Sala wielokrotnie wybuchała gromkim śmiechem w trakcie projekcji Twojego filmu. Co więcej, był to jak na razie obraz nagrodzony najbardziej gromkimi brawami.

Zawsze intryguje mnie oglądanie reakcji publiczności, która jest odmienna w różnych krajach. Jest to dla mnie bardzo ważne, gdyż mój film balansuje na granicy radości i smutku. Jeżeli publiczność nie śmieje się zbyt często, to uważam, że osiągnąłem swój cel i zachowałem równowagę.

Decyzja o odrzuceniu oferty nakręcenia kolejnego filmu o Bondzie była bardzo trudna. Reżyserowanie Skyfall było jednym z najlepszych doświadczeń w moim życiu zawodowym […]” – Sam Mendes, 2013

Złote otwarcie w towarzystwie czerwonych płatków

W 1999 roku Sam Mendes po raz pierwszy zagościł na srebrnym ekranie i chyba nikt nie spodziewał się takiego debiutu. American Beauty nagrodzony został pięcioma Oscarami, w tym za najlepszy film i reżyserię. Brytyjczyk, który filmowe doświadczenie zdobywał pracując przy produkcjach telewizyjnych, rozpoczął swoją karierę od mocnego uderzenia.

Kino skandynawskie znane jest ze swojej prostoty i kameralnej atmosfery. Charakteryzuje je surowa i bezbarwna estetyka, często zupełnie niezrozumiała dla widza przyzwyczajonego do amerykańskich efektów specjalnych, szybko postępującej fabuły i typowo hollywoodzkiej gry aktorskiej. Nordyckie produkcje są zaprzeczeniem wszystkich wymienionych elementów. Stawiają widza przed realistycznym, często przygnębiającym obrazem świata, który w sposób dosadny przedstawia nawet najbardziej banalną historię. Skandynawscy twórcy w niemal mistrzowski sposób łączą realizm z groteską.

James Bond posiada pewne stałe cechy, bez których nie byłby sobą: jest szalenie inteligentny, elegancki i nie boi się podejmować ryzyka (oczywiście w obronie interesów Jej Królewskiej Mości). Poza tym jest postacią dynamiczną, która na przestrzeni dekad często się zmieniała. Oglądamy go na ekranie od ponad 50 lat, a aktorzy wcielający się w tą postać przedstawiają nam coraz to aktualniejszego agenta 007.

Nosferatu – Symfonia grozy, Dracula, Frankenstein, Koszmar z Ulicy Wiązów, Lśnienie, Milczenie Owiec to tylko jedne z nielicznych tytułów znanych na całym świecie arcydzieł kina grozy. Pomimo niezliczonej ilości filmów tego gatunku, które co roku trafiają do kin, dzieła z przed trzydziestu, czterdziestu, a niekiedy nawet dziewięćdziesięciu lat, wciąż wiodą prym w zestawieniach najlepszych horrorów wszech czasów. Czyż nie ma lepszej okazji, by przyjrzeć się fenomenowi horroru niż Halloween?

Dzisiejszy Homo Popcornicus jest rozpieszczony. W kinach serwuje mu się starannie przygotowane filmowe dania, które są uciechą zarówno dla jego oczu, uszu jak i czasem dla pozostałych zmysłów (w przypadku gdy chodzi na filmy 5, 10 czy 15D). Nie zawsze jednak więcej i staranniej oznacza lepiej. I tak jak w prawdziwym życiu czasem nachodzi nas potrzeba zjedzenia soczystego kebaba z jakiejś obskurnej przydrożnej budki, tak czasem potrzebujemy czegoś prostego i dosadnego, pozwalającego zanurzyć się bez zbędnych ceregieli w świecie stworzonym przez filmowców. Odpowiedzią na ten głód mogą być filmy typu found footage.