Kino Grozy – sen was nocą już nie zmorzy
Nosferatu – Symfonia grozy, Dracula, Frankenstein, Koszmar z Ulicy Wiązów, Lśnienie, Milczenie Owiec to tylko jedne z nielicznych tytułów znanych na całym świecie arcydzieł kina grozy. Pomimo niezliczonej ilości filmów tego gatunku, które co roku trafiają do kin, dzieła z przed trzydziestu, czterdziestu, a niekiedy nawet dziewięćdziesięciu lat, wciąż wiodą prym w zestawieniach najlepszych horrorów wszech czasów. Czyż nie ma lepszej okazji, by przyjrzeć się fenomenowi horroru niż Halloween?
Klasyczne kino grozy – sen was nocą już nie zmorzy!
Horror jest gatunkiem niezwykle obszernym, o którym trudno jest mówić, czy pisać, bez wcześniejszego nakreślenia jego granic. Najczęściej spotykanym twierdzeniem jest, iż kino grozy opiera się głównie na zderzeniu zwyczajnej, spokojnej rzeczywistości bohaterów ze światem morderców, potworów, czy też zjawisk nadprzyrodzonych. Przyjęło się, iż filmy tego typu epatują przemocą i okrucieństwem oraz bardzo obrazowo ukazują sceny brutalnych, sadystycznych morderstw. Pobudzenie lęku, niepewności, obrzydzenia i szoku, niemal od początku istnienia fantastyki grozy, czyli od przełomu wieku XIX i XX, były celem filmowego horroru.
Zaczęło się od niemych dzieł Georgesa Meliesa, po których nadszedł niemiecki ekspresjonizm, a wraz z nim arcydzieła takie jak Gabinet Doktora Caligari, Gabinet figur woskowych, czy też Nosferatu – Symfonia Grozy. Lata 30’ i 40’ wniosły do kultury obraz mrocznego, krwiożerczego wampira pod postacią Beli Lugosiego w Draculi (1931), powstającego z martwych monstrum w ekranizacji Frankensteina oraz wiecznie młodego Doriana Graya. W ciągu następnych dekad kino grozy rozgałęziło się na liczne podgatunki takie jak horrory o zombie, wampiryczne, psychologiczne, bądź też tak zwane monster movies i cannibal movies. Widoczny podział jest w większości przypadków związany z tematyką, jaką dany horror się zajmuje. Istnieją również bardziej ogólne podziały. Na przykład wykształcony w latach 60’ gore, który nie szczędzi widzowi wstrząsających, przesyconych szczególną brutalnością, „ociekających krwią” obrazów. Z kolei w latach 70’ i 80’ okres świetności przeżywały tak zwane slashery (zawdzięczające swą nazwę angielskiemu słowu „slash” – ciąć). W tym czasie powstały klasyki takie jak Teksańska masakra piłą mechaniczną i serie Halloween, Koszmar z ulicy Wiązów, Piątek trzynastego, czy Krzyk.
Ikony kina grozy – „nie skrzywdzą cię, tylko rozwalą ci łeb”
Dziś efekty specjalne w klasycznych horrorach nie robią już wrażenia, a niekiedy wręcz wzbudzają prześmiewcze prychnięcie, jednak próby reżyserów, by wskrzesić dawne ikony kina grozy z nową technologią i efektami specjalnymi kończą się fiaskiem. Remake’i znanych horrorów nie mają szans na świetność jaka przypadła w udziale ich pierwowzorom. Być może jest to związane z wygórowanymi oczekiwaniami zagorzałych miłośników. Możliwe, że jednak ma to coś wspólnego z niepowtarzalnym klimatem, który tamte produkcje posiadały, a który zaciera się w konfrontacji z nowoczesnością. Kolejnym problemem nowych produkcji, będących próbą zrekonstruowania klasyków lub dodania kolejnych części do serii, może być fakt, iż pewni bohaterowie zdążyli już przylgnąć do portretujących ich aktorów.
Nie ma chyba osoby, która nie pamiętałaby obłędnego występu Jacka Nicholsona w wybitnym Lśnieniu Stanleya Kubricka. Podobnie wielu wciąż przejmują dreszcze przy słynnej scenie siorbania Hannibala Lectera w Milczeniu Owiec. Nie da o sobie również zapomnieć Boris Karloff przeobrażony – dzięki znakomitej charakteryzacji Jakca Pierce’a – w najbardziej rozpoznawalnego i kasowego potwora wszech czasów.
Trudno zapomnieć specyficzny śmiech Roberta Englunda wydawany zza maski Freddy’ego Kruegera – swoimi słynnymi kwestiami stworzył najbardziej rozmownego, a zarazem obdarzonego największym poczuciem humoru, potwora lat 80. Pierwotnie postać miała być milczącym mordercą, podobnym do Micheala Mayersa z Halloween (1979), jednak Englund postawił na wyrazistość i innowację.
Raz, dwa, horror chce cię dopaść. Trzy, cztery zamknij drzwi i okna!
Na przestrzeni dekad horrory przedstawiły światu całą gamę psychopatów, wampirów, wilkołaków, demonów, duchów i wszelkiej maści koszmarów nocnych, które po dziś dzień spędzają miłośnikom gatunku sen z powiek. Niestety, w świecie strachów czekają również pułapki – trzygłowe rekiny, ludzkie stonogi, czy też zęby wyrastające w najmniej przewidzianych miejscach.
Mimo, że nie można odmówić współczesnemu kinu grozy także tych dobrych produkcji, to w zestawieniach najlepszych filmów gatunku wciąż królują znane wszystkim klasyki. Te najbardziej przełomowe, które odmieniły oblicze horroru, ale również te mniej innowacyjne, cieszące się sukcesami na ówczesnych listach boxoffice’u.
Produkcje sprzed dwudziestu, trzydziestu, a czasem nawet i dziewięćdziesięciu lat mogą wydawać się obecnie niestraszne i infantylne. Ironicznie, to właśnie te filmy święcą tryumfy w rankingach gatunku. Nawet absurd niektórych scen, związany z brakiem dzisiejszej technologii, wcale nie ujmuje im świetności. Pokusiłabym się nawet o teorię, że jest jednym z elementów, które wpływają na genialność tych produkcji. Niekiedy doskonałość tkwi w niedoskonałości.
Monika Wójtowicz