Ana, mon amour [RECENZJA] Wszyscy skończymy na kozetce
W ciągu ostatniej dekady rumuńscy twórcy konsekwentnie przepracowują w kinie traumy własnego narodu. Co więcej, dzięki uniwersalnej jakości opowiadanych przez nich historii, współczesne kino rumuńskie zyskuje międzynarodowe uznanie, potwierdzając swój wysoki status na europejskich festiwalach. Ze zbliżoną wrażliwością artystyczną autorzy portretują obyczajowość swojego narodu, w której wciąż czuć obecność historycznych uwarunkowań. Charakterystyczne jest potraktowanie kameralnych, często intymnych historii ludzkich jako punktu wyjścia do wprowadzenia widza w szerszy kontekst społeczny. Przykładem tego mogą być chociażby filmy nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes Cristiana Mungiu.
Choć wątki te są również obecne w najnowszym filmie Calina Petera Netzera (nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem za Pozycję Dziecka) Ana, mon amour, stanowią kwestię drugoplanową, ustępując miejsca problematyce skomplikowanych relacji międzyludzkich. Parę głównych bohaterów, Tomę (Mircea Postelnicu) i Anę (Diana Cavallioti), poznajemy jako pełnych młodzieńczej werwy studentów literatury. Przez cały film śledzimy perypetie ich burzliwego związku, od wspólnego wkraczania w dorosłość, przez małżeństwo i rodzicielstwo, aż po nieunikniony rozwód. Choć motyw ten był w kinie wielokrotnie eksplorowany, tym, co wyróżnia Ana mon amour spośród filmów o podobnej tematyce jest sposób jego przedstawienia. Narracja, prowadzona z perspektywy mężczyzny, jest mianowicie nielinearna, zaś klamrą spajającą poszczególne sceny jest sesja psychoanalizy, której poddaje się główny bohater. W związku z tym, achronologiczna kompozycja filmu odzwierciedla swobodnie przepływające wspomnienia leżącego na kozetce Tomy.
Pełna uprzedzeń mentalność Rumunów
Relacja dwójki bohaterów, z początku pełna namiętności, szybko przybiera toksyczny charakter z uwagi na pogłębiającą się chorobę psychiczną Any i wynikającą z niej emocjonalną niesamodzielność, którą obarcza swojego partnera. Dziewczyna, od wczesnej młodości uzależniona jest bowiem od leków antydepresyjnych i uspokajających, których próby odstawienia kończą się atakami lękowymi. Wiąże się to z niejednoznaczną sytuacją rodzinną – dziewczyna nie zna swojego biologicznego ojca, zaś w kontekście relacji z ojczymem pojawia się (zgrabnie niedopowiedziana) sugestia molestowania. Środowisko, w którym Ana dorastała, oddaje zacofaną mentalność prowincjonalnej Rumunii, gdzie panuje bezwzględny patriarchat, a wszelkie zmiany obyczajowe zachodzące w rozgrywającej się wokół rzeczywistości traktowane są z dużą dozą nieufności. Rodzina Tomy, choć inteligencka i dobrze prosperująca, również żywi uprzedzenia w stosunku do związku bohaterów, co tym bardziej pogłębia ich izolację.
Związek jako forma eskapizmu
Można powiedzieć, że osią fabularną Ana, mon amour jest wzajemna emocjonalna zależność dwójki bohaterów. Film w przewrotny sposób odwraca role w ich relacji, która pozostaje jednak przez cały czas nierówna, zbudowana bardziej na niezdrowym przywiązaniu, niż prawdziwej miłości. Toma, w pewnym momencie, zdaje się przyjmować bardziej funkcję ojca lub opiekuna (dla niewychodzącej miesiącami z domu Any), niż partnera i kochanka. Z erotyzmu, którym początkowo nacechowana jest naturalistycznie zobrazowana cielesność postaci, w późniejszych sekwencjach (w szczególności scenie próby samobójczej dziewczyny) pozostaje jedynie budząca niesmak fizjologia. Podział ról jest jednak niejednoznaczny, toteż, pod koniec filmu pojawia się pytanie – czyje przywiązanie jest silniejsze i bardziej destrukcyjne?
Utracone ideały
Zawód, któremu podlegają w kontekście swojego związku, jest nierozerwalnie złączony z szerzej pojmowanym życiowym rozczarowaniem. Z początku przejawiają wysokie aspiracje intelektualne. Toma marzy o zostaniu pisarzem, obydwoje zdają się być wierni swojej ścieżce wynikającej z młodzieńczych ideałów, mając świadomość wiążących się z nią wyrzeczeń. U progu dorosłego życia są jednak zmuszeni zrewidować swoją postawę. Odpowiedzi na drodze ku lepszemu zrozumieniu siebie poszukują u autorytetów – z jednej strony religijnych, z drugiej naukowych. Klimat egzystencjalnego niepokoju zostaje dodatkowo wzmocniony chaotycznie poprowadzoną kamerą. Liczne zbliżenia twarzy i ciał postaci, także podczas intymnych momentów, sprawiają wrażenie niemal voyeurystyczne, lecz zdają się mieć na celu przede wszystkim obnażenie ich psyche.
Choć ze scenami pełnymi napięcia niekiedy kontrapunktuje subtelny komizm, humor i dystans w ostatecznym rozrachunku giną w meandrach toksycznego związku. W Ana, mon amour pobrzmiewa gorzkie przekonanie, iż przeszłość nieuchronnie determinuję naszą przyszłość, często w sposób tak zawoalowany, że mechanizmy rządzące tym procesem umykają naszej świadomości. Film opowiada o współczesnych lękach i nieprzepracowanych traumach, które wpływają na relacje z ludźmi i ogółem rzeczywistości. Najciekawsza zdaje się być jednak forma przedstawienia tego tematu, podporządkowana pracy skojarzeń podczas terapii psychoanalitycznej. Spójnie i czytelnie skomponowana, stanowi intrygujący obraz swobodnego przepływu myśli i wspomnień, nadając filmowi wysoki walor artystyczny.
Dominika Koliszewska
Ana, mon amour, reż. Calin Peter Netzer, scen. Calin Peter Netzer, Cezar Paul Badescu, Iulia Lumânare, zdjęcia: Andrei Butică, wyst. Mircea Postelnicu, Diana Cavallioti premiera: 17.02.2017 (świat), 20.10.2017 (Polska)