widzę widzę 3

WIDZĘ, WIDZĘ – ŚWIATŁO W TUNELU

Debiut reżyserski Veroniki Franz oraz Severina Fiala spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem krytyków filmowych i nie ma się czemu dziwić. Widzę, widzę to dobrze skrojony horror, który nie musi posługiwać się tanimi środkami wyrazu, by wywołać poczucie niepokoju. Chodzi o coś więcej, o zaskoczenie widza i dyskretne podsuwanie mu wskazówek do rozwiązania zagadki, subtelną grę, która pomoże mu określić po której stronie barykady stanie – matki czy synów. To ciekawie zrealizowana opowieść, która swoim surowym stylem i wieloznacznością przypomina styl Michaela Haneke.

Wszystko zaczyna się wraz z powrotem matki ze szpitala, po operacji plastycznej. W domu czekają na nią synowie, dziewięcioletni bliźniacy, Lukas i Elias. Nie wiemy kim są protagoniści, jaka była ich przeszłość i jakie mają plany na przyszłość. Akcja zamyka się w ścianach nowoczesnego domu, oddalonego od cywilizacji. Wokół jest tylko tajemniczy las, pole kukurydzy i jezioro.

Od początku coś wisi w powietrzu. Synowie są nieufni wobec matki, traktują ją jak kogoś obcego. Ona najwyraźniej przechodzi pewien życiowy kryzys i wyładowuje swoje emocje na dzieciach, stosując coraz to nowe zasady w domu i kary za nieposłuszeństwo. Co więcej – do jednego z synów wcale się nie odzywa. Można odnieść wrażenie, że jest wyrodną matką. Dzieci za wszelką cenę chcą odzyskać swoją mamę, taką, jaka była przed operacją. Czy to się uda? A może tak naprawdę to nie w matce tkwi problem?

Przełomowym momentem w filmie jest ściągnięcie opatrunków z twarzy kobiety, a jedną z najważniejszych przesłanek do odgadnięcia przyczyny wypaczonych stosunków rodzinnych jest upominek, który matka daje jednemu z synów – boomerang. To on pozwala domyślić się co tak naprawdę jest tutaj nie tak, jednak prawdę powiedziawszy nigdy bym nie przypuszczał, że akcja zajdzie aż tak daleko.

Nie chcąc streszczać najciekawszej części filmu powiem tylko, że dalsze losy tej rodziny były dla mnie jedną z najbardziej zaskakujących rzeczy, jakie widziałem w horrorach. Do czego człowiek jest w stanie się posunąć, jak bardzo niektóre wydarzenia z przeszłości mają wpływ na teraźniejszość i jak ciężko oddzielić prawdę od fikcji – to wszystko zostało bardzo nietuzinkowo ukazane w Widzę, widzę.

Ciekawostką w tym filmie są karaluchy – z moich obserwacji wynika, że to karaczany. Pojawiają się w bardzo dziwnych wizjach sennych dzieci, dotyczących ich matki. Otóż raz jeden karaluch jest wkładany do ust rodzicielki, następnie z jej brzucha wychodzi cała masa robaków, a innym razem matka je po prostu rozrzuca. O co chodzi? Postanowiłem odnaleźć znaczenie symboliczne tego owada. Okazało się, że jest symbolem głębokiego smutku oraz rozdrażnienia wewnętrznego. W szerszym rozumieniu oznacza niechęć do poznania przyczyny własnych problemów oraz głębokie poczucie winy. I właśnie to poszerzone znaczenie jest kluczowe dla tego filmu, jak się okazuje podczas projekcji. Bardzo urzekła mnie taka subtelna gra z widzem. Jak już wcześniej wspominałem w Widzę, widzę jest tego znacznie więcej.

widzę widzę 2

Widzę, widzę to światło w tunelu dla współczesnego horroru. Moim zdaniem to właśnie w tę stronę powinni kroczyć twórcy tego gatunku. Niech skończą się w kinie krwawe, bezsensowne jatki. Moim życzeniem byłoby wyeliminowanie tego całego brudu, dodanie odrobinę więcej ciszy, rozbudowanie portretów psychologicznych postaci i po prostu bycie jak Franz i Viola, którzy zapowiadają się na genialnych twórców współczesnego horroru.

Tomasz Szewczyk

Udostępnij przez: