„Devs” ex machina

Pierwszy sezon serialu Devs realizowanego dla platformy Hulu (znajdziecie go również na HBO GO) jest kontynuacją autorskiej drogi Alexa Garlanda w obrębie gatunku science fiction. Reżyser Ex Machiny (2014) i Anihilacji (2018) ponownie kreuje na ekranie świat niedalekiej przyszłości, stosując przy tym oszczędne środki wizualne. Jednak tym razem Garland ulega pokusie wzbogacenia fabuły o wątki rodem z kina szpiegowskiego. Choć w porównaniu z poprzednimi filmami Garlanda tempo akcji wzrasta, to cierpi na tym wiarygodność prezentowanych wydarzeń. Z kolei tytułowy projekt technologiczny Devs przez znaczną część ośmioodcinkowego sezonu pozostaje w tle, zamiast grać pierwsze skrzypce.

Główną bohaterką serialu jest Lily Chan (Sonoya Mizuno), która pracuje jako programistka w firmie Amaya. Jej chłopak, Sergei (Karl Glusman), dostaje od Foresta (Nick Offerman) propozycję dołączenia do zespołu rozwijającego tajny projekt Devs. Sergei wkrótce znika w niewyjaśnionych okolicznościach, a Lily musi wyjaśnić sprawę i dowiedzieć się prawdy o swoich pracodawcach oraz tożsamości ukochanego. W międzyczasie dochodzi do przełomu w postępach nad symulatorem zdarzeń opracowywanym w placówce Devs.

Mocną stroną serialu jest realistycznie przedstawiony świat niedalekiej przyszłości, co nie dziwi w przypadku tak doświadczonego w tym zakresie twórcy jak Alex Garland. Cała koncepcja opiera się na kluczowym rozwiązaniu technologicznym (projekt Devs), architekturze placówki Amaya nierozerwalnie spojonej z otaczającą ją naturą oraz bardzo charakterystycznej ścieżce dźwiękowej. Muzyka autorstwa Bena Salinsbury’ego, Geoffa Barrowa oraz zespołu The Insects w połączeniu z ascetycznymi kadrami ludzkich twarzy i surowych pejzaży wywołuje u widza zarówno dreszczyk fascynacji, jak i przerażenie.

W obsadzie króluje wielokulturowość, co wzmacnia wizję w pełni zglobalizowanego świata, w jakim być może znajdziemy się w niedługim czasie. Dobrze spisują się nieopatrzeni szerokiej widowni aktorzy pierwszoplanowi, budując wokół swoich postaci aurę tajemniczości. Odgrywani przez nich bohaterowie przekonująco lawirują między skrajnymi emocjami w odpowiedzi na traumatyczne doświadczenia, które ich spotykają. Gorzej wygląda sposób, w jaki na kartach scenariusza został przedstawiony drugi plan. Nie brakuje tu bowiem pełniących wyłącznie określoną funkcję w intrydze jednowymiarowych postaci, których działania są pozbawione wiarygodnej motywacji. W samym zespole Devs, oprócz Foresta, poznajemy powściągliwą w mimice i słowach Katie (Alison Pill), 19-letniego geniusza Lyndona (Cailee Spaeny) oraz rubasznego Stewarta (Stephen McKinley Henderson). Oprócz tego obserwujemy poczynania bezwzględnego szefa ochrony Kentona (Zach Grenier) czy rosyjskiego szpiega Antona (Brian d’Arcy James). Razem stanowią oni barwną, lecz sztampowo nakreśloną ekipę.

W Devs Garland postawił na akcję pełną scen przemocy, szpiegostwa przemysłowego i hakowania aplikacji rządowych. Już pierwszy odcinek dostarcza silnych wrażeń, więc zgodnie z dewizą Hitchcocka po początkowym trzęsieniu ziemi napięcie powinno nieprzerwanie rosnąć. Przez nagromadzenie kolejnych zwrotów akcji otoczka fabularna wokół projektu Devs wypada mniej wiarygodnie niż sam wątek sci-fi. Sposób rozwiązywania problemów przez korporację Amaya przywodzi na myśl styl działania antagonistów z popularnych dzieł kina sensacyjnego lat dziewięćdziesiątych, takich jak Raport pelikana (1993). Z pewnością nie można zarzucić im w tym aspekcie jakiejkolwiek finezji. Stanowi to kontrapunkt dla naukowych interpretacji teorii Everetta i de Broglie’a-Bohma, dzięki którym wchodzimy na grunt domysłów i spekulacji w obszarze fizyki kwantowej. Wówczas robi się, wbrew pozorom, bardziej przekonująco i angażująco.

Choć dla przeciwników determinizmu seans może być miejscami frustrujący, to już samo obserwowanie balansowania między tym, co naukowe (Devs), a tym, co sakralne (Deus), sprawia ogromną frajdę. Widz wraz z bohaterami stawia pytania egzystencjalne, a próby znalezienia na nie odpowiedzi stanowią dla odbiorcy wysiłek umysłowy, ale też źródło rozrywki. Devs zdecydowanie warto zobaczyć właśnie z tego powodu. Choć droga prowadząca do finału może nie być w pełni przekonująca, to już końcowy dylemat z pogranicza nauki i filozofii gwarantuje zaskakujące przemyślenia na wiele godzin po zakończonym seansie.

Mateusz Białas

Korekta: Klaudia Dzierugo

Udostępnij przez: