Cinerama - Szybcy i ściekli 7

Szybcy i Wściekli 7

Gdyby w 2001 roku ktoś powiedział Wam, że film sensacyjny, oparty na artykule prasowym, opowiadający o szajce kierowców-złodziei doczeka się aż sześciu kontynuacji i będzie królem światowego box-office’u, to nie popukalibyście się w czoło ? A jednak. Po tragicznej śmierci Paula Walkera skończenie filmu stało pod znakiem zapytania, ale w końcu, z rocznym opóźnieniem do kin wchodzi najnowsza (miejmy nadzieję, że nie ostatnia) odsłona samochodowej sagi.

 

Już w scenie po napisach końcowych poprzedniej części, wiadomo było, że Domowi (Vin Diesel), Brianowi (Walker) i ich ekipie nie dane będzie zaznać spokojnego życia. Na ich życie zaczyna czyhać Deckard Shaw, starszy brat antagonisty z szóstej części. Nasi bohaterowie nie chcąc czekać aż morderczy Jason Statham przyjdzie do nich, postanawiają sami go odnaleźć. Przyjmują więc propozycję tajemniczego agenta rządowego, by znaleźć intrygująco nazwane urządzenie God’s Eye.

 

Chociaż fabuła brzmi wyjątkowo banalnie to czasem można się pogubić, zwłaszcza gdy reżyser serwuje nam retrospekcje, to mimo wszystko jest ona tylko pretekstem do skakania po kolejnych lokacjach ziemskiego globu. A zawitamy choćby do Abu Dhabi, Tokio, Los Angeles, czy Azerbejdżanu. Można tu zauważyć nawet pewne podobieństwo, bo lokacje są z kolei pretekstem do kolejnych efektownych rozwałek i pościgów. Kolejne akcje wyglądają coraz bardziej absurdalnie i efektownie, im bliżej jesteśmy finału.

 

Równie ważni są oczywiście bohaterowie. Nowa członkini drużyny protagonistów pełni bardziej rolę “zapchajdziury”, niż pełnoprawnej postaci. Dwayne Johnson pomimo tego, że kradnie każdą scenę, to pojawia się na ledwie pół godziny. Najciekawiej z nowych aktorów prezentuje się Kurt Russel, w roli tajnego agenta rządowego. Scena strzelaniny w magazynie z jego udziałem, przywodzi na myśl stare filmy sensacyjne z lat 80-tych. Cała ekipa Doma to te same twarze w nowej sytuacji, co świetnie podsumowuje w jednej ze scen ich nowa koleżanka. Każdy wie, że w tej serii nigdy nie chodziło o wyżyny aktorstwa. Z drugiej jednak strony, Vin Diesel po tym filmie absolutnie zasługuje na miano króla drętwości, wygłaszając kwestie bardziej suche i czerstwe niż tygodniowy chleb.

 

Chociaż mniejsza niż ostatnio, drużyna Doma dalej nie ma problemów z pokonaniem armii najemników, czy ochrony arabskiego księcia. By móc im zagrozić, twórcy potrzebowali równie niezniszczalnego szwarccharakteru. I tutaj niestety jest duży problem. O ile pierwsza scena z jego udziałem, gdzie dowiadujemy, że sam wyciął w pień drużynę SWAT-u, by dostać się do okaleczonego brata, świadczy o tym, że tym razem to nie przelewki, o tyle dalej jest już gorzej. Nie jest to wina aktora, a bardziej scenariusza. Jason Statham swoją rolę odgrywa dobrze i ciekawie jest go zobaczyć jako “tego złego”. Po prostu Shaw pojawia się w trakcie akcji, w każdym z odwiedzanych przez bohaterów miejsc, co niestety upodabnia go do bossa z gry wideo, który pokazuje się pod koniec etapu, próbując Cię zabić. To z kolei każe się zastanowić, czemu bohaterowie trudzą się znajdowaniem tajemniczych programów hakerskich, skoro ich nemezis, znajduje ich sam.

 

Ale kto chodzi na filmy z tej serii dla jakiejkolwiek logiki ? Przy takiej dawce akcji i emocji, człowiek po prostu zapomina o sensie tego wszystkiego, a mózg włącza się z powrotem dopiero po wyjściu z sali. Tu przychodzi się na seans po to, by zobaczyć jak warty 3,4mln dolarów Lykan HyperSport skacze między drapaczami chmur w Abu Dhabi. A to tylko jedna z atrakcji przygotowanych przez twórców. I właśnie w ich dostarczaniu ten film jest absolutnie genialny. Każda scena akcji jest satysfakcjonująca i zostawia nas z ogromnym uśmiechem na twarzy i szczęką na podłodze, a my chcemy jeszcze więcej i więcej. Piękne kobiety ? Są. Piękne samochody ? Są. Rozwałka w najróżniejszej scenerii ? Jest. Fani serii będą zadowoleni jak nigdy, możliwe też dlatego, że film trwa prawie dwie i pół godziny. Widzowie, którzy nie oglądali poprzednich części mogą czuć się momentami zagubieni, ponieważ jest tu dużo odwołań do poprzednich rozdziałów serii. Ale i to na pewno nie będzie przeszkadzać w wyśmienitej zabawie. W końcu, Ci, którzy są z serią za pan brat, będą wzruszać się na pięknym pożegnaniu jakie twórcy zrobili dla świętej pamięci Paula Walkera.

 

Jeżeli szukacie czystej rozrywki w najlepszym wydaniu i nie przeszkadza Wam usiany dziurami scenariusz oraz zgraja stereotypowych postaci, to nie szukajcie dalej. Pozostaje Wam tylko odpalić swoje Chargery i Skyline’y i gnać czym prędzej do kin.

Piotr Wiśniewski

 

Udostępnij przez: