Steve Jobs – Pokusa Jabłka
Steve Jobs stał się symbolem rewolucji komputerowej. Nic więc dziwnego, że jego biografia gościła na srebrnym ekranie już dwukrotnie, a pomimo to powstał kolejny film – po prostu Steve Jobs. Danny Boyle nie opowiada po raz kolejny tej samej historii, skupia się na motywacjach bohatera – dzięki temu możemy zrozumieć masową fascynację produktami z nadgryzionym jabłkiem. Firma Apple nie jest przecież tylko koncernem elektronicznym, ale symbolem pewnej wizji świata.
Dwie twarze
Film wydobywa z życia bohatera najciekawsze i najbardziej znaczące fragmenty, jest więc podobny do naszej zbiorowej pamięci, która postrzega daną osobę przez pryzmat punktów zwrotnych jej życia. W taki sposób scenarzysta, Aaron Sorkin, chciał przedstawić życie Jobsa – śledzimy je podczas kolejnych premier Maca, Next-a i iMaca. Na parę minut przed premierą jednego z produktów dochodzi do dramatycznych wydarzeń – najbliżsi współpracownicy i rodzina założyciela Apple postanawiają z nim porozmawiać. Przysłuchując się dialogom, dostrzegamy wady Jobsa: jest tyranem wobec pracowników, a jego relacje z rodziną są dalekie od ideału. Z drugiej strony, za parę minut wychodzi na scenę, gdzie porywając tłum zamienia się w elektronicznego demiurga.
Koncepcja przedstawienia biografii Jobsa nadaje filmowi sceniczny klimat. Akcja oparta jest na błyskotliwych dialogach, które częściowo rekompensują ubogą scenerię – poruszamy się bowiem po klaustrofobicznych kulisach budynków, w których ma się rozpocząć prezentacja. Te cechy mogą wywołać bardzo odmienne uczucia, ponieważ teatralność w kinie nie musi być negatywna. Jednak podobnie jak w przypadku oscarowego Birdmana w moim odczuciu taki sposób robienia filmów nie wykorzystuje potencjału scenariusza.
Trzy kamery
Boyle zdecydował się użyć trzech odmiennych jakości obrazu. Podczas kolejnych wydarzeń z życia bohatera wykorzystuje kamerę 16 mm, 35 mm, a wreszcie sprzęt cyfrowy. Nie koliduje to z narracją i stanowi hołd sztuce filmowej, która równolegle z technologią Apple przechodziła swoją ewolucję.
Odtwórca głównej roli, Michael Fassbender, nie wygląda jak Steve Jobs. Dalej przypominał mi irlandzkiego bojownika Bobby’ego Sandsa z filmu Hunger. Mimo to aktor utrzymał ciężar roli i przekonuje jako bezwzględny biznesmen. Może pominięcie silnej charakteryzacji, która miałaby przedstawić Jobsa jak żywego, jest celowe – dzięki temu reżyser mógł podkreślić swoją autorską wizję postaci. Obok Fassbendera na uwagę zasługuje Kate Winslet, której kreacja aktorska wyróżnia się na tle jej poprzednich ról. Winslet zagrała Joanne Hoffman – znajome nazwisko nie jest zbiegiem okoliczności – dobry anioł korporacji jest córką reżysera Potopu
Skąd fascynacja Jobsem ?
Złożoność charakteru bohatera opisuje zabawna anegdota. Steve jadł wyłącznie zdrową żywność przez co doszedł do wniosku, że nie musi często się myć. Magiczna dieta miała zatrzymać nieprzyjemne zapachy. W efekcie nikt nie chciał z nim pracować i wykonywał swoje obowiązki pod osłoną nocy. Założyciel firmy Apple był idealistą, który przez silne przekonania był gotów podejmować drastyczne decyzje. Nie dbał o ludzi wokół siebie a osiągniecie zamierzonego celu było rzeczą najwyższą. Mówił, że ,,wiek XX przyniósł dwa najważniejsze wydarzenia: wygraną aliantów w II wojnie światowej i wynalazek komputera”. Komputera, który nie tylko wykonuje obliczenia, ale również odpowiednio wygląda. Sztuka użytkowa powinna być piękna i geometryczna jak obrazy Picasso a jej najnowsze osiągnięcia miał reklamować sam Bob Dylan. Śmiała wizja przeżyła samego twórcę. Obecnie produkty Apple cieszą się ogromną popularnością i wyznaczają trendy, za którymi podąża cały rynek elektroniki. To właśnie śmiałe myślenie było dziełem Jobsa, który nie był wynalazcą ale cytując film ,,dyrygentem orkiestry”. Zastanawia tylko końcowa wymowa obrazu: Czy na pewno głównym problemem Steve’a była rodzina? Może ,,brak człowieczeństwa” był ceną owocu pracy?
Mateusz Deryło