Demon – egzorcyzmy przy wódeczce i śledziku
Gatunkowość kina jest tematem, o którym można powiedzieć wiele, ale jedno jest pewne – widz przywiązuje do niej zbyt dużą wagę. Bo czy komedia nie może być filmem płaszcza i szpady; czy film sztuk walki nie może być filmem gangsterskim? Postmodernizm ma to do siebie, że likwiduje granice gatunkowości – schematy fabularne się zacierają, ikonografie mieszają, a Demon jest horrorem-komedią z dużą dawką parodii, a może nawet z przesłaniem.
Piotr przyjeżdża do Polski na ślub ze swoją lubą – Żanetą. Wszystko zmierza ku dobremu do czasu, aż koło swojego nowego domu pan młody znajduje ludzkie szczątki. Wesele zmienia się w katastrofę, gdy okazuje się, że Piotrem zawładnął dybuk – żydowski duch. O hebrajskim zjawisku dybuka, kiedy duch zmarłej osoby wstępuje w ciało żywego, powstała znaczna ilość powieści, filmów i innych utworów artystycznych.
Między horrorem a groteską
Reżyser, Marcin Wrona, zapewnił nam jazdę bez trzymanki – przerażenie goni salwa śmiechu; za salwą śmiechu zażenowanie; za zażenowaniem refleksja. Wystarczy jedynie odrzucić sztywne ramy gatunku i dać się porwać wizji artystycznej.
Film rozpoczynają długie ujęcia na błądzącą po labiryncie ulic koparkę, muzyka zaczerpnięta z utworów Krzysztofa Pendereckiego od pierwszych sekund ukierunkowuje odbiór obrazu jako filmu grozy. Z czasem jednak ta statyczna i powolna praca kamery wchodzi w dysonans z treścią – doświadczamy pierwszego pęknięcia w gatunkowej strukturze.
Drugim takim pęknięciem są bohaterowie. Lekarz-abstynent, który przyłapany z piersiówką w ręce mówi, że tylko “tak sobie odpoczywa” lub ojciec panny młodej, który z precyzją Pani Dulskiej zamiata wszystko pod dywan, nie szczędząc sobie przy tym niewybrednych żartów, stoją w sprzeczności z niemalże horror-ikonograficznymi postaciami typu Piotr – przybysz z daleka, w dodatku zakochany – idealna ofiara demona.
Trzecim elementem rozrywającym Demona jako film grozy są środki formalne. Ilość wesołej muzyki, często z folkloru żydowskiego, w połączeniu z niepokojącymi smyczkami Pendereckiego; nagłe zmiany stylu montażowego – od długich powolnych ujęć do szybkiego montażu rytmicznego.
Spojrzenie w przyszłość
Ale, tak właściwie, po co “ośmieszać” horror?
Filmy grozy, pomimo kilku wyjątków (np. Babaduk), nie aspirują do miana filmów artystycznych lub ambitnych. Parodia, w przeciwieństwie do pastiszu, ma na celu wyśmianie cech utworu w celu wytknięcia mu jego wad – skłonienia do refleksji, aby go usprawnić lub ulepszyć. Być może jest tak też z Demonem – filmem, który w nietypowy sposób opowiada o relacjach polsko – żydowskich, a jednocześnie ośmiesza gatunek, aby przygotować grunt, żeby tworzyć na nim lepszą sztukę.
Film Marcina Wrony nie jest żartem dla żartu; nie jest czystą błazenadą, a kawałkiem ciekawego, innego kina – oczywiście nie brak mu wad, ale gdzieś w swojej platońskiej kategorii metaxis wyrusza w stronę nowego prądu myślowego – metamodernizmu.
Ale o tym innym razem.
Kamil Bryl