Switchblade Sisters – So easy to kill. So hard to love. [W rytmie Tarantino]
Quentin Tarantino dziwną personą jest. Jeden z najsławniejszych reżyserów ery postmodernizmu, uwielbiany za błyskotliwe, cięte dialogi, kipiące czystą energią sceny i bezgraniczną miłość do kina, o której z wielką dumą i radością daje znać w każdym aspekcie swojej twórczości. Nie wstydząc się swojej kinofilii, bezustannie kolekcjonuje inspiracje i oddaje hołd rozmaitym obrazom kina eksploatacji, lawirującym gdzieś na rubieżach Hollywood. Często są to dość dobrze oceniane dzieła, jak np. Lady Snowblood[1], czy Szybciej koteczku. Zabij! Zabij![2] Bywa jednak, że w jego bogatej kolekcji ukochanych filmów znajdą się również te nieco mniej przystępne, choć nadal posiadające swój własny, specyficzny urok. Jednym z takich przykładów jest właśnie Switchblade Sisters.
Zanim pewna zagubiona Panna Młoda poprzysięgła zemstę na protegowanych swojego byłego mężczyzny, Billa, musiała najpierw zobaczyć jak to się dokładnie robi. Niestety nigdzie nie znalazła poradników, mówiących jak się na kimś zemścić we właściwy sposób. Postanowiła więc w tym celu odwiedzić jedną z tanich wypożyczalni wideo i cofnąć się do Japonii z 1973 roku. Tam jej uwagę przykuł plakat z kobietą, która w ręku miała miecz, a w oczach złość i determinację. Chwyciła zatem lekko zakurzoną płytę z filmem – jego tytuł brzmiał Lady Snowblood. Ku zaskoczeniu panny młodej film oprócz tego, że był pomocny w jej ciężkiej sytuacji, okazał się także świetnym, autonomicznym, stylowym obrazem zemsty.