Oczy szeroko otwarte [recenzja] „Byłem martwy, teraz jestem żywy”
Filmów o tematyce żydowskiej nie brak – czy są to komedie z początków historii kina, filmy o eksterminacji, czy też religijne. Ostatnio trafiłem na debiut izraelskiego reżysera Haima Tabakmana, który postanowił nagrać film o walce bohatera z pokusą, jaką był związek z mężczyzną. Nieheteronormatywna sytuacja w ortodoksyjnym żydowskim społeczeństwie wypada na ekranie zaskakująco dobrze.
Aaron jest niewyróżniającym się mężczyzną. Prowadzi rzeźnię z koszernym mięsem. Codziennie oddaje się tym samym czynnościom, starając się, aby wszystko było zostało przeprowadzone idealnie – począwszy od krojenia mięsa, po ważenie go i sprzedaż. Jest pozytywnym człowiekiem, który przejął ojcowski interes. Jego życie również nie odbiega od normy: ma żonę, czwórkę dzieci i uczestniczy w życiu religijnym swojego miasta. Jego egzystencja sprowadza się do powszednich rytuałów. Żyje spokojnie, cieszy się poważaniem we wspólnocie żydowskiej. Oczywiście sielanka musi zostać zakłócona.
Znikąd pojawia się Ezri, przystojny młody chłopak, szukający pracy i domu. Aaron jako dobry człowiek daje mu jedno i drugie: Ezri dostaje zakwaterowanie na poddaszu rzeźni i pomaga gospodarzowi w obowiązkach. Ich więź się zacieśnia, mężczyźni wiedzą o sobie coraz więcej, zaczynają się wzajemnie intrygować. Na jednym z pierwszych spotkań kąpią się razem nago w oczyszczającym źródle na przedmieściach. Ten żydowski rytuał ma obmywać z grzechu, a w filmie paradoksalnie stanowi do niego wstęp. Motyw kąpieli w źródle pojawia się również w jednej z ostatnich scen, co tworzy znaczącą klamrę kompozycyjną.
Oczy szeroko otwarte to film o próbie. Aaron sam nie wie, jak rozwiązać swój problem. Z jednej strony chciałby być z Ezrim – żyje mu się z nim dobrze. Tłumacząc się rabinowi, twierdzi, że zanim poznał Ezriego, czuł się martwy. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że związek z nim jest niemożliwy. Zabrania mu tego wiara, rodzina, którą założył i poważanie, jakim się cieszy. Ezri jest sprawcą grzechu, kusicielem. Warto docenić niesamowitą subtelność gestów, niejednoznaczność słów i piękno męskiego romansu. To piękno może mieć wiele twarzy, również homoseksualną i żydowską.
Dzieło ma wydźwięk tragiczny. Człowiek wierzący, w tym wypadku ortodoksyjny Żyd, traktuje naturalną część swojego życia, czyli swoje upodobania i pokusy, jako próbę. Ta frustrująca kwestia została pokazana w filmie w wielu wymiarach. Początkowo Aaron nie wie, jak się zachować, kiedy spotyka mężczyznę, który go porusza. W momencie, kiedy ma dojść do zbliżenia, wycofuje się, ponieważ czuje się wystawiony na próbę przez samego Boga. Żyje jednocześnie w dwóch światach, stara się interpretować Torę na swój sposób, rozmawiać z rabinem o wątpliwościach, ale okazuje się, że w ortodoksyjnym społeczeństwie nie ma miejsca na oczyszczenie. Aaron może tylko zazdrościć Ezriemu tego, że ten, pomimo wykluczenia, może żyć własnym życiem. Strach przed „tam i potem”, wygrywa z „tu i teraz”.
Warto obejrzeć Oczy szeroko otwarte, aby przekonać się, że wiara, która ma oznaczać miłość bliźniego, paradoksalnie może ją odrzucać. Miłość w przypadku Aarona oznaczała strach. Niezwykle subtelny i niejednoznaczny film z powolną narracją pozwala nam utożsamić się z problemem wielu ludzi, jakim jest poszukiwanie odpowiedzi. Odpowiedzi na pytanie jak żyć, skoro miłość przez wielu jest postrzegana jako zło. Nawet jeżeli ten problem nie dotyczy nas bezpośrednio, gwarantuję, że film nikogo nie pozostawi obojętnym.
Tomasz Szewczyk