Parafraza historii burzy i naporu – „Zakochany Goethe”
Wielkiego dzieła małe początki
Każdy ma swoje zdanie na temat lektur szkolnych. Należę do grona, które kocha czytać, jednakże nie to, co zostało podane w kanonie. Mierząc się z Cierpieniami młodego Wertera, cierpiałam razem z nim, chociaż z innych powodów. Mimo moich gorzko-słodkich wspomnień, wyreżyserowany przez Philippa Stölzla Zakochany Goethe z 2010 roku, stanowiący niejako parafrazę historii przedstawionej w literackim oryginale, jest zupełnie inny w odbiorze niż powieść autora Fausta.
Fabuła filmu nie jest zanadto skomplikowana. W jej centrum znajduje się młody Johann (Alexander Fehling), który zostaje zderzony z fiaskiem swojej sztuki i żądaniami ojca wymagającego od swego syna, by ten ukończyła zaplanowane studia prawnicze. W tym celu główny bohater wyrusza na prowincję, gdzie ma dokończyć praktykę adwokacką w tamtejszym sądzie. W Wetzlar poznaje Charlottę Buff (Miriam Stein), w której zakochuje się bez pamięci, chociaż ta przyrzeczona jest już bogatemu adwokatowi, Albertowi Kestnerowi (Moritz Bleibtreu). Romans staje w opozycji do powinności młodej kobiety, znajdującej się przed wyborem – jej szczęście jest zagrożone przez zaaranżowane małżeństwo, mające na celu uratowanie rodziny przed bankructwem. Ta nieszczęśliwa, niemożliwa do spełnienia miłość stała się inspiracją dla młodego Goethego do napisania powieści, która przyniesie mu sławę.
Fakty i półprawdy
Warto zaznaczyć, jak wskazuje już sam tytuł tej recenzji, że historia przedstawiona w filmie stanowi jedynie imiona niektórych postaci zostały zmienione. Pierwowzorem postaci Alberta był Johann Christian, natomiast przyjaciel Goethego miał na imię Karl (Wilhelm było jego drugim imieniem, które zostało wykorzystane zarówno w filmie, jak i w powieści). Panna Buff w rzeczywistości (podobnie jak w Cierpieniach młodego Wertera) już w momencie przyjazdu głównego bohatera na prowincję była w oficjalnym związku z adwokatem. Także sama miłość między Johannem a Charlotte niewiele ma wspólnego z prawdą. Ekranowe uczucie zostaje przedstawione jako odwzajemnione, niezwykle romantyczne, lecz zwieńczone werterowskim finałem, co jednak jest nieprawdą. Lotta była dla Goethego wyłącznie przyjaciółką – pozostawała wierna narzeczonemu, a później mężowi. Część wydarzeń, takich jak pojedynek między Albertem i Johannem czy pobyt w więzieniu artysty są jedynie elementami fikcjonalnymi, których próżno szukać w życiorysie poety.
W mojej opinii opowieść przedstawiona w ekranizacji jest połączeniem losów autora z fabułą Cierpień młodego Wertera, która jednak została pozbawiona wszystkiego, co w powieści mieści się pod hasłem Weltschmerz. W filmie o bólu istnienia się nie mówi – tak naprawdę nie wiemy, jakie procesy zachodzą w głowie bohatera, podejmującego decyzję o samobójstwie. Ciężko jest zrozumieć poczynania filmowego Goethego bez znajomości jego literackiego dzieła. Wydaje się, że zabieg ten miał złagodzić historię z utworu, jednakże uzyskano efekt zupełnie niezamierzony – film Zakochany Goethe wydaje się po prostu powierzchowny, przez co staje w rzędzie z wieloma innymi melodramatami, spośród których nie wyróżnia się w żaden szczególny sposób.
Seans wymagający przygotowania?
W filmie Stölzla brakuje analizy, zagłębienia się w psychologię postaci, przedstawienia wielowymiarowości decyzji młodego poety lub chociażby skrótu wydarzeń z powieści. W tej sytuacji filmowe braki trzeba uzupełniać znajomością losów książkowego Wertera. Widać tutaj niewykorzystany potencjał na zajmującą ekranizację.. Wydaje się, że reżyser położył nacisk na ukazanie piękna uczuć, nie zaś uzasadnienie decyzji poety lub polemikę z uznanym dziełem literackim, o którym większość, jak można przypuszczać, wyrobiła już sobie zdanie. Zapewne film ten miał stanowić oryginalne spojrzenie na losy głównego przedstawiciela niemieckiego romantyzmu. Szkoda więc, że pojawiło się w nim tak wiele braków.
Mimo to Zakochany Goethe ma swoje dobre strony. Jest nią świetna scenografia, przedstawiająca XVIII-wieczny Frankfurt i portretująca niemiecką prowincję w taki sposób, że o wiele łatwiej zagłębić się w treść fabuły i poczuć jej ducha. Również grę aktorską można uznać za dobrą – przede wszystkim wyróżniając aktora grającego głównego bohatera, tj. Alexandra Fehlinga. Ciekawie w tym kontekście wypada zwłaszcza incydent z wilczymi jagodami, kiedy Wilhelm i Johann po zażyciu tego psychoaktywnego specyfiku przedzierają się przez miejski jarmark. Jest to jeden z tych (niewielu) momentów, w których zdolności aktorskie odtwórców ról zwracają na siebie uwagę.
Losy wielkiego poety od innej strony
Mimo wszystko Zakochany Goethe wciąż stanowi interesującą próbę przedstawienia znanego na całym świecie artysty, zwłaszcza mniej znanego okresu z jego życia (czyli zanim zyskał sławę). To uniwersalny obraz buntującego się młodzieńca, który nie zamierza iść drogą wytyczoną przez ambicje jego ojca, ale próbuje spełnić swoje marzenia. Zakochuje się nieszczęśliwie, jest zmuszony odrzucić od siebie uczucia i marzenia, by ostatecznie osiągnąć sukces. Abstrahując od imion i nazwisk bohaterów, a także od rozbieżności z prawdą historyczną, jest to momentami urocza opowieść o podążaniu swoją ścieżką i o walce do końca, nawet jeśli sytuacja nie daje wielu szans na sukces. Patrząc na Zakochanego Goethego w ten sposób, nie potrzebujemy specjalnie przygotowywać się do seansu i możemy się nim po prostu cieszyć w leniwe, niedzielne popołudnie.
Patrycja Stępień
Korekta: Marta Paluch