Zjawa jest jednym z najważniejszych filmów roku. Nawet nie dlatego, że to obraz zdobywcy ostatniego Oscara, który miał w tym roku rozbić bank z nagrodami. Miliony widzów na całym świecie zastanawiały się czym zaskoczy nas kwartet: Inarritu, Lubezki, DiCaprio i Hardy. Według mnie otrzymaliśmy symfonię kinowego piękna, które przenosi nas w inny, mistyczny wymiar.

Większość aktorów i aktorek posiada rozpoznawalne artystyczne emploi, które dominuje nad kostiumami czy charakteryzacją. Można postarzać, odmładzać, ubierać w kryzy, gorsety, falbany, epokowe garnitury i kapelusze, ale owi aktorzy nadal pozostają rozpoznawalni. Wśród szerokiej gamy aktorskich osobowości naprawdę niewielu wpisuje się w kanon tzw. aktora fizycznego.

Jakiś czas temu Quentin Tarantino powiedział, że gdyby w dzisiejszym Hollywood Robert Aldrich kręcił Parszywą dwunastkę, miałby problem ze skompletowaniem obsady. Cierpimy na deficyt kinowych twardzieli. Co prawda wyżyłowani weterani, jak Stallone czy Schwarzenegger, dalej nie składają broni, jednak współczesny widz potrzebuje nowego bohatera. W ostatnim roku został nim Tom Hardy – stał za ladą w Brudnym Szmalu, był Szalonym Maxem, a nawet agentem KGB w Systemie.

Ten film otworzył mi oczy. Dzięki niemu zrozumiałem jak wielka stagnacja i zachowawczość ogarnęła kino akcji i szeroko rozumiane blockbustery. Czy ktoś dziś pomyślałby, że możliwe jest nakręcenie wysokobudżetowej produkcji z miłości do tematyki, a nie działając jedynie z pobudek finansowych? Że komputer nie musi być jedynym narzędziem wykorzystywanym przy tworzeniu spektakularnych scen pościgów? Że, zamiast metodycznie dawkować ugrzecznione atrakcje, można po prostu rzucić widza w sam środek szalonej orgii chaosu i zniszczenia? Na każde z tych pytań George Miller odpowie jednakowo: jak najbardziej. Tu nie ma taryfy ulgowej, ten film to niemal w całości wypełniona po brzegi eksplozjami, brudem i obłędem jatka. To widowisko, tak angażujące, że czujemy się bardziej jego uczestnikami niż zwyczajnymi obserwatorami. Piach zgrzytający między zębami, ryk silników rozdzierający bębenki słuchowe, krew bryzgająca na twarz – nie powiecie chyba, że to nie brzmi interesująco.