Climax – Halucynogenny trans, ekstatyczny bad trip

Francja, lata 90. Grupa tancerzy, piątkowy wieczór w opuszczonej świetlicy, domowa sangria – tak na początku zarysowuje się obraz świata, który chce nam przedstawić Gaspar Noé. Reżyser argentyńskiego pochodzenia, tworzący we Francji, posiadający osobliwy i charakterystyczny styl, który przyzwyczaił nas już w swoich wcześniejszych produkcjach (Nieodwracalne, czy Love) do niekonwencjonalnego sposobu obrazowania rzeczywistości.

Film rozpoczyna się od napisów końcowych i poprzedzającego je ujęcia krwawiącej bohaterki na tle nieskalanego śniegu. Ten sposób rozpoczęcia filmu “od końca” od razu jest dla nas informacją, że obraz, którego doświadczymy, będzie pełen brutalności. Pierwsza scena jest swego rodzaju ostrzeżeniem przed przemocą, której będziemy świadkami. Jeśli pozostaliśmy na sali kinowej to w jakiś sposób przyznajemy swoje zainteresowanie agresją i przełamywaniem tematów tabu. Świadczy to o tym, że jako widzowie nie zawsze szukamy w kinie przyjemności i miłych doświadczeń, czasami sami siebie chcemy stawiać w sytuacjach, które z góry wiemy, że nie będą dla nas komfortowe.

W jednej z pierwszych ze scen, gdzie widzimy nagrania, w których tancerze opowiadają o swojej pasji, Gaspar chce nam ukazać swoje własne inspiracje – wokół telewizora ułożone są kasety VHS i ulubiona literatura reżysera. Obok Taksówkarza pojawiają się tytuły kina eksploatacji, Salo, czyli 100 dni Sodomy, oraz włoska Suspiria. Natchniony powyższymi tytułami reżyser wrzuca nas do świata pełnego brutalności, spazmatycznych podrygów tanecznych, zwierzęcych instynktów – wszystkiego co najgorsze.

Film jest wyraźnie podzielony na kilka segmentów – w pierwszym z nich poznajemy bohaterów przez pryzmat ich miłości do tańca, opowiadają o tym czemu tańczą, co zrobiliby gdyby nie mieli takiej możliwości, jak zaczęła się ich przygoda z tą sztuką – poznajemy ich z dobrej strony, wydaje nam się, że będziemy w stanie ich polubić. Wydają się przepełnieni zamiłowaniem do tańca i tylko na to na razie zwracamy uwagę. Dopiero później orientujemy się jak bardzo byliśmy w błędzie.

W następnej, wyraźnie zarysowanej części, obserwujemy ich próbę taneczną w obskurnej świetlicy. Jestem tancerką od 10 lat i z tego względu obejrzałam naprawdę dużą ilość filmów ze scenami tanecznymi – jednak tak doskonałego tańca, nakręconego w tak kreatywny sposób nie widziałam nigdy. Tancerze są na najwyższym światowym poziomie, bardzo dobrze wiedzą co robią. Widać, że nie znają się tylko i wyłącznie na technice, ale że są znakomicie zaznajomieni z całą kulturą. Scena zaczyna się choreografią wykonywaną wspólnie przez wszystkich. Później parkiet zamienia się w wybieg vogue, gdzie artyści po kolei prezentują swoje umiejętności freestyle’u. Style i różne ekspresje mieszają się ze sobą – od vogue, po waacking, aż do krumpu. Selva, grana przez znakomitą Sofię Boutellę, wyraźnie dominuje. Jej taniec, ruchy, ekspresja i charakter są hipnotyzujące. Pozostałe aktorki nie odstają od niej kunsztem tanecznym, jednak Sofia ma w sobie coś takiego, że ciężko od niej oderwać wzrok. Praca kamery w scenach tanecznych jest niezwykle istotna – długie ujęcia, szerokie kadry, perspektywa ptasia na parkiet – wszystko to ma wpływ na odbiór widza i wszystko to daje nam możliwość rozsmakowania się w pięknie ruchu i umiejętnościach tancerzy. Dla Gaspara bardzo ważne było to jacy tancerze wystąpią w jego filmie – jeździł po całym świecie w poszukiwaniu tych najlepszych. Udało mu się to znakomicie. Kamera działa w tej scenie jak sam taniec – skupia się na ujęciu przestrzeni, jest bardzo ruchliwa i w doskonały sposób współgra z muzyką, która odgrywa bardzo ważną rolę zarówno w scenach tanecznych, jak i w całym filmie. Towarzyszy ona aktorom praktycznie od samego początku i nie opuszcza ich na krok. Gaspar Noé, podobnie jak stylami tanecznymi, żongluje gatunkami muzycznymi – korzysta z twórczości Lila Louisa i jego utworu French kiss, który jest bardzo znanym utworem muzyki house, który każda osoba siedząca trochę dłużej w światku tanecznym powinna znać, ale reżyser sięga także po muzykę Rolling Stonesów i Daft Punku.

