20 listopada 2019 roku. Tego dnia Rick Deckard (Harrison Ford) otrzymuje zadanie odnalezienia i unicestwienia grupy niebezpiecznych replikantów nielegalnie przybyłych na Ziemię. Podczas śledztwa porusza się latającym pojazdem po zakątkach skąpanej w deszczu i oparach z kanalizacji metropolii, korzysta z oprogramowania pozwalającego na trójwymiarową analizę zdjęcia

U ZARANIA KOSMICZNEGO HORRORU ”Najstarszą i najsilniejszą emocją ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest  strach przed nieznanym.”[1] – takimi słowami zaczyna się esej autorstwa Howarda Phillipsa Lovecrafta, zatytułowany Nadprzyrodzona groza w literaturze i słowa te można z powodzeniem uznać za element definicji

Problem ze współczesnymi horrorami polega na godnej pożałowania wyobraźni i powielaniu schematów przez twórców. Zaczyna się od absurdów scenariuszowych, a kończy na intelektualnej impotencji reżysera. A przecież tak niewiele trzeba, żeby przestraszyć widza. Steven Spielberg w Szczękach (1975) przyprawiał widzów o ciarki przy użyciu prostego rekwizytu, efektownego montażu i kapitalnej muzyki Johna Williamsa. John McTiernan w Predatorze (1987) długo utrzymywał napięcie, stosując technikę zdjęć w podczerwieni i z użyciem kamery termowizyjnej, zanim ostatecznie pokazał kosmicznego drapieżcę polującego na komandosów w południowoamerykańskiej dżungli. Można mnożyć przykłady i podawać tytuły wpisujące się w klasykę suspensu. Dziś twórcy tak mocno skupiają się na zaskakiwaniu widza, że zapominają, czemu gatunkowo ma służyć horror.