Tytułowa noc Walpurgii u dawnych Germanów była czasem zmarłych i duchów nieżyczliwych żyjącym. Wypełniały ją pogańskie obrzędy i próby odstraszenia nikczemnych zjaw. Podobne wyzwanie czeka bohaterów reżyserskiego debiutu Marcina Bortkowicza – ich osobista noc Walpurgii poświęcona będzie walce z demonami przeszłości. I choć nie wszystko

Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy to niezwykła komedia Janusz Majewskiego pokazująca powojenne losy polskich muzyków jazzowych. Główny bohater Fabian (Maciej Stuhr), brat szanowanej dentystki (Sonia Bohosiewicz), wraca na stałe do rodzinnego miasta z Anglii. Z jego inicjatywy powstaje Big Band, który dzięki zapałowi muzyków i niecodziennej akceptacji ze strony władz, zaczyna rozwijać swoją działalność.

Żanna (Olga Kavalay-Aksenova) prowadzi spokojne życie. Pracuje, studiuje, wychowuje córkę, spotyka się z Jankiem, chce założyć z nim rodzinę. Wszystko wskazuje na to, że jest dobrze zaaklimatyzowaną imigrantką zza wschodniej granicy. Jednak sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana – na Białorusi zostawiła swojego byłego męża, ojca jej córki, który zostaje aresztowany przez tamtejszą bezpiekę. Powracają do niej demony przeszłości.

Świetny pomysł, który położono – a szkoda. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, że bardzo ambitny zamiar rozbił się o coś – może o budżet, może o brak doświadczenia. I rozbił się kompletnie. Wyszedłem z seansu nieco zgorzkniały. Bo z jednej strony lubię kino nostalgiczne. Z drugiej – było sporo niezłego humoru. Z trzeciej – pomysł na scenariusz jak najbardziej w porządku. Co nie zagrało?

Mamy na uwadze przede wszystkim dobro dziecka”. Powyższa fraza w Obcym niebie Dariusza Gajewskiego pojawia się wielokrotnie. Za pierwszym razem kiwamy głową ze zrozumieniem. Za piątym zdajemy sobie sprawę, że wypowiadający te słowa kompletnie nie mają pojęcia, co one oznaczają. Wspomniane dziecko tkwi osamotnione w samym centrum konfliktu między dorosłymi, konfliktu, którego nie rozumie. Historia zapowiadająca się na zwyczajny dramat rodzinny, a następnie krytykę systemu opieki społecznej w Szwecji, koniec końców dotyczy dziecka pogrążonego przez decyzje nieodpowiedzialnych dorosłych.

Z jednej strony to cenny pokaz sztuki performance’u, z pozoru jednej z nowszych (oczywiście ta „nowość” jest dyskusyjna, raczej chodzi o to, że te aktywności istnieją wciąż poza kanonem, bo generacyjnie to dość stara sztuka). Podobnie jak w filmie Jesteś bogiem „skanonizowano” fragment kultury popularnej, awansując ją do kultury wysokiej gestem zaproszenia, błogosławieństwa i wyposażenia w artystowską aurę. Film jako mistrz ceremonii chrzczący „dzikiego” adepta. To cenne, choć nie wiadomo na ile trwałe, bo i sam performance, choćby go nie wiadomo jak nobilitować, jest nietrwały. Wynika to z jego natury, co zresztą podkreślono w dialogach.