Po pierwszym segmencie tanecznym ma miejsce zaprezentowanie wszystkich postaci w odrobinę odmienny sposób niż na początku filmu. Autor używa specyficznego sposobu – prezentuje nam scena po scenie, w szybkich ujęciach, po dwie gadające głowy, które rozmawiają zazwyczaj na tematy dotyczące ich samych. Dzięki temu łatwo możemy poznać ich osobowości, preferencje i sposoby myślenia. Cel tych scen jest prosty – autor chce żeby widz poznał bohaterów i był w stanie wyrobić sobie o nich zdanie- jednak po tak dynamicznej, ekspresyjnej i zachwycającej scenie tanecznej – spędzenie kilkunastu kolejnych minut na słuchaniu dosyć schematycznych, mało ciekawych i perwersyjnych rozmów między tancerzami jest nużące i trochę zabija klimat, który udało się osiągnąć dzięki wizualnemu majstersztykowi tanecznemu.

W trakcie rozmów bohaterowie popijają domową sangrię, robioną przez gospodynię imprezy, jednocześnie matkę kilkuletniego chłopca, który również jest uczestnikiem imprezy. Bardzo szybko wszyscy orientują się, że do alkoholu ktoś dodał LSD. I wtedy zaczyna się cała zabawa. Każdy z bohaterów musi zmierzyć się ze swoimi własnymi demonami, stawić czoła lękom, fetyszom i popędom. Przestrzeń, w której się znajdują jest swego rodzaju odzwierciedleniem ich ciał i umysłów, w których tak jak w opuszczonej świetlicy na odludziu, mogą czuć się zamknięci i ograniczeni. Gaspar Noé bierze sobie za punkt honoru poruszenie jak największej ilości kontrowersyjnych tematów- od uzależnień, niechcianej ciąży, aborcję, nietypowe preferencje seksualne, do kazirodztwa. Bohaterowie przechadzając się klaustrofobicznymi korytarzami, skąpanymi neonowym, psychodelicznym światłem powoli tracą siebie i szukają po drodzę przypadkowych ciał w których mogliby się odnaleźć. Absurd zaczyna gonić kolejny absurd – my jako widzowie męczymy się razem z bohaterami. Może i chcielibyśmy im współczuć, ale bardzo trudno jest sympatyzować z którymkolwiek z nich. Gaspar Noé celowo zmusza nas do zbudowania na nowo swojej granicy postrzegania, chce żebyśmy przekroczyli limity percepcji – jego film ma przede wszystkim wzbudzać emocje.

Gaspar Noe, jako reżyser i scenarzysta, kreuje w swojej twórczości kino awangardy. Bawi się różnymi formami i gatunkami, jego filmów nie da się zaszufladkować. Celem nie jest przedstawienie nam interesującej historii, fabuła ma tak naprawdę drugorzędne znaczenie. Gaspar chce stworzyć kino,które ma być ekstatycznym i estetycznym doświadczeniem zarazem. Climax ma przedstawić nam rozpad wszelkich norm i wartości. Zmusza nas do rozmyślań nad naturą człowieka, tym ile w nas jest dobra, ile zła. Swoiste piekło na ekranie jest doświadczeniem, które dla większości z nas będzie się równało uczuciu wysokiego dyskomfortu. Jednak zgadzamy się na to zostając w kinowym fotelu. Z czego to wynika? Skąd w nas taki pęd do swego rodzaju masochizmu? Nawet w życiu często stawiamy się w sytuacjach granicznych. Kino, konfrontując nas z trudnymi doświadczeniami, prowokuje do rozważania nad swoimi własnymi ograniczeniami, niedoskonałościami, słabościami. Climaxowi się to udaje.

Zuzanna Maszka

Udostępnij przez: