43. FPFF w Gdyni | Juliusz – Następna kultowa polska komedia?

Juliusz (2018, reż. Aleksander Pietrzak)

Polacy uwielbiają się śmiać, na co dowodem mogą być filmy zrealizowane na przestrzeni niemalże stu lat. Od już przedwojennego Piętro wyżej, przez często cytowane Jak rozpętałem druga wojnę światową, filmy Stanisława Barei, spod znaku Misia, słodko-gorzkie komedie Marka Koterskiego, po komedie przełomu lat 90 i 00 jak Kiler, czy Chłopaki nie płaczą. Aż chciałoby się wymieniać i wymieniać.  Niestety w ciągu ostatnich kilkunastu lat poziom polskich komedii nieco się obniżył. Czy Juliusz ma szansę przywrócić ich wysoki poziom i czy będzie się mógł w ogóle równać z innymi kultowymi przebojami?

Tytułowy bohater – Juliusz – jest fajtłapą, który codziennie musi się zmagać ze swoim nadzwyczaj żywiołowym ojcem – pijakiem, artystą, niesfornymi uczniami w szkole średniej, ekscentrycznym przyjacielem wpędzającym go co chwilę w inne kłopoty, groźnym, łysym sąsiadem… w zasadzie Juliusz musi się zmagać ze wszystkimi i ze wszystkim dookoła. Ratunkiem z tego nieustającego ciągu problemów wydawać mu się będzie przypadkowo poznana doktor weterynarii – Dorota. Jak to jednak bywa w tego typu filmach… Zamiast ratunku, przyjdzie jeszcze więcej problemów.

Komedio…

Humor w filmie stoi na dość wysokim poziomie. Nie jest on może nie wiadomo jak inteligentny, ale spełnia swoje zadanie, powodując tym samym, że Juliusz stanowi świetny feel-good movie. Film na prawie każdym kroku rozśmiesza, czasami nawet do łez. Zanurzony głęboko w poetyce stand-upu (scenariusz pisali m.in. Abelard Giza i Kacper Ruciński) sprawia czasami wrażenie, jakby każda kolejna scena była innym skeczem kabaretowym. Paradoksalnie Juliusz ze swoją ciamajdowatością idealnie nie radzi sobie w wielu sytuacjach. Bez wątpienia jest to jedna z lepszych ról Wojciecha Mecwaldowskiego. Aż chciałoby się więcej!

…dramat

Juliusz, jako komedia działa niemalże perfekcyjnie, jednak gorzej radzi sobie w warstwie scenariuszowej. Myślę, że film zyskałby o wiele więcej, gdyby twórcy nie chcieli upchać do niego tylu patosowych momentów. Najśmieszniejsze sytuacje bywają czasem przerywane przez moralizujące wstawki, które zdają się za bardzo kontrastować z klimatem filmu i finalnie nie wypadają dość przekonująco. Dla przykładu kuriozalna scena kradzieży drogiej figury Masaja (moim zdaniem jedna z najśmieszniejszych w filmie) zostaje przerwana moralną wykładnią partnerki Juliusza na temat tego, że nie potrafi on radzić sobie z własnym życiem, co wygląda niestety dość ckliwie.

Pójście w stronę komediodramatu nie wychodzi więc najlepiej w głównym wątku romantycznym, lecz wypada o wiele lepiej w historii zmagań ze swoim ojcem. Jan Peszek znakomicie potrafił oddać charakter ekscentrycznego ojca, który nie tylko pije i imprezuje na potęgę, ale i zmaga się z problemami zarówno zdrowotnymi, jak i psychicznymi. Jak dla mnie, jest to motyw, który ma największe szanse chwycić kogoś za serce.

Koncert cameo

Oprócz tego na ekranie gości sporo znanych aktorów i aktorek zaliczających mniejsze, lub większe cameo. Maciej Stuhr z krótką, acz niezwykle „widowiskową” rolą, Krystyna Janda jako degustatorka wędlin, Andrzej Chyra gra uciążliwego szefa Juliusza, Jerzy Skolimowski występuje jako gangster z klasą, a na moment pojawia się również Izabela Trojanowska i Wojciech Łazarski. Mnóstwo gwiazd zagrało tu z ogromnym dystansem. Po ich rolach można stwierdzić, że na planie musiała panować wyśmienita atmosfera, która przełożyła się na równie dobry efekt końcowy.

Czy zatem Juliusz ma szanse stać się kolejną kultową polską komedią? W filmie jest dużo śmiesznych scen, które z pewnością zapadną wielu widzom w pamięci. Postać fajtłapy w wykonaniu Wojciecha Mecwaldowskiego wypada bardzo charyzmatycznie, a niektóre ze scen mogą czasami nawet chwycić za serce. Zarzuty można mieć w większości do niektórych zagrań scenariuszowych i braku odpowiedniego wyważenia pomiędzy komedią, a dramatem (czyt. ckliwym patosem). Mimo to jednak film wpisuje się w popularną aktualnie poetykę stand-upów i kabaretów, więc prawdopodobne, że z punktu widzenia przyszłości będzie stanowił wraz z nimi wspólny monolit. Jako, że niektóre z kultowych polskich komedii również mają mniejsze, lub większe ubytki artystyczne (szczególnie filmy Lubaszenki) to myślę, że patos i momentami gorszy scenariusz nie przeszkodzi Juliuszowi w zapisaniu się na kartach historii jako jedna z lepszych nowszych komedii (szczególnie tych z pierwszych dwóch dekad XXI w.). Choć z tymi największymi klasykami ciężko będzie mu konkurować, to trzeba przyznać, że film Aleksandra Pietrzaka daje pierwsze od wielu lat, silne nadzieje na powrót wysokiego poziomu polskich komedii, a to już coś znaczy!

Paweł Mozolewski

Udostępnij przez: