Śmierć Ludwika XIV – Pozbawiając króla szat
Twórczość katalońskiego reżysera Alberta Serry, od początku kariery oscyluje gdzieś na marginesie świadomości Europejskich odbiorców. Jego filmy, na festiwalach umieszczane zwykle w sekcjach pobocznych, często pozostają niedocenione. Sytuacja nie przedstawia się lepiej w kwestii dystrybucji – w wielu krajach ciężko jest zobaczyć dzieła Hiszpana w kinach, nawet studyjnych. Być może wiąże się to z kwestią bardzo radykalnej, autorskiej polityki reżysera. Z założenia nie idzie on bowiem na ustępstwa estetyczne, często wprawiając w zakłopotanie widza, skonfrontowanego z obrazem stojącym w silnej opozycji do jego oczekiwań.
Z drugiej strony jednak, pozostaje twórcą ważnym na scenie Europejskiego kina niezależnego. Nieprzypadkowo podkreślam europejskość w kontekście twórczości Serry, gdyż dotyka ona w znacznej mierze tego, co określić można by właśnie jako mit Starego Kontynentu. Autor czerpie z tradycyjnych wątków europejskiej kultury – literatury, historii, religii – i trawestuje je w sposób wysoce oryginalny. Do tej pory podjął się interpretacji postaci Don Kichota w Honorze Rycerza (2006), wątku wędrówki trzech mędrców w Śpiewie Ptaków (2008), wreszcie – barwnego życiorysu Casanovy w Historii mojej Śmierci (2013).
Wyrazem jego strategii adaptacyjnej jest jednak specyficzna selekcja, a właściwie redukcja materiału pochodzącego z oryginału. Serra, biorąc na warsztat pewne historie mocno zakorzenione w europejskiej świadomości, wybiera z nich to, co znajduje się pomiędzy wydarzeniami w oczywisty sposób atrakcyjnymi dramaturgicznie, stanowiącymi główną tkankę klasycznych interpretacji. Interesuje go zatem nie tyle to, co fabularnie nośne, a zatem wyeksploatowane, lecz raczej to, co do eksploatacji się nie nadaje, z racji swej pozornej zwyczajności. Jak pisze Rafał Syska: „Serra jest reżyserem ciągłego oczekiwania, bezruchu i niezmienności, czasem nawet nudy i wynikającego z niej dyskomfortu. Praca na planie Serry, to stałe czekanie na coś, co ma się wydarzyć, na początek filmowych perypetii, na puentę – podczas gdy brak tych zasadniczych dla klasycznej dramaturgii własności staje się istotą reżyserskiej metody”.1
Te założenia kontynuowane są w jego najnowszym obrazie: Śmierci Ludwika XIV. Żywot Króla-Słońce mógłby stanowić (i wielokrotnie stanowił) materiał na barwną epopeję historyczną. Serra z całego życia władcy zdecydował się jednak ukazać jedynie ostatnie chwile, które stanowią tutaj pretekst do uniwersalnych rozważań dotyczących śmierci i przemijania. Przez dwie godziny oglądamy agonię władcy we wszystkich jej aspektach – tytuł filmu stanowi zatem streszczenie jego fabuły. Król znajduje się w zaawansowanej chorobie (gangrenie), ku rozpaczy dworu i bezradności lekarzy. Sprowadzane są kolejne konsylia lekarskie, a nawet autentyczny znachor. Słudzy, z kamerdynerem na czele, krzątają się nerwowo wokół władcy, wymieniając szeptem pełne niepokoju uwagi.
Najpotężniejszy władca Europy jest zatem przedstawiony jako zwykły śmiertelnik, konfrontujący się z uniwersalnym ludzkim doświadczeniem odchodzenia; przywodzi to na myśl klasyczny motyw danse macabre, choć nie wyrażony w filmie bezpośrednio. Dworzanie, zachowując wszelkie formy grzecznościowe, obowiązujące wobec monarchy, starają się niejako zakląć to, co nieuniknione, jednak bezskutecznie. Momentami przybiera to wręcz karykaturalną, humorystyczną formę. Na przykład w scenach, gdy umęczony Ludwik spożywa posiłek, otrzymując oklaski i owacje za każdą, z powodzeniem przełkniętą łyżkę bulionu.
Serra konsekwentnie utrzymuje film w kameralnej atmosferze. Cała akcja rozgrywa się w kilku pomieszczeniach, zaś w większości scen nie występuje więcej, niż dwóch-trzech aktorów. Często używane w filmie zbliżenia dodatkowo nadają całości intymny wydźwięk. Z kolei gra postaci, ich ekspresja oraz wystudiowane, dworskie gesty, przywodzą na myśl przedstawienie teatralne. W warstwie wizualnej są też obecne inspiracje sztuką malarską. Dobór barw, kompozycja kadru, czy wreszcie zastosowanie niskiego klucza oświetlenia wyraźnie nawiązują do obrazów mistrzów baroku. Muzyka zaś jest niemal nieobecna, za wyjątkiem jednej sceny, gdy słyszymy podniosłe dźwięki Mozartowskiej mszy.
Na koniec należy wspomnieć o grze aktorskiej Jean-Pierre Léauda (400 batów, Szalony Piotruś, Chlew), wcielającego się w tytułową postać. Grając króla Francji na łożu śmierci, miał on ograniczoną paletę środków aktorskiej ekspresji. Podołał on jednak swojej roli znakomicie, nadając postaci znaczną sugestywność. Ludwik XIV, w jego interpretacji, jest zrezygnowany, znużony i kapryśny, a jednocześnie przepełniony królewskim majestatem. Léaud z dużą intensywnością przedstawia więc władcę oscylującego pomiędzy swoją własną legendą, a człowieczeństwem. Dobór do tej roli sztandarowego aktora Francuskiej Nowej Fali, również wydaje się nieprzypadkowy, a wręcz symboliczny. Podczas gdy twórcy, tacy jak Truffaut i Godard, współtworzyli paradygmat nurtu autorskiego, współcześni neomodernistyczni kontynuatorzy, redefiniując go, podejmują gorzką refleksję dotyczącą statusu kina artystycznego we współczesnej kulturze.
Śmierć Ludwika XIV bez wątpienia nie jest filmem dla każdego. Monotonia i brak klasycznej dramaturgii mogą znudzić i skutecznie odstraszyć od niego większość odbiorców. Inne aspekty dzieła dostarczają jednak wytrwałym widzom pewnej wysublimowanej satysfakcji. Ma on bowiem niezwykłą, hipnotyzującą jakość, umożliwiającą intensywne doświadczanie bezpośredniego kontaktu z filmową rzeczywistością. Sytuuje to najnowszy film Serry jako jedną z najciekawszych i najbardziej oryginalnych filmowych propozycji ostatniego czasu.
Dominika Koliszewska
1 R. Syska, Filmowy neomodernizm, Kraków 2014, s. 512