Pentameron (Il racconto dei racconti) reż. Matteo Garrone
Film o niezwykłej intensywności, doskonały przykład przepaści dzielącej realizm (tu niemal nie występuje) od naturalizmu (występuje do przesytu). Przepiękne plenery, niesamowite kostiumy, trochę gorzej z aktorstwem, ale mieści się w normie, wiele wnosi – nie tyle kreacja, co sama obecność – Salmy Hayek.
Po kwadransie oglądania można odnieść wrażenie, że to bardzo, bardzo barokowe widzenie świata. Przypomina także ludowe opowieści, baśnie, które budowane są z radosnym lekceważeniem nowoczesnej metody scenariuszowej z dwoma punktami węzłowymi. Po sprawdzeniu źródła okazuje się, że wszystko się zgadza: autorzy czerpali inspirację z barokowego zbioru baśni Giambattisty Basilego.
Jak się okazuje, poetyka współczesnego kina doskonale nadaje się do ekranizowania takiej literatury – gwarantuje odrealnioną kolorystykę oraz dowolne efekty specjalne (tu użyte z umiarem i poszanowaniem konwencji). Dawka makabry i brzydoty wspólna jest dla obyczajowości szesnastowiecznej Europy i kina ponowoczesnego. Ta brzydota zresztą filmowana jest pięknymi zdjęciami, co daje przerażający efekt. Baśnie dla dzieci, jak wiadomo, podszyte są bardzo często aluzjami seksualnymi i grozą, stąd w filmie znajdziemy także perwersyjną erotykę i elementy horroru. Włoski reżyser celnie oddał specyfikę swojej historycznej kultury, korzystając z najświeższych odkryć estetyki filmowej.
Wydaje się, że podstawowym przesłaniem źródłowych baśni jest dostarczenie emocji i poczucia niezwykłości świata. To zresztą cecha wspólna wielu takich narracji. Można więc założyć, że szukiwanie głębszego przesłania czy morału nie jest tu istotne. Poszukiwanie „drugiego dna” to odruch widza przyzwyczajonego do klasycznych rozwiązań fabularnych. Warto jednak spojrzeć na ten obraz jako opowieść „znikąd donikąd” – być może właśnie to byłoby jego najważniejszym przesłaniem. Na odpowiednim poziomie odczytania jest to artystyczna realizacja dogmatu o nierozstrzygalności i nieoznaczoności tekstu, inspirująca metafora czasu, który miłościwie nam panuje, zataczając jednocześnie koło i powracając do wyobraźni sprzed wieków.
Tu musi się pojawić adnotacja: twórcy filmu zdecydowali się go skomentować i orzekli, że jednak chodziło o to, o co chodzi wszystkim – o ponadczasowe przesłanie. W ich przekonaniu należy doszukiwać się w dziele symboliki współczesnych odczytań:
Zaskoczyło nas, jak te baśnie przedstawiają niektóre z obsesji współczesnego świata. Pragnienie wiecznej młodości i piękna (które Basile opisuje w sposób hiperrealistyczny, przedstawiając rodzaj satyry na dzisiejszy szał operacji plastycznych, wiele wieków przed ich wymyśleniem). Obsesję matki, która zrobiłaby wszystko, by mieć syna. Konflikt międzypokoleniowy oraz przemoc, z jaką spotyka się dziewczyna wchodząc w dorosłość – podkreśla Garrone. LINK
Pomijając fakt, że autorskie interpretacje są ostatnimi, jakie należałoby publikować, trzeba postawić pytanie, czy są celne. Wymienione konflikty nadają się do analizy na poziomie „freudowskim”, ale na pewno – nie w tym dziele! – na poziomie prostego przeniesienia wzorca konfliktu. Warto więc polecić ten film nie z powodu potencjalnych kluczy (prawdopodobnie nieczytelnych dla statystycznego odbiorcy), a z racji własnych odczytań lub po prostu dla fascynacji obcą kulturą.
Część plenerów zbudowano komputerowo, jednak wykorzystano także naturalne, włoskie krajobrazy i budowle, jak zamek Castel del Monte.
Warto zauważyć bardzo delikatnie, ze smakiem wprowadzone aluzje do steampunku (tylko aluzje). Zdecydowanie polecam i nie jest to – uprzedzam – baśń dla dzieci. Chyba, że rodzice są odważni i mają odważne dzieci. Zapraszamy na orgię (kolorów) i rozpustę (kulinarną).
Sławomir Płatek