Kraina wielkiego nieba [RECENZJA]
Kraina wielkiego nieba to debiut reżyserski Paula Dano. Dotychczas na srebrnym ekranie mogliśmy podziwiać jego kreacje aktorskie w tak znakomitych filmach jak choćby Okja (2017) czy Aż poleje się krew (2007), ale także w bardziej „ekscentrycznych” dziełach, jak Człowiek-scyzoryk (2016), gdzie wystąpił w duecie z Danielem Radcliffem. Jego własny film jest natomiast bardziej kameralny: przedstawia dramat rozgrywający się między członkami rodziny.
Warto na początku wspomnieć o tym, że Kraina wielkiego nieba jest ekranizacją noweli Wildlife z 1990 roku, napisanej przez Amerykanina Richarda Forda. Za scenariusz odpowiedzialni są Paul Dano oraz jego narzeczona – Zoe Kazan. Cała historia opowiadana jest z perspektywy nastolatka, Joego Brinsona, w którego wciela się Ed Oxenbould. Jest on w przełomowym momencie swojego życia: musi dorosnąć i spojrzeć na świat, w tym i na swoich rodziców, w dojrzalszy sposób. Jego ojciec, Jerry Brinston (Jake Gyllenhaal), w pogoni za własnymi ambicjami nie zawsze stawia rodzinę na pierwszym miejscu. Natomiast jego matka, Jeanette, grana przez Carey Mulligan, przechodzi życiowy kryzys. Gdy głowa rodziny traci pracę, Brinsonowie znajdują się na życiowym zakręcie, a widzowie obserwują wydarzenia z perspektywy pasażera, czyli Joego.
Scenariuszowi nie można zbyt wiele zarzucić. Został skonstruowany poprawnie, choć nie sposób przeoczyć, że reżyser na początku trochę zbyt łopatologicznie stara się przedstawić wykreowany przez siebie świat. Sprawia to niestety, że do filmu w początkowych jego fazach łatwo się zniechęcić. Niestety nie mam możliwości ocenić, jak wiernie film adaptuje dzieło Forda, w związku z tym trudno mi ustalić, jaka część jego zawartości wynika z pierwowzoru, a jaka – z wizji Paula Dano. Jeśli natomiast chodzi o dialogi, wypadają wiarygodnie, choć może być to zasługą znakomitych aktorów. Bo właśnie aktorstwo jest najmocniejszym punktem tego filmu.
Postać Jeanette to prawdziwy kalejdoskop emocji. Carey Mulligan jest niezwykle przekonująca, niezależnie od tego, co musi zagrać. Paul Dano pozwolił jej zaprezentować ogromny aktorski kunszt. Jeśli jednak kogoś na seans tego filmu przyciągnął głównie widok Jake’a Gyllenhaala na plakacie, może się zawieść, bo amerykańskiego aktora jest tam stosunkowo niewiele. Historię przez większość czasu „dźwiga” właśnie znakomita Mulligan.
Gdy jednak Gyllenhaal pojawia się na ekranie, wcale nie pozostaje w jej cieniu. Wręcz przeciwnie, aktorzy dopełniają się czyniąc wzajemnie swoje występy jeszcze lepszymi. Jeśli natomiast chodzi o najmłodszego w obsadzie Eda Oxenboulda, jego gra przypominała mi trochę sposób gry Paula Dano. Ewidentne ma w sobie pewną wrażliwość, która w karierze aktorskiej zawsze cechowała także samego reżysera. Dlatego też wydaje mi się, że wybór Oxenboulda był kluczowy dla filmu. To właśnie z perspektywy Joego widzimy świat. Wraz z nim odkrywamy kolejne karty historii. Można zarzucić kreowanej przez niego postaci pewną nijakość, ale wynika ona wyłącznie z faktu, że Joe ma być kimś, z kim każdy z nas będzie mógł się utożsamić.
Elementy techniczne Krainy wielkiego nieba są wykonane solidnie, ale zabrakło w nich odrobiny kreatywności. Praca kamery nie odwraca uwagi od historii, jednocześnie jednak nie współpracuje z nią. Brakuje trochę lepszego wykorzystania języka obrazu. Montaż również posłużył wyłącznie jako narzędzie narracji. Na szczęście kostiumy i scenografia zostały wykonane wiarygodnie, a umiejscowienie akcji w przepięknej Montanie dodało filmowi walorów estetycznych.
Mimo pewnych braków debiut Paula Dano to bardzo sprawnie skonstruowany film. Bohaterowie nie są czarno-biali, a historia pozbawiona jest nieścisłości fabularnych, często obecnych w debiutanckich dziełach. Reżyserowi udało się ustrzec przed poważnymi błędami, a jeśli przy kolejnych projektach popuści wodze fantazji i trochę zaryzykuje, to możemy być świadkami narodzin kolejnego młodego reżyserskiego talentu na miarę Damiena Chazelle’a.
Oskar Wadowski
Korekta: Anna Felskowska