państwowości, wreszcie – samym instytucjom religijnym, dotkniętym kryzysem.

To wszystko wydarzyło się nie tak dawno temu, bo między 1994 a 2009 rokiem, całkiem niedaleko, bo w oddalonej od Polski o niecałe dwa i pół tysiąca kilometrów kaukaskiej Czeczenii. Warto na tę odległość zwrócić uwagę, gdyż mniej więcej o podobną oddalony jest od Warszawy szkocki Edynburg, katalońska Barcelona czy greckie Ateny. Jednak to Czeczenia funkcjonuje w naszej wyobraźni jako niezaprzeczalny koniec świata. Czeczenia jest daleko. Mentalnie, nie geograficznie. Można pokusić się o stwierdzenie, że patrzymy na ten kawałek Kaukazu jako na coś całkowicie nierzeczywistego, nierealnego, zakazanego. I jest to w pewnym sensie prawda. Wszystkie przewodniki turystyczne odradzają podróże w ten rejon Rosji, traktując go jako teren szczególnego zagrożenia. I wreszcie media. Reputacja budząca powszechny strach. Wojna Bałabanowa weszła na ekrany kin w 2002 roku, podczas trwania drugiej wojny czeczeńskiej. Ale od początku…