Slow West, reż. John Maclean

Slow West – Życie to coś więcej, niż tylko przetrwanie

Na przestrzeni kilku ostatnich lat zauważyć można ponowne zainteresowanie tematyką Dzikiego Zachodu. Dość wspomnieć takie produkcje jak: Propozycja (2005), Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda (2007) czy Prawdziwe męstwo (2010) – przy którym notabene można doszukać się duchowego pokrewieństwa dzieła Macleana. Współcześnie western porusza się na zupełnie innej orbicie: klasycznie, nastawiony był na ukazanie walki dobra ze złem, dominowały w nim pościgi konne, widowiskowe strzelaniny, napady na dyliżanse, konflikty wojenne z Indianami (mocno upraszczając) – obecnie eksploruje płaszczyznę psychologiczną; narracja z tego względu jest często spowolniona na rzecz głębszego sportretowania poszczególnych postaci, estetyka zaś skupia się na wizualnych detalach, wzbogacając dzieło o wymiar metaforyczny, symboliczny, czy poetycki.

Slow West – (prawie) slow cinema

Debiut fabularny Johna Macleana nie jest więc czysto gatunkowym westernem, inspiruje się natomiast zabiegami zakorzenionymi w jego tradycji, transponuje je przy tym na autorski grunt. Debiut tym bardziej zaskakujący, że nie powielając utartych wzorców, twórcy udało się stworzyć swój własny autonomiczny styl. Sięga po konwencję kina drogi i choć zdarzają się w filmie momenty wartkiej, szybkiej akcji, blisko mu także do nurtu slow cinema. Nie można odmówić dziełu pewnej świeżości, zawsze przyjemnej dla oka, gdyż historia opowiadana w filmie (głosem jednego z bohaterów – Silasa, pełniącego w nim rolę narratora) została ukazana w sposób nieszablonowy, ciekawy i mądry.

Pochodzący ze Szkocji nastoletni panicz Jay Cavendish (Kodi Smith-McPhee), udaje się w podróż na Zachód. Nie będzie tam szukał sławy ani fortuny, ale miłości swojego młodzieńczego życia, Rose. Dziewczyna, przez fatalną okoliczność, zmuszona była wraz z ojcem opuścić dom rodzinny. Pełen nadziei, z wiernym wierzchowcem i książką pod pachą, nie baczy na czyhające nań niebezpieczeństwa, których napotka po drodze nie mało. Śladem panicza podążają łasi na pieniądze łowcy nagród. Rose i John Ross są poszukiwani listem gończym za morderstwo.

Dewocyjna strona amerykańskiego dreamlandu

W filmie mamy do czynienia ze zderzeniem dwóch (wzajemnie nie mogących się „dotrzeć”) światów: rdzenna ludność Indian, źródło autentycznej kultury, jest permanentnie „wybijana” w pień (tych słów używa Jay, mówiąc o tubylcach z księżyca) przez cywilizację Wschodu (rozmowa Jaya z napotkanym nieznajomym) – białych Amerykanów, roszczących sobie prawo do ich ziem. Niemiecki antropolog, Werner, wygłasza ponurą konstatację na temat takiego stanu rzeczy, głosząc, że już niedługo będzie należał do zamierzchłych, zapomnianych czasów, wspomnienia zaś staną się wybiórczo odkopywanym gruzowiskiem, sentymentem, opakowanym w romantyczne mity. Wyraźnie zarysowany jest także konflikt pomiędzy różnymi klasami społecznymi – znajomość Jaya z Rose prowadzi finalnie do tragedii.

Konstytutywną cechę przemierzanej krainy stanowi więc wzajemne przenikanie się śmierci i życia. Tak samo bezwzględność i cyniczność, zazdrość czy chorobliwa żądza zysku wpisana jest w jej codzienność. Nikt nie zapłacze nad zwłokami przyjaciela – zbyt zajęty będzie plądrowaniem jego kieszeni. Jay przekona się o tym zaraz po opuszczeniu granicy swojego stanu. Jego wrażliwa, marzycielska i nieco naiwna natura nie jest odpowiednio przygotowana do konfrontacji z brutalnym światkiem Dzikiego Zachodu. Jednak niespodziewanie swoje ścieżki krzyżuje

z Silasem Selleckiem (Michael Fassbender) – samotnym tułaczem i wędrowcem, który za drobną opłatą postanawia zostać przewodnikiem chłopaka i doprowadzić go do wyznaczonego celu.

Slow West, reż. John Maclean

Na Zachodzie: marzenia i trud

Podróż protagonistów odbywa się w niemal kontemplacyjnym trybie. Kamera rejestruje często w powolnych ujęciach – jadących przez pustkowia bohaterów, pokazując ich przeważnie z oddali, eksponując przy tym niezwykłe obszary natury (na wizualny plan wysuwa się leśny, potem górski pejzaż, skaliste kaniony, bezkresna pustynia). Autor zdjęć, Robbie Ryan, umieszczając w kadrze tak przemyślane, jednocześnie dość minimalistyczne kompozycje, nadał obrazowi Macleana niezwykle kameralnej i intymnej atmosfery. Na uznanie zasługuje także ścieżka dźwiękowa – przywodzi na myśl dorobek muzyczny duetu Nick Cave&Warren Ellis, twórców muzyki do wspomnianej już Propozycji oraz Zabójstwa Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda.

Niezłomna postawa chłopaka, jego niezachwiana wiara w słuszność swojego postępowania oraz niesłabnąca miłość do Rose stanowią trzon fabularnej osi filmu. Dawno nie spotkałam się z równie ujmującym przedstawieniem pragnienia spotkania ukochanej osoby. Ważny jest też moment przemiany postrzegania świata przez Salisa, dotąd wietrzącego zagrożenie na każdym skrawku ziemi („zatłukliby cię kamieniami i wbiliby ci nóż prosto w serce, jeśli spodziewali się znaleźć tam dolara”). Mając w pamięci słowa wypowiedziane przez Jaya („w życiu chodzi o coś więcej, niż tylko przetrwanie”), dzięki szczerej i dziecięcej wręcz wrażliwości chłopaka, Salis otwiera się na głębszy wymiar własnej egzystencji.

Nie chcąc zdradzać dalszych szczegółów fabuły, wspomnę jeszcze o solidnym aktorstwie (tu rzecz jasna szczególnie wyróżnić należy Kodiego Smitha-McPhee, Michaela Fassbendera, a także Bena Mendelsohna, wcielającego się w rolę lidera gangu i Caren Pistorius, filmowej Rose). W Slow West dostrzeżemy kolaż czarnego humoru – widoczny on jest w scenach, gdzie kluczową rolę odgrywa „przypadek” oraz „niezwyczajna” zwyczajność (humor Coenowski), sprawnie poprowadzoną narrację (bardzo dobrze zagrany pomysł z retrospektywnymi wspomnieniami), a co istotniejsze – dojrzałą i świadomie skonstruowaną wizję reżyserską, ulokowaną na gruncie westernowego klimatu.

Anna Cembrowska

Udostępnij przez: