Małgorzata Szumowska – królowa jest naga?
Małgorzata Szumowska – jakkolwiek banalnie to zabrzmi: jedni ją kochają, inni zaś nienawidzą. Jedni chwalą za nieszablonowość i rozpoznawalny styl, drudzy zaś krzyczą: mainstreamowa tandeta dla mas!
Uwielbia czarny humor i wino. W drugim przypadku kolor jest bez znaczenia. Na Berlinale upiła się do nieprzytomności polską wódką. Małgorzata Szumowska – przez jednych chwalona za nieszablonowość i rozpoznawalny styl, przez drugich nazywana mainstreamową tandetą dla mas. Ci sami uważają jej filmy za bełkotliwe i pseudointelektualne. Jednak Szumowska ma w sobie to coś. Coś, co sprawia, że aktorom zależy na udziale w jej projektach. Joanna Kulig była gotowa udawać, że zna język francuski (podczas gdy nauczyła się swojej roli fonetycznie), Juliette Binoche natomiast zagrała za półdarmo i zrezygnowała ze standardów godnych gwiazdy swojej rangi. O co więc chodzi z tą całą Szumowską?
Małgośka wychowała się w M3 na jednym z krakowskich osiedli. Moja stara nie gotowała – wspomina po latach – Wszystko działo się z przypadku. Jacyś ludzie ciągle siedzieli, jarali pety, ja chodziłam spać o pierwszej w nocy, potem nie wstawałam do szkoły, nikt tego nie pilnował. Będzie, co będzie. Tak samo było z myciem. Matka Szumowskiej skrupulatnie usprawiedliwiała nieobecności córki. Powód zawsze ten sam: pogrzeb. Kiedy nie miała z kim jej zostawić, podrzucała córkę Kantorowi do teatru. Dziewczynka uczestniczyła w próbach i przysłuchiwała się krzykom reżysera. Demoniczne lalki śniły się jej po nocach.
Szumowska czasem zazdrościła koleżankom normalnych domów. Ona sama była córką TYCH rodziców, dziennikarzy: Doroty Terakowskiej i Macieja Szumowskiego. To dzięki nim Małgośka mogła uczyć się w piątce – najlepszym liceum w Krakowie, do którego chodziły same dzieci Pendereckich. Po maturze usłyszała ultimatum – studia albo totalna samodzielność. Tak została studentką historii sztuki. Po roku Szumowska zdecydowała się zdawać do łódzkiej filmówki. Dostała się za pierwszym razem. Początek studiów opisuje krótko: Wszystkie możliwe używki, najebka od rana, totalny hard core. Przyznaje, że nie pamięta za wiele z tego okresu. Dużo eksperymentowała, głównie z własnym ciałem (zdarzało się jej nie jeść przez tydzień). Miała zajęcia z Hasem – lubił ją, ponieważ miała ładne nogi i była z Krakowa. Ona sama ma uraz do rodzinnego miasta. Uważa, że cechuje je skrajne mieszczaństwo.
Jej Cisza została wpisana na listę czternastu najlepszych filmów łódzkiej szkoły. To właśnie ten dokument, jako pierwszy, został poddany ocenie międzynarodowej publiczności. Razem z operatorem Michałem Englertem byli zapraszani na wszelkie festiwale. Przylatywali opłaconym samolotem i zaraz uciekali. Wracali ostatniego dnia, odbierali nagrodę i załapywali się na lot do Polski. Z każdą kolejną imprezą Szumowska poznawała coraz to więcej producentów, dystrybutorów… Szybko okazało się, że samo shaking hands to za mało. Za każdym reżyserem muszą stać dobre filmy.
Etiuda fabularna Szumowskiej Wniebowstąpienie trafiła na sesję studencką w Cannes. Na uroczystej kolacji w hotelu Carlton siedzieli wraz z Englertem przy stole z pijaną Millą Jovovich. Dopiero po kilku latach Szumowska zorientowała się, że na pamiętnej kolacji zjadła trufle. Początkowo nie było jej stać na bycie europejską reżyserką – nie była w stanie opłacić nawet rachunków za roaming. Teraz przyznaje, że pieniądze dają jej wolność. Oczywiście nie stała się reżyserką, która wymaga awokado z krewetkowym musem. Razem z technicznymi nosi kable, potem idą do baru na wino. Jak przychodzi na plan, to każdemu przybija piątkę. Lubi pracować ciągle z tymi samymi ludźmi – Jacek Drosio i Michał Englert to tylko początek długiej listy ekipy Szumowskiej.
Podczas montażu własnych projektów w ogóle nie ogląda innych filmów. Czasem chodzę do kina. Najlepiej w ciągu dnia, do piętnastej, kiedy nie ma dużo ludzi. Na festiwalach raczej nic nie oglądam. Na festiwalach się pije i rozmawia z ludźmi. Sama Szumowska jest bardzo krytyczna wobec swoich filmów. Uważa, że są beznadziejne i nie chce ich oglądać. W 33 scenach z życia wszystko ją drażni. Ma świadomość, że jej filmy będą się starzeć. Nagrody oddaje na aukcje charytatywne.
Szumowska ma słabość do amatorów. Dostrzega ich interesujące twarze i autentyzm. Udowadnia, że nieprofesjonalni aktorzy są w stanie zagrać coś więcej niż parzenie herbaty w podrzędnym serialu. To właśnie Szumowska odkryła Agatę Trzebuchowską. Kilka przypadkowych spotkań w kawiarni doprowadziło do owocnej współpracy przy Idzie Pawlikowskiego. W filmie Body/ciało również zagrała nikomu wcześniej nieznana dziewczyna. A trzeba odwagi, aby zaproponować duet: wybitny Gajos i amatorka Suwała. Oczywiście nie wszystkie wybory Szumowskiej zasługują na fanfary. Zdecydowaną porażką okazała się hybryda Julii Jentsch i Dominiki Ostałowskiej w 33 scenach z życia – pierwsza zagrała postać, a druga ją zdubbingowała. Duży błąd, który razi przez cały film. Śmierć rodziców, problemy w pracy, rozpad związku – mnóstwo widzów utożsamia się z bohaterką 33 scen. Właśnie ta część publiczności wznosi ów film do rangi kultowego, gdy tak naprawdę jest on tylko dobry. Tylko. Owszem, reżyserka ukazała intrygujący obraz śmierci – dojrzałej, bez patosu i wstydu. Film porusza, ale nie wzrusza. I nie zachwyca.
Kolejny był Sponsoring, czyli nie wiadomo co. Dramat wywołuje u widza dezorientację. Szumnie zapowiadana próba zrozumienia dziewczyn decydujących się na prostytucję okazała się kotłem, do którego wrzucono żenujące porno, trochę naciąganej symboliki oraz dobrze rozegrane zakończenie. Sponsoring kosztował 4 miliony euro (dla porównania W imię… – 4 miliony złotych). We Francji dramat uchodzi za niezależny i niskobudżetowy. Ekipa filmowa jeździła samochodami z odpadającymi klamkami. Mało tego – musiano zmienić catering, ponieważ istniało duże ryzyko, że zatrucia znacznie utrudnią pracę.
Po takim rollercoasterze Szumowska zdecydowała się na intymny film W imię…. Część zdjęć została nakręcona w jej domu na Mazurach. Fabuła niby banalna – uczucie, które rodzi się między księdzem a młodym chłopakiem. O dziwo, autorka uniknęła taniej kontrowersji. Wprost przeciwnie, dramat zapoczątkował skromny, aczkolwiek istotny, przełom w jej twórczości. Szumowska porzuciła hiperrealizm. 33 sceny z życia są zupełnie inne niż Body/ciało. Reżyserka zaczęła skupiać się na detalach. Intrygujący scenariusz, starannie wykreowanie postaci, dopracowane kadry oraz wartościowy przekaz składają się na dobrze skomponowaną całość.
Można wylewać wiadro pomyj na filmy Szumowskiej, ale trudno odebrać jej charyzmę. Obecnie jako jedna z nielicznych twórców rodzimego kina regularnie reżyseruje warte obejrzenia produkcje. Po niedawnym sukcesie Body/ciało Szumowska odrzuciła propozycje zza granicy. Nie chce pracować na zlecenie; bezdyskusyjnie wybiera kino autorskie. Razem z Englertem planują kontynuację Body…. Stereotypowy tok myślenia sugeruje, że drugie części z zasady są kiepskie. Jednak tym razem mamy szanse na pozytywne zaskoczenie. Twórczość Szumowskiej odznacza się wyraźnym progresem. Na szczęście artystka stale pozostaje wierna elementom czarnej komedii.
Filmy Szumowskiej jeszcze nie osiągają poziomu arcydzieł. Jednakże stale są zauważane na arenie międzynarodowej i co najważniejsze: są godną wizytówką naszego kraju. To powód do dumy, że młoda krew zasila szeregi wybitnych polskich reżyserów. Zdaniem Szumowskiej: Reżyseria to nie jest zawód przyjazny kobietom. Trzeba być bezwzględnym, trzeba pić wódkę. No cóż, na zdrowie!
Marta Kąsiel