Uśmiechnij się pod nosem – Tajemnica zamku w Karpatach Oldřicha Lipský’ego
Filmowa adaptacja powieści Zamek w Karpatach napisanej przez Julesa Verne’a miała swoją premierę w 1981 roku. Dzieło Oldřicha Lipský’ego nie jest jednak interpretacją oczywistą i dosłowną. W odróżnieniu od literackiego oryginału wersja filmowa grozę i aurę tajemnicy podaje w parodystycznym sosie. I trzeba przyznać, że danie to smakuje bardzo dobrze.
Książka Verne’a została napisana w 1892 roku i w żadnym wypadku nie była komedią. Ale, jak widać, historia ta miała ukryty potencjał, który doświadczony twórca komedii, Oldřich Lipský, umiał wydobyć. Tak trafiamy do Królestwa Karpat z 27 października 1897 roku…
Już w pierwszych scenach filmu dostrzec można skonfrontowanie dwóch porządków – świata natury oraz świata techniki. Widać to nie tylko w scenie, kiedy z ekranu telewizora (notabene niedostępnego przecież pod koniec XIX wieku – to zresztą nie jedyny tego rodzaju zabieg pojawiający się w filmie) następuje płynne przejście w rzeczywisty spacer dwójki bohaterów na łonie natury. Najsilniejszym kontrastem wydaje się scena obserwacji zamku przez hrabiego Teleke (Michal Dočolomanský), służącego Ignaca (Vlastimil Brodský) i Vilję (Jan Hartl) w niezbyt pożądanym towarzystwie Zutra (Augustín Kubáň), który ze swoim fantazyjnym sprzętem szpiegującym w oczach widza wybija się na pierwszy plan, gdzie natura jest jedynie tłem.
Nauka i technika są bardzo wyraźnymi elementami układanki tego filmu. Ostatecznie bowiem wszystko jest efektem pracy wynalazcy (Rudolf Hrušínský) użytej w imię intrygi barona (Miloš Kopecký), a nie miłości, która miała doprowadzić protagonistę do utraconej narzeczonej. Nasuwa to skojarzenie, iż jest to właśnie swego rodzaju konfrontacja figury romantycznego kochanka z obliczem realizmu wytłumaczalnej nauki.
Historia hrabiego próbującego uciec przed wspomnieniami i tragedią związaną z ukochaną oraz jego starcia z baronem Gorcem z Gorců jest zekranizowana jako parodia pierwowzoru, ale nie można jej odmówić pewnego napięcia. Widz zastanawia się, czy mężczyźni (hrabia i leśnik) oswobodzą się z pułapki barona i Tómy Hluchoněmeca, co właściwie stało się z piękną Salsą Verde (Evelyna Steimarová) oraz czy zwycięży dobro czy zło (lub inaczej – przebiegłość i chora fascynacja czy prawdziwa miłość artysty). Rozwiązanie owego napięcia nie jest w końcu oczywiste.
O wspomniany wcześniej parodystyczny sos zadbali także aktorzy. Ich gra, a w szczególności kreacja głównego bohatera, śpiewaka operowego, hrabiego Teleke, w rolę którego wcielił się Michal Dočolomanský, wytycza kierunek odbioru filmu i sam jego charakter. Postać hrabiego z głosem tak wyjątkowym, że aż niszczącym wszystko wokół – tłukącym szkło czy burzącym ściany – jest zbudowana na solidnych, komicznych fundamentach. Nie można zapomnieć także o świetnie zagranym przez Kopecký’ego baronie – czarnym charakterze – zakręconym na punkcie śpiewaczki niczym jego siwa broda.
Muszę też podkreślić skojarzenia, jakie przywołuje we mnie postać narzeczonej hrabiego, śpiewaczki Verde. Oszałamiająca i oczarowująca mężczyzn (wliczyć w to grono należy co najmniej hrabiego-śpiewaka, barona i leśnika Vilję), powiązana z zamkiem, pojawiająca się niczym zjawa, wzbudzająca wątpliwość, czy jest bytem prawdziwym czy ułudą– nie jest to może analogia dokładna i dosłowna, jednak na myśl przychodzi mi Królewianka z kaszubskiej powieści Żëcé i przigòdë Remùsa Aleksandra Majkowskiego. Co ciekawe, z akcją usytuowaną w podobnym czasie. Ilu jednak Kaszubów obejrzało film Lipský’ego, by te drobne podobieństwa czy skojarzenia odnaleźć…
Tajemnica zamku w Karpatach wreszcie zdaje się być spektaklem czy operą samą w sobie. Na koniec twórcy serwują widzom małą scenę, groteskowo i sztucznie ustawione ze sobą postaci i… opadającą kurtynę. Przygotowano więc dla nas komedię pełną uczuć, napięć i starć przeciwieństw – parodię, dzięki której możemy uśmiechnąć się pod nosem, mimo że literacki pierwowzór serwować miał czytelnikom głównie grozę.
Ewelina Stefańska