“Opowieści o rodzinie Meyerowitz” [RECENZJA] – ten dobry film z Adamem Sandlerem
Filmów z Adamem Sandlerem nie wypada lubić
Sam dźwięk nazwiska Adama Sandlera u zdecydowanej większości osób interesujących się kinem wywołuje lekkie zażenowanie. Aktor ten, choć ma na koncie kilka poważnych ról, kojarzony jest głównie z co najmniej słabymi komediami.
Filmy z Adamem Sandlerem zdają się być wręcz oddzielnym podgatunkiem filmowym, charakteryzowanym przez dowcip fekalny, niewybredne podteksty erotyczne, przesadzone aktorstwo i fakt, że są powtarzane na Polsacie. Nawet jeśli w skrytości lubi się oglądać jak Adam Sandler gra fajtłapę walczącego z Pac-Manem albo agenta Mosadu, który postanowił zostać fryzjerem, mało kto się do tego przyznaje.
Tymczasem film z Adamem Sandlerem brał w tym roku udział w konkursie głównym festiwalu Cannes i jeśli wierzyć relacjom, po seansie nastąpiły czterominutowe owacje na stojąco. Dodajmy, że wystąpił w nim u boku takich weteranów kina jak Dustin Hoffman czy Emma Thompson. Mowa o produkcji Netflixa Opowieści o rodzinie Meyerowitz (utwory wybrane), w reżyserii Noah Baumbacha – reżysera kojarzonego głównie dzięki Frances Ha (2012).
Rodzina Meyerowitz cierpi na kompleks niedoszłego artysty
Senior rodu Harold (Dustin Hoffman), jest co prawda uznanym rzeźbiarzem, jednak życie zmusza go do sprzedania zarówno wszystkich swoich prac, jak i domu w centrum Nowego Jorku, by móc utrzymać siebie i swoją partnerkę (w tej roli świetna jak zwykle Emma Thompson). Podczas gdy jego znajomi otwierają wystawy w prestiżowych muzeach, Harold może liczyć zaledwie na część sali na wystawie zbiorczej prac profesorów uczelni, na której wykładał.
Starszy syn Harolda – Danny (wyjątkowo niepajacujący Adam Sandler) starał się zrobić karierę jako kompozytor piosenek i pianista, jednak nie miał siły przebicia. Po rozstaniu z partnerką i wyjeździe córki do college’u liczy na pomoc rodziny. Natomiast młodszy syn Matthew (Ben Stiller, również tym razem poważny), jest dobrze prosperującym biznesmenem i pogardza zapędami artystycznymi reszty rodziny. Ich siostra – Jean (Elizabeth Marvel) – nieśmiała i zahukana, zdaje się nie miała jeszcze okazji wykorzystać swój potencjał artystyczny.
Dzieci Harolda nie miały jednak wspólnego dzieciństwa – Meyerowitzowie są rodziną patchworkową. Każde z nich dorastało w innym momencie życia Harolda i ze względu na to, ma nieco inny do niego stosunek. Generalnie jednak, żadne z nich nie pała specjalną wdzięcznością wobec ojca; wspomnienia dzieciństwa są albo nieliczne, albo traumatyczne. W obliczu sytuacji kryzysowej będą przymknąć oczy na dzielące ich różnice i razem zawalczyć o przyszłość rodziny.
Forma i treść przekazu nie są niczym nowatorskim
Mamy do czynienia z dramatem rodzinnym z przebłyskami komedii, skupiającym się na konflikcie pokoleniowym. Nie jest to nic nowego – pranie rodzinnych brudów na ekranie to dobre, sprawdzone tło do osadzenia komediodramatu. Od Kto się boi Virginii Woolf? po Sierpień w hrabstwie Osage – takich filmów było już dużo. Czy Opowieści o rodzinie Meyerowitz wyróżniają się na ich tle?
W sumie nie. Powstało już dużo filmów o podobnej tematyce, w tym wiele z nich o niebo lepszych niż Opowieści o rodzinie Meyerowitz. Nie można jednak odmówić filmowi Baumbacha, że ma kilka naprawdę wybitnych dialogów (choćby scena z Dustinem Hoffmanem w restauracji) i świetną obsadę.
Opowieści o rodzinie Meyerowitz są trochę jak film Woody’ego Allena bez Allena
Bohaterów cechuje dość już eksplorowana w kinie tego typu cecha – neurotyczność. Meyerowitzów denerwuje dużo rzeczy – drogie jedzenie i konieczność rezerwacji stolika w modnych knajpkach, brak miejsc do parkowania i bezczelność nowojorskich kierowców. Neurotyczność i Nowy Jork idą zresztą ze sobą w parze, a ich połączenie ciśnie na usta nazwisko Woody’ego Allena, który jest numerem jeden wśród neurotycznych nowojorczyków. Opowieści o rodzinie Meyerowitz zdają się być jak gdyby hołdem dla wcześniejszych, osadzonych w Nowym Jorku dzieł Allena.
Kolejne skojarzenie przywołuje postać grana przez Bena Stillera. Trudno nie odnieść wrażenia, że Stiller zagrał już podobną rolę. Cały film przypomina nieco klimatem Genialny klan (2001) Wesa Andersona. Twórca Opowieści o rodzinie Meyerowitz, współpracował zresztą z Andersonem przy kilku jego projektach, więc podobieństwo może być uzasadnione.
Podsumowując, nie jest to film ani odkrywczy, ani nowatorski. Wykorzystuje on jednak dobrze sprawdzone motywy i jest popisem solidnego niewymuszonego humoru w wykonaniu gigantów amerykańskiej komedii.
Biorąc pod uwagę paskudną listopadową pogodę, może lepiej nie męczyć się z wycieczką do kina, a obejrzeć za to porządny film w zaciszu domu?
Opowieści o rodzinie Meyerowitz (utwory wybrane) są obecnie dostępne w polskiej ofercie platformy Netflix.
Michalina Biedrzycka