Erotyzujący horror dla młodzieży może kryć w sobie więcej znaczeń, niż sądzisz, drogi widzu: podczas gdy ty podziwiasz na ekranie piękno kobiecych ciał i z napięciem czekasz na kolejny ruch krwiożerczej bestii, główny bohater walczy o status mężczyzny – czyli o swoje pierwsze dojrzałe zbliżenie z kobietą.

Leszczyc nie potrafi znaleźć swojego miejsca w życiu, określić się. Skoro może wycofać się z tego, co rozpoczął, chętnie z tej możliwości korzysta. “Chciałbym, żeby stało się coś nieodwołalnego. Żeby nie można się już było cofnąć, ale żeby jeszcze można było decydować…” – mówi.

Legenda amerykańskiej kontrkultury, skandalista i okultysta związany z Kościołem Szatana – tak w telegraficznym skrócie można przedstawić Kennetha Angera. Tworzeniem filmów zajął się już w wieku jedenastu lat, jednak pierwszy sukces w tej dziedzinie odniósł jako siedemnastolatek: podczas weekendowej nieobecności rodziców zrealizował we własnym domu kilkunastominutowe dzieło, które przyniosło mu rozgłos i uznanie krytyków.

Czy można jednym kadrem wyrazić upływ czasu albo lepiej – doświadczenie przemijania? Naturalnie, można skierować kamerę na rumowisko. Wyjątkowość twórczości Jia Zhangke nie kończy się jednak na postapokaliptycznej estetyce. Filmy chińskiego reżysera na każdym poziomie przesycone są nostalgią: tęsknotą do czasów, w których wszystko było prostsze, a hierarchia wartości – niepodważalna.

Młody Jan Frycz w roli tajemniczego, zniewieściałego przybysza na przedwojennym polskim dworze, samobójstwa, tajemnice, pijaństwo, kokaina i wściekły pies – to wszystko filmie z 1995 roku w reżyserii Andrzeja Barańskiego. Już sam przewrotny tytuł: Horror w Wesołych Bagniskach sygnalizuje, że będziemy mieli do czynienia nie tyle z horrorem, ile z groteską.

Formalnie jest to znany już widzom Dolan, który bawi się kamerą, montażem i muzyką – wystarczy przywołać scenę retrospekcji z dzieciństwa głównego bohatera, którą oglądamy przy akompaniamencie wakacyjnego hitu “Dragostea Din Tei” grupy Ozone. Fabuła z kolei niepokojąco przypomina Toma: protagonista przyjeżdża na prowincję do obcej mu rodziny (w przypadku To tylko koniec świata jest to co prawda rodzina własna, ale w równym stopniu obca) i zostaje uwikłany w panujące pomiędzy jej członkami skomplikowane relacje.

Niektóre filmy są znane z samego faktu, że powstały. Tak jest w przypadku niemieckiego Anders als die Andern (“Inaczej niż inni”, 1919), który powszechnie uznaje się za pierwszy film otwarcie poruszający temat homoseksualizmu. Co więcej – przedstawia on homoseksualnych bohaterów w pozytywnym świetle oraz potępia obowiązujący w ówczesnych Niemczech zakaz stosunków seksualnych między mężczyznami (paragraf 175 niemieckiego kodeksu karnego). Jeśli weźmiemy pod uwagę rok produkcji – nie zdziwi nas fakt, że premiera Anders als die Andern wywołała skandal i gwałtowną debatę publiczną.

Kino, wehikuł magiczny – tak zatytułował swoje opracowanie historii światowego kina filmoznawca Adam Garbicz. Celność owego sformułowania potwierdza mało znany (acz wart uwagi) amerykański film The Hours and Times (1991, reż. Christopher Munch).

Zaliczany do nurtu New Queer Cinema obraz stanowi rodzaj “wariacji na temat” lub trafniej: “fantazji na temat” – przenosi widza w czasie (jak na wehikuł przystało), stwarza pozory dokumentalnego realizmu (bo przecież mamy do czynienia z realnymi postaciami oraz niezaprzeczalnymi faktami), a następnie – przedstawia własną wersję wydarzeń (magia!). O ile zaskakująca może być obecność postaci Johna Lennona w filmie (częściowo) opartym na prawdziwych zdarzeniach i określanym mianem queer, o tyle nie dziwi fakt, że drugim z dwójki bohaterów jest Brian Epstein. Nie jest tajemnicą (przynajmniej dla fanów Beatlesów), że menadżer grupy – Epstein – był gejem, a członkowie zespołu wiedzieli o jego orientacji.