Her Love Boils Bathwater [RECENZJA] Historia matek nieobecnych
Tegoroczny japoński kandydat do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny – Her Love Boils Bathwater[1] w reżyserii Ryōty Nakano – na pierwszy rzut może się wydawać niezbyt oryginalny pod względem fabularnym, szczególnie z perspektywy widza zachodniego przyzwyczajonego do tego typu historii. Film opowiada historię Futaby, kobiety wychowującej samotnie nastoletnią córkę – Azumi. Gdy Futaba dowiaduję się, że jest w czwartym stadium raka z przerzutami i pozostało jej zaledwie kilka miesięcy życia, obiera sobie ona za cel zapewnienie Azumi dalszego życia w pełnej, wspierającej się rodzinie. Podejmuje ona trud odnowienia kontaktu ze swoim byłym partnerem i ponownie otwiera rodzinny biznes – łaźnię publiczną, po czym wyrusza w podróż na północny kraniec wyspy by odnaleźć tajemniczą Kimie Sakamaki – kobietę, która raz do roku, zawsze w ten sam dzień, przysyła Futabie i Azumi w prezencie świeżego kraba.
Impuls, jakim jest diagnoza nieuleczalnej choroby zdaje się być wdzięcznym punktem wyjścia fabuły. Wielokrotnie na ekranie obserwowaliśmy już bohaterów starających się sfinalizować wszystkie niedokończone sprawy przed przedwczesną śmiercią – czy to w formie gorzko-słodkiej komedii, kina młodzieżowego, czy dramatu. Zanim jednak postawimy Her Love Boils Bathwater na półce obok typowych wyciskaczy łez, zwróćmy uwagę, że w skali kina japońskiego jest to jednak film przełamujący stereotypy i wprowadzający nowatorski sposób narracji o chorobie.
W Japonii do całkiem niedawna rak uchodził za temat tabu.
W latach 80-tych dość częstą praktyką było zatajanie przed samym pacjentem, że choruje na raka i odmawianie możliwości wyboru terapii. Strach przed nazywaniem rzeczy po imieniu osiągnął wręcz kuriozalną formę, gdy sam cesarz Hirohito był utrzymywany w niewiedzy o swoim stanie zdrowia. Obecnie oczywiście raczej się nie doprowadza do sytuacji, w której pacjent hospitalizowany bez świadomości co mu dolega, jednak w społeczeństwie, który za jedną z najwyższych wartości ceni sobie pracę, wyjawienie, że cierpi się na nieuleczalną chorobę w dalszym ciągu przychodzi z trudem i łączy się z wykluczeniem społecznym.
W japońskich filmach, anime czy serialach aktorskich, dość częstym motywem jest „nieuleczalna choroba”, która objawia się niesprecyzowanymi symptomami, nagłymi omdleniami, brakiem rzetelnej interwencji lekarskiej i służy głównie wprowadzeniu melodramatyzmu do fabuły. W japońskim kinie choroby przewlekłe charakteryzuje symboliczność i niedopowiedzenie. Dla przykładu w Moim sąsiedzie Totoro (1988) nie mamy pojęcia na co choruje matka Mei i Satsuki, a w serialu CLANNAD (2007-2009) główna postać Nagisa umiera na chorobę, którą cechuje jedynie słabość i nawracająca gorączka.
Dlatego właśnie Her Love Boils Bathwater ukazuje przełomowe spojrzenie na raka. Futaba nie popada w marazm, a cała historia jest opowiedziana realistycznie, bez nadmiernego patosu i bez rozżalania się nad losem.
Choroba głównej bohaterki jest jednak jedynie pretekstem by zastanowić się nad inną kwestią – znaczeniem macierzyństwa.
Futaba stara się naprawić błędy przeszłości, i dać drugą szansę swojej rodzinie, pomimo tego, że sama drugiej szansy nie dostała. Rozwiązania fabularne zastosowane przez twórców są dość zaskakujące – szczególnie w ostatnim akcie filmu. Chodzi tutaj przede wszystkim o wykorzystanie języka migowego i samo zakończenie.
Jak na kino azjatyckie, które miewa problemy z zakończeniami, Her Love Boils Bathwater ma wyróżniające, definitywne zakończenie. Ostatnia plansza filmu pozostawia widza z poczuciem, że obejrzał pełne, świadome dzieło.
Poza tym film ma dobre tempo, świetnie gra kolorami oraz wypada bardzo realistyczne aktorsko. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim kreacja Rie Miyazawy w roli Futaby, za którą zresztą dostała Nagrodę Japońskiej Akademii Filmowej dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Ponadto dwie nagrody (dla najlepszej aktorki drugoplanowej i za najlepszy debiut aktorski) dostała Hana Sugisaki wcielająca się w rolę Azumi. Sam film nie dostał jednak nagrody za najlepszy film, ponieważ przegrał z najnowszą odsłoną serii o Godzilli.
Jeżeli miałabym wymienić jakąś wadę filmu, to jedyne co mi się rzuciło w oczy, to momentami mało wiarygodne dialogi. Bywają sceny, w których postaci są mocno irytujące (cały wątek dotyczący problemów Azumi w szkole), oraz jest kilka momentów, które może w zamierzeniu twórców miały być zabawne, i wywołały u mnie uśmiech, tyle że z spowodowany lekkim zażenowaniem (scena ze sfinksem).
Dla fanów kina azjatyckiego Her Love Boils Bathwater to raczej pozycja obowiązkowa. Dla osób niekoniecznie zainteresowanych, również może być ciekawa. Patrząc realistycznie, film ma małe szanse na zdobycie nominacji do Oscara. A szkoda, bo wtedy może mógłby doczekać się dystrybucji w Polsce, gdzie ciężko o świeży japoński film.
Michalina Biedrzycka
[1] Oryginalny tytuł filmu brzmi Yu wo wakasu hodo no atsui ai 「湯を沸かすほどの熱い愛」. Japoński tytuł może sprawiać trudności czytelnikom nie znającym języka, a film nie doczekał się póki co dystrybucji w Polsce i nie ma oficjalnego polskiego tytułu, więc w tekście używam tytułu w języku angielskim używanego przy dystrybucji międzynarodowej. Oddaje on całkiem dobrze oryginalny sens i brzmienie, będąc jednocześnie, mam nadzieję, zrozumiałym dla większości.