Wrooklyn Zoo i jego gęsta sieć
All About Freedom Festival swoją 18. edycję w dniu otwarcia rozpoczął mocnym repertuarem. Po seansie Nie chcemy innej ziemi (2024), który poruszył wielu widzów, przyszedł czas na Wrooklyn Zoo (2024) w reżyserii Krzysztofa Skoniecznego. Już od pierwszych sekund widz zostaje głęboko wciągnięty przez mistyczny klimat scen otwarcia i niewypuszczony z niego do samego końca.
Wrooklyn Zoo to nie jest typowy „teenage movie”, jak mogłoby się wydawać. Ujęłabym to w inny sposób – film ten daje odczucie bycia opowieścią o młodzieży zachowującej się dość współcześnie i autentycznie, idącej z obecnymi standardami, żyjącej w innej dekadzie. Można odnieść takie wrażenie, obserwując zachowanie bohaterów oraz podejmowane przez nich decyzje bądź reakcje w danych konkretnych sytuacjach i okolicznościach. W trakcie ich oglądania często przelatywały w mojej głowie myśli, że też bym się tak zachowała, mimo że część z tych zachowań była nietuzinkowa. Bo w końcu tacy właśnie są ludzie: nieprostolinijni i pełni swoich własnych szlaków mentalnych oraz odruchów, które są wykształtowane po części przez takie czynniki jak środowisko, wychowanie czy nabyte doświadczenie. Widać to w filmie dosadnie, co jest zasługą przede wszystkim naturalnej i godnej pochwalenia gry obsady aktorskiej. Inną sprawą jest unikanie technologii w świecie przedstawionym w filmie. Jest to bardzo dobry zabieg, który pozwala odbiorcom bardziej zbliżyć się do oglądanych postaci i wpasowuje się też w pomysł osadzenia ich we „wcześniejszym świecie”. Znamy to już chociażby ze słynnego serialu Stranger Things (2016), gdzie czas akcji mocno wpłynął na nostalgiczne wspominki wielu oglądających i tym samym utworzenie z nimi więzi i sentymentu. Coś, co można zauważyć, że się nie zmieniło u części młodzieży, niezależnie od czasów, w jakich funkcjonują, i wpisuje się w motyw połączenia dynamicznego, beztroskiego zachowania z czasami bez rozwiniętej technologii, to to, że zanim dojrzeją do prawdziwej miłości, bardziej interesują się własnymi potrzebami i pragnieniami – w tym przypadku fizycznymi. Idealnie obrazują to dwie sceny erotyczne z sekwencji początkowej. Wydawały się zbędne i niepotrzebne, ale wchodząc dalej w historię, poznając bliżej postać Adama i sposób, w jaki jest on kreowany, można zauważyć, że jest to metoda mająca na celu ukazać punkt startowy, z jakiego zaczynał przed swoją zmianą osobistą. To nastolatek-lekkoduch, niedbający aż tak o uczucia innych, skupiający się za bardzo na życiu daną chwilą. Jednakże film na etapie po poznaniu się dwójki głównych bohaterów nie ukazuje potem w dalszej fabule chęci kontaktu fizycznego między nimi, tylko chęci samego “bycia” przy tej jednej jedynej osobie i pragnienia jej obecności.
W całym procesie przemiany intrygujący jest motyw tańca przy pierwszych spotkaniach Zory i Kosy. A dokładniej to symbolika tańca jako poniekąd hipnozy uczuć: porywający, rzucający urok swoją intensywnością i precyzją, łączący się z wytwarzanym między dwoma duszami uczuciem, widzialnym tylko dla nich. Tutaj moje skojarzenie idzie w stronę sytuacji Esmeraldy i jej adoratorów z powieści Victora Hugo Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu (1831). Mamy tam podobną rolę tańca jako wizualnego łącznika narodzin miłości, gdzie Klaudiusz Frollo wspomina Esmeraldę głównie w trakcie aktu tańczenia. Nie potrafił o niej zapomnieć, dokładnie jak Kosa o Zorze. Następuje alegoria do zauroczenia drugiej osoby przedstawionego w postaci pokazu gracji i wdzięku. Powstające uczucie w całym tym układzie doprowadzi do późniejszych poświęceń i przewartościowania dotychczasowego życia bohaterów filmu Krzysztofa Skoniecznego. Podkreśla to przeplatające się wzajemnie sfery sacrum i profanum.
Jednym z innych czynników budujących osobliwy klimat filmu jest zdecydowanie muzyka. Można wręcz powiedzieć, że jest jednym z jego filarów. Raz dawała wrażenie „zaklinania” odbiorcy, a raz po prostu pozwalała na lepszy odbiór pewnych scen. Przyłożono do niej dużą uwagę, sam reżyser przyznał, że inspirował się chórem z tragedii greckich, którego zadaniem było komentowanie wydarzeń i wyrażanie pewnych prawd o losie bohaterów. Aczkolwiek w filmie wykonano to, nie trzymając się wyłącznie jednego gatunku muzycznego. Każdy znajdzie coś dla siebie – od metalu po rytmiczne, romskie brzmienia. Muzyka była ciągle obecna, będąc nieodłącznym elementem ukazywania ich zarówno od środka, jak i z różnych perspektyw. Takie urozmaicenie muzyczne bardzo dobrze obrazuje charakter pokazywanych licznych grup społecznych i etnicznych. Fabułę dzięki temu można poczuć całym sobą, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż Krzysztof Skonieczny inspirował się codziennością mieszkańców Wrocławia, ich obyczajami, tradycjami i wartościami, co podkreślano tymi rozmaitymi melodiami. Skonieczny chciał, jak to ujął, „oddać hołd ludziom i miejscom”, co złożyło się na najbardziej osobisty film, jaki zrobił, co widać i słychać na różnych płaszczyznach filmu. Przy samym widocznym zderzeniu kultur, zjawisku zawiązywania silnych relacji, wręcz rodzinnych wśród subkultur, jak i skupieniu uwagi nie tylko na wytartych i powtarzanych motywach, jak „miłość ponad podziałami”, ale i pomniejsze problemy, takie jak wątpliwe działania policji czy wątek tarć na linii skrajnych poglądów i stylów życia.
Brak jest przerysowania ze strony reżysera na potrzeby filmu (poza magią, która z kolei według niego „wychodzi z wiary”). Dokonano tej spójnej całości poprzez połączenia mnogich technik i zabiegów, które nie zawsze wychodzą najlepiej (na przykład wychodzą płasko i tandetnie). We “Wrooklyn Zoo” są one wykonane i dobrane ze smakiem, ku mojemu zdziwieniu. Ryzyko się opłaciło i powstało dzieło opowiadające o wolności w różnych postaciach, poprzez dostrzeżenie masy symboli przy podejściu do niego z dozą wyrozumiałości przestrzennej i czasowej albo nawet ponadczasowej, wykraczającej poza pewne ramy. Można je ujrzeć chociażby w scenie przepowiedni bezdomnego, którego Kosa z kolegami nie bierze na poważnie przez jego sytuację życiową, a co może nawiązywać do ignorowania przez młodzież ostrzeżeń i lekcji osób doświadczonych już przez życie. Film zaplata sieć pełną wielowątkowości i głębi na rozmaitych poziomach, zostawiając po sobie ważne wnioski do indywidualnego przemyślenia.
Jak wspomniał odgrywający rolę Adama „Kosy” Kosińskiego Mateusz Okuła: „dla mnie to film o przezwyciężaniu różnych sytuacji”. Do tego można dodać spostrzeżenie Natalii Szmidt (filmowej Zory) odnośnie do coraz bardziej widocznej pozytywnej zmiany w tradycjach, co dopełnia stanowisko Krzysztofa Skoniecznego: „warto walczyć o zmianę, bo jest możliwa”. Na sam koniec podsumuję, że ogólnie nie jest to film przewidywalny, zwłaszcza, że reklamuje się go jako uwspółcześnioną historię Szekspirowskiego “Romea i Julii”, i mimo że ma się w głowie wiele scenariuszy, to ciężko przewidzieć wydarzenia we Wrooklyn Zoo i być pewnym jego zakończenia.
Lili Wysocka
Michał Sus