Matki, córki, a do tego krowy
W opisie dystrybutora możemy przeczytać, iż najnowszy film Kingi Dębskiej opowiada o dwóch siostrach, które w obliczu choroby rodziców będą naprawiać swoje relacje. Pierwsza myśl – to już przecież było! Rynek filmowy przesycony jest dramatami o ciężkiej chorobie, która skutkuje wielkim rodzinnym pojednaniem. Już same zwiastuny mają na celu wycisnąć z widza ostatnią łzę. Lecz, ku memu zdziwieniu, Moje córki krowy znacznie różnią się od innych filmów o podobnej tematyce.
Reżyserka pokazuje, że można inaczej. Poznajemy dwie siostry: Kasię (Gabriela Muskała) oraz Martę (Agata Kulesza). Obie kobiety mają ok. 40 lat, jednak ich spojrzenia na życie są zupełnie inne. Katarzynę niemal przez cały film widzimy z alkoholem w ręku. Odreagowuje w ten sposób swoje frustracje. Wraz ze swym mężem (Marcin Dorociński), nie mającym nawet znikomych ambicji życiowych, i nastoletnim synem wciąż mieszka w rodzinnym domu. Jest typową matką Polką. Natomiast Marta jest dojrzałą gwiazdką telenoweli II kategorii, samotnie wychowującą nastoletnią córkę. Jest twarda i zdecydowana, a emocje zwykle trzyma na wodzy.
To właśnie dzięki świetnym kreacjom aktorskim film daleki jest od oczywistych schematów. Siostrzany duet idealnie dopełnia się wzajemnie, natomiast Dorociński ukazuje się nie jako zapamiętany przez widzów męski twardziel, ale totalnie pogubiony, markotny, żyjący pod pantoflem mężczyzna – a i w tej roli sprawdził się znakomicie. Analizując aktorski obraz, grzechem jest nie wspomnieć o Marianie Dziędzielu, który w roli schorowanego ojca, lubiącego wysokoprocentowe trunki – wyszedł genialnie. To dzięki niemu humor wpleciony w niezbyt wesołą historię daje powiew radości i nie pozostawia widza w filmowym zdołowaniu.
Autorka filmu udowadnia, że można w niebanalny sposób poruszyć temat wałkowany już wszędzie, a jednocześnie nadać mu nowe ramy. Dębska obala też mit szczęśliwej filmowej rodziny. Pokazuje trudne relacje w chorobie, alkoholizm czy siostrzaną zazdrość.
Myślę, że większość widzów w trakcie seansu chociaż raz widziała na ekranie kalkę ze swoich przeżyć i to jest głównym atutem tego dzieła. Poprzez wiele zbliżeń na twarz bohaterów mamy wrażenie, że wchodzimy w ich intymny świat. O Moich córkach krowach słyszymy w ostatnim czasie z każdego możliwego środka masowej komunikacji i chodź moje filmoznawcze serce liczyło na coś więcej, to nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam. Nie zawiedli się również dziennikarze oraz publiczność podczas 40. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Obraz Dębskiej otrzymał wówczas owacje na stojąco, Nagrodę Dziennikarzy oraz Nagrodę Publiczności.
Film polecam każdemu, kto ceni sobie niebanalną opowieść zagraną w mistrzowski sposób. Moje córki krowy spodobają się zarówno żeńskiej części widowni, bo jest to mocno kobiece kino, jak i panom, których na pewno zaskoczy i rozbawi ta ciekawa historia.
Paulina Radke