Guillermo del Toro – gdzieś już słyszałam to nazwisko
To właśnie pytanie rodzi się w głowach większości osób zainteresowanych premierą Crimson Peak, czyli najnowszej produkcji tegoż filmowca. Sam obraz, a nawet nazwisko reżysera, brzmi jakoś znajomo… Jednak dopiero chwila namysłu lub przywołanie tytułu Labirynt Fauna pozwala skojarzyć fakty i westchnąć ze zrozumieniem: ach, to on!
Tak, to właśnie on. Większość filmów del Toro jest powszechnie znana, jednak samo nazwisko i osoba filmowca niektórym gdzieś ulatuje z pamięci. Kim więc on jest?
Od efektów specjalnych do reżyserii
Swoją przygodę z filmem del Toro zaczynał pod okiem Dicka Smitha, u którego poznał tajniki charakteryzacji i efektów specjalnych. Współpraca ta miała niewątpliwie wpływ na wykształcenie oryginalnego gustu i wrażliwości na aspekt wizualny obrazów filmowych, co później doceniono wieloma nagrodami i nominacjami. Poza tym, we wczesnym okresie działalności, del Toro nie tylko realizował własne krótkie filmy, ale też przez lata był producentem i reżyserem wielu programów telewizji meksykańskiej.
Dziś del Toro spełnia się jako światowej sławy reżyser, scenarzysta i producent filmowy. Prócz oczywiście pracy scenarzysty przy własnych filmach, współtworzył scenariusze między innymi do horroru Nie bój się ciemności Troy’a Nixoy’a i trylogii Hobbit Petera Jacksona. Jako producent angażował się głównie w filmy grozy (Sierociniec, Istota) oraz… animacje (Kot w butach, Strażnicy marzeń, Księga życia), których spora część pochodzi z krajów hiszpańskojęzycznych. Jednak pomimo całego tego dorobku niewątpliwie największy rozgłos zyskał jako reżyser.
Mimo że del Toro od młodzieńczych lat angażował się w światku filmowym, za jego reżyserski debiut uważa się film Cronos (1993), który dotarł nawet na festiwal w Cannes. Można powiedzieć, że już w tym pierwszym obrazie meksykański filmowiec określił swoje główne obiekty zainteresowań, które potem powielał w następnych dziełach. Cronos opowiada historię antykwariusza, w którego ręce wpadł tajemniczy artefakt zapewniający właścicielowi nieśmiertelność. Szybko jednak okazuje się, że ów przedmiot ma na mężczyznę zły wpływ i budzi w nim wręcz diaboliczne zapędy. Obraz ten, przez użycie wampirycznych motywów oraz estetykę filmów grozy, na pierwszy rzut oka można zdefiniować jako horror. Sama jednak historia oraz przesłanie każe myśleć o nim jako poruszającym dramacie odegranym przy scenografii z filmu grozy.
Na granicy fantazji i rzeczywistości
Podobna tendencja pojawiała się także w późniejszych obrazach del Toro – Kręgosłupie diabła (2001) oraz, jak to określił sam reżyser, w jego swoistej kontynuacji, czyli Labiryncie Fauna (2006). W obu filmach świat rzeczywisty styka się ze światami fantastycznymi, a bohaterowie nawiązują relacje z duchami czy istotami mitycznymi. Jednak mimo tej fantastycznej, momentami nawet mrożącej krew w żyłach oprawy, filmy tak naprawdę traktują o czym innym. Del Toro dwukrotnie przywołał krwawą historię hiszpańskiej wojny domowej, przy czym skupił się na cierpiących przez „walki dorosłych” dzieciach. Nic dziwnego więc, że obrazy reżysera cieszą się taką popularnością – jednocześnie straszą, poruszają i zachwycają wizualnie.
Jednak nie jest to jedyny obszar tematycznych zainteresowań del Toro. Jego twórczość w dużym stopniu powiązana jest ze światem komiksu – wyreżyserował jedną część z serii Blade (Blade: Wieczny łowca II) oraz dwa filmy o Hellboy’u (Hellboy, Hellboy: Złota armia). Wyjątkiem od wspomnianych wcześniej sztandarowych dzieł jest także stworzony w 2012 roku Pacific Rim, który łączy dwa z najpopularniejszych motywów filmów science-fiction – gigantyczne bojowe mechy oraz olbrzymie potwory pokroju Godzilli. Sam reżyser przywiązał się do tego obrazu na tyle, że mimo przeciwności nie ustawał w walce o możliwość nakręcenia kontynuacji.
Jak więc widać, Guillermo del Toro jest człowiekiem szerokich horyzontów. Przez lata pracy w odmiennych profesjach z najróżniejszymi twórcami zdobył doświadczenie, które pomogło mu w tworzeniu równie zróżnicowanego kina. Jego filmy serwują całą paletę emocji i doznań – przerażają, poruszają, zastanawiają albo po prostu dostarczają rozrywki. One, w przeciwieństwie do nazwiska, raczej na trwałe zapadają się w pamięć.
Maria Maciaszek