Szczęście świata [VOD] Magiczna podróż po namiętność
Szczęście świata to jeden z tych filmów, gdzie fabuła nie jest najważniejsza. Obraz płynie niespiesznie, hipnotyzując nas swoją zmysłowością. Historie licznych bohaterów krzyżują się ze sobą tworząc skomplikowany obraz relacji polsko-śląsko-niemieckich, a przede wszystkim tworząc ciąg ludzkich pragnień i namiętności.
Szczęście świata opowiada historię pewnej kamienicy zamieszkanej przez (nie)typowych mieszkańców. Botanik-amator, który z szaleńczą nadzieją wyczekuje zakwitnięcia swoich roślin; dziennikarz, który podjął się wyzwania znalezienia anonimowego pisarza-podróżnika; dziecko, które nieświadomie wyczuwając w rodzinie żydowskie korzenie, odkrywa w sobie zdolność mówienia w Jidisz; a w końcu matematyk-amator, który podjął się rozwiązania, nierozwiązanego do dziś, problemu matematycznego. Wszyscy Ci bohaterowie połączeni są jednym budynkiem, ale również jednym obiektem pożądania – Różą (Katarzyna Gruszka), żydówką o niezwykłej zmysłowości i miłości do życia.
Film ślizga się od wątku do wątku – raz jest zapowiedzią nazistowskiego totalitaryzmu, raz historią dojrzewania i odkrywania siebie; zmierza się z problemami wykluczenia ze względu na pochodzenie, a po chwili gloryfikuje upartość w dążeniu do celu.
Reżyserowi, Michałowi Rosie, udało się stworzyć film, który hipnotyzuje i wciąga widza w historię. Płyniemy niespiesznie nurtem przedwojennego życia, ocieramy się o bohaterów, ale pozostaje pytanie – czy te wszystkie historie mają szansę wybrzmieć? Jak pokazała nam zeszłoroczny Nowy świat, nie zawsze tak jest. Tutaj jednak wielość wątków i ich różno-kolorowość sprawiły, że Szczęście świata jest filmem skończonym i pełnym.
Film niekiedy popada w historiozoficzne tony. Niektóre wątki i ich bohaterowie są niejako przeniesieniem skomplikowanych relacji narodowościowych i ideologicznych na grunt relacji międzyludzkich. Wzruszają nas ich przeżycia, ale w głębi czujemy, że za fasadą ich uczuciowości stoją fakty historyczne ubrane w metaforyczną formę.
Na konferencji prasowej po projekcji, reżyser podkreślał, że nie jest to film o Śląsku – i racja. Ten górniczy region jest jedynie pięknym i sentymentalnym tłem. Główną rolę gra tu potrzeba odnalezienia namiętności w życiu – namiętności międzyludzkich, namiętności doświadczeń.
Warto przyjrzeć się również aktorom. Duża część filmu jest po niemiecku – pomimo tego, że ekipa znała język (szczególnie Agata Kulesza), to i tak spędzili długie godziny z nauczycielami niemieckiego, by doszlifować akcent. I faktycznie – nie czuć tutaj fałszu, wszystko wyszło niezwykle naturalnie.
Szczęście świata ma w sobie niewyobrażalną dbałość o szczegóły historyczne. Nie tylko scenografia jest tutaj wyjęta z epoki, ale również sam obraz obdarzony dużym ziarnem filmowym i ciepłymi kolorami zdaje się mówić – pokazuję historię tak dokładnie jak to tylko możliwe.
Nie sądzę, aby Szczęście świata było faworytem po Złote Lwy – nie jest to film wybitny i wiekopomny. Jednak w całej swojej złożoności, w poruszanych wątkach i historii hipnotyzuje i zaprasza widza w zupełnie inny świat – a za to właśnie kochamy kino.
Kamil Bryl