Dźwięk w kinie był doświadczeniem potwornym. Okazał się kataklizmem nie tylko dla wielu kiniarzy, niedysponujących środkami i wyposażeniem, okazał się też zagładą dla wielu aktorów niedysponujących właściwym głosem i warsztatem. Dotąd wyrażali swoje postacie przez nadekspresyjne gesty i wytrzeszczanie oczu. Teraz należało poskromić ten operowy rozmach i odezwać się tonem miłym dla ucha. Byli też tacy, którzy wytrzymali tę zmianę. Trudno o lepszy przykład niż Gary Cooper.

Marie Georges Jean Melies urodził się 8 grudnia 1861 roku w Paryżu, w bogatej, mieszczańskiej rodzinie. Jego ojciec, Louis, był właścicielem fabryki luksusowego obuwia. Razem z dwojgiem starszych braci miał przejąć po nim interes, jednak od dzieciństwa zdradzał zamiłowanie do rysunku. Gdy w 1882 roku skończył służbę wojskową, postanowił studiować malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych, lecz nie zgodził się na to jego ojciec który chciał, by syn odbył praktykę w jego fabryce. W 1884 roku Georges w ramach stażu odbył podróż do Londynu, która zmieniła jego życie i pozwoliła odkryć życiową pasję.

Ilu reżyserów, tyle wizji – to stwierdzenie trafne jest także w odniesieniu do ekranizacji dzieł renesansowego dramaturga. William Szekspir stanowił inspirację dla reżyserów już we wczesnym okresie kinematografii i pozostaje nią po dziś dzień, na co dowodem są liczne próby zaadaptowania jego twórczości na potrzeby filmów, w tym ta ostatnia – Makbet w reżyserii Justina Kurzela.