Zupełnie przypadkowo trafiłem na film Nina. Dyskusyjny Klub  Filmowy Miłość Blondynki firmował go wytartym już hasłem „dobre, bo polskie”. Ba, koło plakatu przechodziłem kilka razy i nie odczuwałem specjalnej ochoty, by pójść na seans. Stało się jednak inaczej. I jestem wdzięczny za to znajomym z zespołu redakcyjnego MF Cinerama, jak i samym organizatorom. Gdyby nie oni, ominęłaby mnie feeria zmysłów.