Rozkwitające

Powiedzieli, że z czasem go pokocham… “Rozkwitające” w trudnym czasie

Dla polskiego widza kino gruzińskie jest w jakimś stopniu niszowe, można nawet powiedzieć, że egzotyczne. Jednak ze względu na coraz większe zainteresowanie Gruzją, jako wakacyjną destynacją oraz ze względu na dynamiczny rozwój tej kinematografii, gości ono coraz częściej na polskich ekranach. Nie są to filmy trafiające do wielkich multipleksów, ogranicza się raczej do festiwali czy projekcji w kinach studyjnych. Gdyby przyjrzeć się bliżej temu zjawisku, nasuwa się mocne skojarzenie z nową falą kina rumuńskiego, które już od kilku lat bije rekordy popularności na szanowanych festiwalach filmowych.

Nowa jakość

Po upadku ZSRR w kinematografii gruzińskiej nastąpił zastój spowodowany bardzo niestabilną sytuacją polityczną. W latach dziewięćdziesiątych w gruzińskim kinie nie powstało praktycznie nic. Sytuacja ta zaczęła się zmieniać od 2008 roku, kiedy powołano do życia Gruzińskie Narodowe Centrum Filmowe. Od tego czasu zaczęły pojawiać się niezależne studia filmowe, takie jak: Aisi, Remka, Sanguco, Independent Film Project, Cinetech. Na scenę zaczęli wychodzić także producenci: Lewan Korinteli, Archil Gelowani czy Zurab Magalaszwili. Nie bez znaczenia dla rozkwitu tej kinematografii było wprowadzenie zmian w prawie podatkowym, które zaczęło oferować ulgi podatkowe obcokrajowcom, zachęcając ich tym samym do tworzenia filmów w Gruzji.

Patrząc na historię gruzińskiej kinematografii nie ulega najmniejszej wątpliwości – jest z czego czerpać. Tradycja filmu gruzińskiego jest bardzo bogata. Historii tego kina nie można zunifikować, nie da się jej sklasyfikować czy podporządkować powszechnym nurtom lub prądom. Jest to kino zdecydowanie zindywidualizowane, jedyne w swoim rodzaju, wysoce autorskie. Dziś mówi się o kontynuacji dzieła wielkich gruzińskich reżyserów, takich jak chociażby Tengiza Abuładzego, Otara Joselianiego, czy Michaiła Kobakchidze. Widać rodzącą się na nowo silną artystyczną jakość tego kina, które znów zaczyna zachwycać. Trzeba przyznać, że w nowym kinie gruzińskim ciężko znaleźć wspólny mianownik, trudno je zaszufladkować, każdy z twórców jest unikatowy. Współczesne gruzińskie kino jest zdecydowanie uniwersalne. Zaczęło być o nim głośno na festiwalu Berlinale 2013 roku, gdy wyświetlono film Nany Ekwtimiszwili i Simona Grossa – Rozkwitające. Z tego samego roku faworytem stał się film Lewana Koguaszwilego Randki w ciemno. Wydawać się może, że sukces tego kina paradoksalnie wynika z faktu, iż jest niskobudżetowe. Zdaje się, że te filmy są tak doskonale przemyślane i dopracowane właśnie ze względu na ograniczony budżet.

Dojrzewanie w czasie obłędu

Rozkwitające to film o dojrzewaniu w trudnym czasie. To obraz straconego dzieciństwa, okaleczonej młodości i uderzającego braku perspektyw. Akcja filmu jest precyzyjnie określona zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Już na początku dowiadujemy się, że wydarzenia mają miejsce w stolicy Gruzji, Tbilisi, w maju 1992 roku. Właśnie upadł Związek Radziecki i kraj, który dopiero co uzyskał niepodległość, pogrążył się w potężnych problemach społecznych, ekonomicznych i gospodarczych. Patrzymy na Gruzję opętaną wojną domową, zbrojnymi konfliktami o Osetię Południową oraz Abchazję, które wywołują coraz bardziej narastające konflikty etniczne. Ekwtimiszwili nie epatuje jednak widza wojną, nie pokazuje czołgów, trupów, nie każe nam słuchać strzałów, nie zmusza do oglądania krwi. Wojna jest obok. Dzieje się tuż za miedzą. Od czasu do czasu słyszymy o niej doniesienia. Z radia, niby mimochodem dowiadujemy się o wprowadzeniu godziny policyjnej ze względu na napiętą sytuację w stolicy Osetii Południowej, Cchinwali. W podobny sposób słyszymy o zbombardowaniu nowego osiedla w abchaskim Suchumi, podczas którego nie stwierdzono ofiar śmiertelnych. Wszystko to dzieje się w Gruzji, ale widz odbiera te wydarzenia (tak jak i bohaterowie obrazu) jako coś odległego, nie dotyczącego tego świata, w którym aktualnie jesteśmy. Bohaterowie filmu podchodzą do tej rzeczywistości jak do czegoś normalnego, jak do naturalnego stanu rzeczy. Ich rozmowy ograniczają się do krótkich komentarzy, informacji o tym, że Jura, syn sąsiada Mamuki, dał się zabić w Suchumi i zniszczył rodzinę. Nie chcą o tym myśleć, nie chcą się nad tym zatrzymywać. Muszą się skoncentrować na swoim życiu, na próbie przetrwania, nakarmienia rodziny. Regularne braki w dostawie prądu, kolejki po reglamentowaną żywność, rozgardiasz – to rzeczywistość, z którą muszą mierzyć się na co dzień mieszkańcy stolicy. Wojna jest więc obok, niezaprzeczalnie jest częścią tego świata, ale dzieje się gdzieś dalej, jakby nie dotyka ich bezpośrednio. Co więcej, jej echa rodzą konflikty. Nauczycielka matematyki wyżywa się na uczennicy, której ojciec walczy w Abchazji pytając ją, jakie prezenty (łupy wojenne) przywiózł rodzinie. Rozgardiasz i moralną degrengoladę daje się zauważyć w zachowaniu żołnierzy (partyzantów?) pojawiających się nonszalancko przed piekarnią i zabierających chleb bez kolejki. Praktycznie nikt nie zwraca im uwagi. Mundur budzi strach, a potężny bałagan w kraju uświadamia prostą zasadę – masz broń, jesteś panem życia i śmierci.

Rozkwitające

Rozkwitające – Uwikłanie w tradycję

Jednak nie tylko polityka i ogromne problemy socjalne wpływają na życie bohaterów Rozkwitających. Ekwtimiszwili pokazuje nam świat głęboko zanurzony w tradycji, która odciska się praktycznie na wszystkich aspektach życia i bardzo mocno je porządkuje. Z kobiecą wrażliwością reżyserka przedstawia świat gruzińskich kobiet, ich roli i funkcji w patriarchalnym społeczeństwie. Demonstruje tradycyjny kaukaski sposób ożenku dokonujący się poprzez porwanie wybranki, jej wejście w nową rolę żony i synowej, często sprowadzającą się do ograniczenia swobód i całkowitego podporządkowania mężczyźnie. Społeczeństwo nie reaguje na porwanie, traktuje to jako coś naturalnego i oczywistego. To prawo zwyczajowe, nieważne, że niezgodne z literą prawa, nieważne, że niezgodne z wolą porwanej, tak jest zapisane w tradycji i nie należy się temu sprzeciwiać. Owa kradzież zobowiązuje wybrankę do pozostania w domu swojego nowego „władcy”. Natia (Mariam Bokeria) w dniu swojego ślubu na pytanie koleżanek czy chciała zostać, opowiada: Chyba tak. A jak mogłabym odejść? Powiedzieli, że z czasem go pokocham…

Ekwtimiszwili nie wypuszcza nas ze świata kobiet. Całą opowieść buduje na losach dwóch wchodzących w dorosłość czternastoletnich bohaterkach – Natii i Ece (Lika Babluani). Dzięki nim poznajemy tę rzeczywistość, one prowadzą nas po meandrach Gruzji z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Z ich perspektywy obserwujemy konflikty rodzinne, społeczną znieczulicę, tradycję i kontakty międzyludzkie. Z ust zgorszonych koleżanek dziewczyn słyszymy historię Manany, którą mąż wykopał z domu, ponieważ ukryła przed nim, że nie jest dziewicą. Widzimy więc świat, w którym kobieta powinna podporządkować się mężczyźnie, słuchać go i podziwiać, a on za to będzie wznosił za nią piękne toasty i nadal oddawał się przyjemnościom życia. Świat poukładany od dawna, funkcjonujący według własnych zasad, praw i zwyczajów.

Rozkwitające to obraz o dojrzewaniu i buncie, buncie przeciwko systemowi, przeciwko tradycji, przeciwko niemocy. Główna bohaterka – Eka – dojrzewa, wchodzi w brutalny świat dorosłych, z którego nie ma już drogi powrotnej. Ostatnia scena przypieczętowuje jej dorosłą decyzję. Obraz Ekwtimiszwili to także panorama społeczeństwa niemogącego się odnaleźć w nowej poradzieckiej rzeczywistości. Społeczeństwa targanego niepokojami wewnątrzpaństwowymi, z rodzącą się w wielkich bólach gospodarką wolnorynkową, ogólną degrengoladą, łatwo dostępną bronią i brutalnością. To dziki świat pełen czyhających niebezpieczeństw, w którym życie stara się biec swoim odwiecznym trybem, w którym każdy musi żyć i starać się funkcjonować, jakoś związać koniec z końcem, w którym ktoś musi dorosnąć, a ktoś umrzeć. Świat bez reguł i zasad; świat, gdzie liczy się przetrwanie.

Stasia Budzisz-Cysewska

Udostępnij przez: