Fenomen Beksińskich
Niekończący się szereg pytań, ogrom hipotez i diagnoz. Fenomen Beksińskich tkwi w niemożliwej do zgłębienia tajemnicy. Oczywiście, stwierdzenie to nie jest w żaden sposób odkrywcze, jednakże temat tej niezwykłej rodziny budzi pokorę, która niemal blokuje naturalne, ludzkie skłonności do opisywania swoich subiektywnych wrażeń i przypuszczeń.
Popularność Beksińskich przeżywa aktualnie renesans, między innymi za sprawą książki Magdaleny Grzebałkowskiej pt. Beksińscy. Portret podwójny, lecz także dzięki filmowi Ostatnia rodzina (2016) Jana Matuszyńskiego. To nie koniec. Do kin trafiła właśnie kolejna propozycja autorstwa Marcina Borchardta – Beksińscy. Album wideofoniczny.
Album wideofoniczny
Sanok. Rok 1958. Młody artysta Zdzisław, będący na utrzymaniu żony i matki odczuwa naturalny strach przed mającymi nastąpić narodzinami syna. To takie ludzkie. Na samą myśl o zmienianiu pieluch, kąpaniu, karmieniu małego człowieka robi mu się niedobrze. Po prostu – dzieci od zawsze wprawiały go w paraliżujące zakłopotanie. Pragnie tylko przeczekać ten becikowy okres, licząc, że żona niemal sama podoła wszystkim wczesno-rodzicielskim powinnościom. Chciałby już budować emocjonalną więź z synem, “zakumplować się” z nim. Chciałby, żeby był taki, jak on. Nie może się doczekać dyskusji, wymiany poglądów z pierworodnym, którego zarazi swoimi pasjami i zainteresowaniami.
26 listopada. Na świat przychodzi Tomek. Beksińscy wiodą spokojne, pozbawione większych trosk życie. Zdzisław spełnia się jako artysta, coraz bardziej poszerzając swoje twórcze horyzonty. Nie zapomina przy tym o synu, w którym upatruje przyszłą bratnią duszę i kompana. Odkrywa w sobie żyłkę operatorską, która idzie w parze z jego fascynacją nowinkami technologicznymi. Szybko staje się szczęśliwym posiadaczem robiącego wówczas furorę modelu kamery. Dokumentuje wszystko. Kamera towarzyszy nawet najbardziej intymnym momentom życia rodziny. Nagrania te staną się z czasem najcenniejszym źródłem wiedzy na temat Beksińskich.
Okres sanocki dobiega końca. Sukces artystyczny Zdzisława znacząco wpływa na sytuację materialną Beksińskich. Jednocześnie władze miasta planują wyburzenie ich rodzinnego domu. Latem 1977 roku Beksińscy ostatecznie przenoszą się do Warszawy. Tomasz bardzo źle znosi przeprowadzkę. Od teraz już nic nie będzie dla niego takie, jak dawniej. Rozpoczyna się jego wewnętrzny koszmar.
Relacja ojca i syna staje się coraz bardziej skomplikowana. Zdzisław zaczyna zdawać sobie sprawę nie tylko z tego, że Tomek co najmniej nie jest taki, jak wszyscy, ale też z tego, że jego marzenie o zbudowaniu z synem wspaniałej więzi jest wręcz niemożliwe do spełnienia. Młody Beksiński przysparza coraz więcej problemów. Ujawnia mocno depresyjne skłonności. Silnie akcentuje swoją odrębność i rozczarowanie otaczającym go światem. Ucieka w świat muzyki, co potęguje jego wyalienowanie. Coraz gorzej radzi sobie z codziennością. Podejmuje swoją pierwszą próbę samobójczą. Wszystkiemu towarzyszy nieustanna obecność kamery…
Nieświadoma, nieinwazyjna tyrania?
Zdzisław Beksiński – na co dzień przystępny, miły człowiek, objadający się ryżem z grubą warstwą pieprzu i curry.
Skąd więc ten przytłaczający mrok obecny w jego twórczości? Skąd ta fascynacja śmiercią, przerażające formy widniejące na obrazach, z których słynie? Skąd ta cała aura? Paradoks. Dlaczego obsesyjnie, z uporem maniaka dokumentował każdą minutę życia rodziny? Co nim wówczas kierowało? Pytań rodzi się wiele. Jedno jest pewne – wszystko to odciskało na domownikach pewien rodzaj piętna, miało niemały wpływ na ich komfort psychiczny i stan ducha.
Zofia – oaza spokoju. Przeciwwaga dla silnych, ścierających się charakterów męża i syna. Bezradny świadek ich zmagań z samymi sobą. Porzucenie kariery naukowej na rzecz opiekowania się domem było jej świadomym wyborem. Być może miała poczucie misji? Wilgotne oczy, trzymany w ręku papieros, przygryzana warga… Nie trzeba niczego dopowiadać, aby poznać emocje tej kobiety.
Po wykryciu ciężkiej choroby, jaką jest tętniak aorty, Zofia podejmuje samodzielną decyzję, że nie będzie się leczyć. Umiera nagle, w domu. Jest rok 1998.
“Ostatnia rodzina” a “Beksińscy. Album wideofoniczny”
Jan Matuszyński w Ostatniej rodzinie kreśli dość wyraźny rys postaci Tomasza Beksińskiego, w którego wciela się Dawid Ogrodnik, co stało się zarzewiem istnej “batalii” przeciwko temu filmowi. Tomek z Ostatniej rodziny to egocentryczny neurotyk, który nie baczy na uczucia innych, a pragnienie zniknięcia z tego świata raz na zawsze stawia na pierwszym miejscu.
— Może jest to film wybitny, ja prywatnie tak nie uważam — powiedział tuż przed premierą autor książki Tomek Beksiński. Portret Prawdziwy, Wiesław Weiss w programie Rzecz o Polityce. Jego zdaniem film nie tylko nie oddaje prawdy o Tomku, ale wręcz całkowicie przekłamuje tę postać. — Rysunek psychologiczny tej postaci jest całkowicie fałszywy. Tomek w tym filmie został pokazany — użyję mocnych słów — jako świr i półgłówek. Natomiast Tomek, jakiego ja znałem (…) na pewno nie był ani świrem, ani półgłówkiem. Był uroczym, miłym, serdecznym, ciepłym, radosnym człowiekiem — przekonywał dziennikarz. Tomek oczywiście miał też cechy negatywne, zdarzało mu się wybuchać, był cholerykiem. Ale po pierwsze, nie składał się z samych wybuchów, a mam wrażenie, że w tym filmie skoncentrowano się na tym właśnie. Poza kilkoma scenami w radiu czy na dyskotece, Tomek zachowuje się tam w sposób niewyobrażalny. Skacze, krzyczy, biega, rozwala szafki w kuchni, wyrzuca telewizor przez okno. Tomek się tak nie zachowywał. ”
W podobny sposób wypowiadała się też przyjaciółka Tomasza, Aneta Awtoniuk. Na antenie radiowej “Jedynki” wspomina, że zanim poznała go osobiście, zakochała się w jego niesamowitych audycjach. Jednak sam film zdecydowanie krytykuje. — Ostatnia rodzina nie jest filmem o rodzinie Beksińskich. To jest film o jakiejś rodzinie, gdzie są totalnie zaburzone, patologiczne relacje. (…) Moje pytanie po obejrzeniu tego filmu brzmi: jakim cudem człowiek, który został tam przedstawiony jako Tomek Beksiński byłby w stanie pracować w radiu, tłumaczyć, spotykać się z ludźmi, a nie siedziałby w zakładzie zamkniętym?
Gdzie więc leży prawda? Można przypuszczać, że tam, gdzie zwykle – pośrodku. Bliżej tego środka z pewnością znalazł się Marcin Borchardt. Można powiedzieć, że miał on łatwiejsze zadanie niż Matuszyński. To oczywiste – formę swojego filmu oparł na zupełnie innych środkach wyrazu – bazując na autentycznych nagraniach autorstwa samego Zdzisława. Jego kamera jako mechaniczny, (niby) bezosobowy świadek codzienności Beksińskich, oddała obiektywną prawdę o ich życiu, jednakże tylko “w pigułce”. Bowiem akcja niespełna 90-minutowego filmu portretuje 30 lat rodziny Beksińskich. W jaki sposób przedstawić ponad 250 tys. godzin życia i zamknąć je w 90-minutowym filmie? To niemożliwe. Stąd bierze się nieunikniona, niezamierzona sugestywność w przedstawieniu postaci.
Obiektywna faktografia
Tomasz Beksiński – niezwykle doceniany, charyzmatyczny dziennikarz muzyczny radiowej trójki, od najmłodszych lat pełen pasji meloman. Już jako licealista prowadził szkolny radiowęzeł w Sanoku, potem jako prezenter muzyczny grał na dyskotekach np. w klubie Dedal w Rzeszowie oraz prowadził cykliczne imprezy dyskotekowe pod nazwą Super-Video Disco w Sanockim Domu Kultury; posiadał bogatą kolekcję płyt, którą chętnie udostępniał, dlatego też wielu prezenterów radiowych zabiegało o jego przyjaźń. Ponadto – wybitny tłumacz języka angielskiego. Rozpoczął swoją karierę od amatorskich pokazów filmów. Owszem, był także miłośnikiem kina. Przetłumaczył m.in. wszystkie ówczesne filmy o Jamesie Bondzie, Harrym Callahanie i niemal całą twórczość filmową i telewizyjną grupy Monty Pythona, której był gorącym miłośnikiem oraz kilkadziesiąt innych filmów, między innymi: Milczenie owiec, Dzikość serca, Rój, Ktoś mnie obserwuje, Robin Hood – książę złodziei, Czas apokalipsy, Po tragedii Posejdona, Ptasiek, Szklana pułapka, Nie oglądaj się teraz, Drakula, Frankenstein, Zabójcza broń, 1941, Smętarz dla zwierzaków, Wściekłe psy. Tłumaczył również teksty prezentowanych piosenek, np. zespołów: The Cure, Devil Doll, Genesis, Marillion, Iron Maiden, King Crimson, Pink Floyd, The Doors, Ultravox, Joy Division, Lacrimosa, Depeche Mode i The Sisters of Mercy.
