Sługi boże – uczciwa próba
Na spotkaniu z publicznością Mariusz Gawryś wyznał, iż pomysł na film zrodził się w jego głowie po przeczytaniu o utworzeniu kobiecej scholi gregoriańskiej we Wrocławiu – co było złamaniem pewnego tabu w kościele katolickim. Decydując się na nakręcenie kryminału reżyser po raz pierwszy w swojej karierze zmierzył się z kinem gatunkowym. Efekt jego starań, stanowi przykład całkiem umiejętnego czerpania z zachodniego kina. Kreując postaci i ich ekranowy świat Gawryś sięga po motywy fabularne znane z nurtu noir i sprawnie przenosi je na polskie realia. Nie udało mu się uchronić przed mniejszymi czy większymi potknięciami, ale w ostatecznym rachunku dokłada całkiem wartościową cegiełkę do polskiego dorobku kryminalnego.
Film otwiera mocna sekwencja, która przedstawia nam postać protagonisty w znacznie bardziej interesujący sposób niż zwyczajna ekspozycja. Jesteśmy świadkami policyjnej akcji mającej na celu odbicie małej dziewczynki z rąk porywacza, prawdopodobnie gwałciciela i mordercy. Osaczony mężczyzna grozi zabiciem swojej ofiary, ale nie przewiduje, że jeden z gliniarzy nie ma w zwyczaju negocjować z jemu podobnymi. Nie zdąży nawet wykrzyczeć do końca swych gróźb zanim skończy z kulką w głowie, posłaną bez zawahania przez komisarza Warskiego (Bartłomiej Topa). Warski to bohater, jakiego dobrze znamy – zgorzkniały i wypalony życiowo glina o surowym charakterze, ale z sercem we właściwym miejscu. Tak w pracy jak i w życiu kieruje się własnym kodeksem moralnym, a wszelkim oprawcom nie okazuje litości. To także kobieciarz i buntownik – wrażliwy na damskie wdzięki i oporny wobec zwierzchnictwa. Tego typu bohaterów widujemy w kinie od dobrych 70 lat, ale dzięki kilku pomysłom (dno basenu, jako miejsce ujścia emocji czy nienachalnie eksponowana przeszłość) oraz przekonującemu Topie Warski nabiera ludzkich cech i wiarygodności.
Podobnego pomyślunku zabrakło jednak przy konstrukcji tego, co dla kryminału najważniejsze – głównej intrygi. Choć rozpoczynający ją śmiertelny upadek młodej kobiety z wieży kościoła zapowiada mroczny spisek w szeregach duchownych, szybko okazuje się, że ambicje scenarzystów sięgały dalej. Po pewnym czasie stopień złożoności całej hecy zaczyna wzburzać wątpliwości i niedowierzanie, a fabuła zdaje się zmierzać w jedno, z góry wiadome miejsce. Wielka szkoda, że nie postawiono na bardziej kameralną sprawę, zwłaszcza, że sceny w parafii i rozmowy z niepokojącym organistą (świetny Adam Woronowicz) należały do najbardziej gęstych i klimatycznych momentów całego filmu. W tych chwilach Sługi boże ocierają się o świetność i wynagradzają naiwności czy uproszczenia scenariuszowe w stylu zabaw z zapisami z monitoringu rodem z CSI. Kiedy jednak na scenie pojawiają się nowe wpływowe postaci, narracja częściowo porzuca mroczną tajemniczość, a sili się na intrygującą enigmatyczność. Obserwujemy dużą liczbę bardzo krótkich scen gdzie padają nie do końca zrozumiałe dla nas zdania – w zamyśle elementy fabularnej układanki. Problem w tym, że przez swój czas trwania te sekwencje nie mają możliwości odpowiednio wybrzmieć i dezorientują zamiast intrygować. Wyjątkiem tu są sceny tortur porwanych dziewczyn – te należycie wytrącają widza z równowagi i angażują emocjonalnie.
Słabostki głównego wątku do pewnego stopnia są nadrabiane przez interesujących bohaterów i ich perypetie. Postać Warskiego sporo zyskuje dzięki humorystycznie ukazanej relacji z jego zwierzchnikiem, inspektorem Konarskim (bezbłędny Zbigniew Stryj) oraz niejednoznacznej współpracy z Aną, Niemką polskiego pochodzenia, która z niejasnych przyczyn dołącza do dochodzenia. Młoda policjantka (Julia Kijowska) jest zaradną i skuteczną kobietą, ale jednocześnie bezbronnym i porzuconym dzieckiem. Kijowska fantastycznie połączyła różne aspekty osobowości jej bohaterki, która wzbudza naturalną sympatię. Inaczej wygląda sprawa z panią psycholog/femme fatale. To niewątpliwie odważna kreacja Małgorzaty Foremniak, niestety wypada ona dość kuriozalnie, w dużej mierze za sprawą niedostatecznego rozwinięcia jej postaci.
Na ogólny odbiór filmu niewątpliwie pozytywnie wpływa strona techniczna – zarówno mroczne, pełne zimnych barw zdjęcia jak i nastrojowa i nieprzeszarżowana ścieżka dźwiękowa. Mikołaj Łebkowski wie jak powinien wyglądać thriller, nie przesadza także z ruchem kamery podczas scen pościgów czy walk. Niezręcznie mi natomiast krytykować wyraz miłości reżysera do Wrocławia, w którym ma miejsce akcja (temu miastu dedykuje film), ale niektóre panoramy, choć urokliwe, zupełnie nie pasują do sekwencji, których są częścią.
Zasiadając do pisania tego tekstu nie zdawałem sobie sprawy z tego jak wiele zgrzytów zauważyłem w Sługach bożych. Gdyby sporządzić tabelkę plusów i minusów najpewniej okazałoby się, że to raczej mierny film – a jednak bawiłem się na nim dobrze. Spora część zarzutów pojawiła się w mojej głowie na długo po zakończeniu seansu, który wspominam zdecydowanie miło. Wszystko to prowadzi do prostej konkluzji: pomimo rozlicznych wad obraz Mariusza Gawrysia to całkiem przyzwoity kryminał, który powinien zadowolić widzów nastawionych na dobrą zabawę.
Mikołaj Lewalski