Tomasz ostatecznie odebrał sobie życie w Wigilię Bożego Narodzenia 1999 roku. Ta skuteczna próba poprzedzona była kilkoma nieskutecznymi. Pierwszą podjął już w wieku 20 lat, zażywając środki nasenne i próbując otruć się gazem. Za jego obsesyjnym zainteresowaniem śmiercią przemawia również fakt, że będąc osiemnastolatkiem rozwiesił w rodzinnym Sanoku własne nekrologi…
Twórczość Zdzisława Beksińskiego
Śmierć – najlepsza przyjaciółka? Czy może jednak największy demon nękający malarza, który poprzez środki artystycznego wyrazu próbuje go jakoś oswoić? Stosunek do twórczości Zdzisława niemal musi być każdorazowo co najmniej ambiwalentny.
Opis stylistyki Beksińskiego jest o tyle trudny, o ile nie pasuje do żadnej ze znanych historii sztuki stylistyk. Mroczna fantastyka, surrealizm, katastrofizm, nuta wizjonerska – między innymi tak próbowano ją niejednokrotnie sklasyfikować. Co ciekawe – artysta, jakby trochę w odpowiedzi, nigdy nie nadawał swoim pracom tytułów. W jego odczuciu mogłyby one zmanipulować zmysł postrzegania odbiorcy i nakłonić do wymuszonego kierunku interpretacji.
Na przełomie lat 50 i 60 Beksiński był jednym z najciekawszych polskich malarzy. Odwoływał się do poezji Rainera Marii Rilkego i treści egzystencjalnych. Około 1960 roku wykonywał prace graficzne o ekspresjonistyczno-turpistycznej formie w technice heliotypii na materiale fotograficznym oraz rzeźby z gipsu i metalu nawiązujące do twórczości Henry’ego Moore’a. W drugiej połowie lat 60 poświęcił się grafice (do której w przyszłości wrócił) i rysunkowi nasyconym perwersyjnymi, erotycznymi obsesjami, które przenikały się z (a jakże) symbolami śmierci.
Duże znaczenie dla jego artystycznej kariery miała wystawa w Starej Pomarańczarni w Warszawie zorganizowana przez Janusza Boguckiego w 1964 roku. To dzięki niej Beksiński stał się popularny i modny. Bogucki tak wypowiedział się na temat charakterystycznego stylu twórcy opartego na sprzecznych założeniach estetycznych: „Wiąże się z tym współistnienie w pracach Beksińskiego dwóch jeszcze innych dążności na pozór elementarnie sprzecznych. Upraszczając można by powiedzieć, że jest to współistnienie bardzo radykalnego nowatorstwa z głęboko zakorzenionym tradycjonalizmem.”
Wystawa, która stała się dla artysty przepustką do polskiego świata sztuki, zaznaczyła dość wyraźny podział na zwolenników, a wręcz fanów i przeciwników jego twórczości. Awangarda poddała stylistykę Beksińskiego ostrej krytyce, oskarżając ją między innymi o balansowanie na granicy kiczu, publiczność i część krytyków ochoczo jej przyklasnęła, doceniając nową, bardzo obrazową, metaforyczną i zrozumiałą dla nich estetykę.
Pewnym jest, że Zdzisław w pełni realizował główne, podstawowe i uniwersalne zadanie sztuki – wywoływał emocje, a co najważniejsze – skrajne. Obok jego prac nie można było przejść obojętnie.
Śmierć Zdzisława Beksińskiego
Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim mieszkaniu w Warszawie przy ul. Sonaty w nocy z 21 na 22 lutego 2005 roku. Zabójcą okazał się dziewiętnastoletni Robert K., który wraz z ojcem, matką i siostrą od lat pracował dla artysty, zajmując sprzątaniem oraz drobnymi naprawami. Motywem morderstwa miało być to, że Beksiński odmówił udzielenia pożyczki sprawcy. Zabójca zadał malarzowi siedemnaście pchnięć nożem, po czym razem ze swoim 16-letnim kuzynem wyniósł ciało na balkon i usiłował zatrzeć ślady zbrodni. Ukradł z mieszkania dwa aparaty fotograficzne i płyty CD.