O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu – Sprawiedliwość w czadorze
O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu (reż. Ana Lily Amirpour, 2014)
„Jesteś grzecznym chłopcem?” – niski, przyprawiający o ciarki kobiecy głos rozlega się tuż przy twoim uchu. Kątem oka widzisz, jak ostre zęby zbliżają się tobie do gardła, ale przecież nie powiesz prawdy – że rozrabiasz, bo wszyscy dorośli też to robią. Nie powiesz tego potworowi, który nagabuje cię w ciemnej uliczce. Rodzice mówili, że jeśli będziesz niegrzeczny, to pójdziesz do piekła. Czyżby właśnie nadeszła zapowiadana kara? Za wyciąganie pieniędzy od nieznajomych i podjadanie słodyczy? Za jeżdżenie na deskorolce późną nocą? Ale potwór daje ci szansę. Świdruje cię wielkimi oczami, zapowiada, że będzie miał na ciebie oko i… zabiera ci deskorolkę. Brzmi strasznie? Nie dość? Więc może bardziej przekona cię to, że ten sam potwór odgryza palce, rozszarpuje gardła i zabija twojego ojca. Cóż – sprawiedliwość. W Bad City ktoś musi ją wymierzać. Jeśli więc jesteś dobry, nie musisz się martwić. Potwór może nawet uratować ci życie. Ale co to właściwie znaczy „być dobrym”?
Ana Lily Amirpour nakręciła swój debiutancki film w Kalifornii, gdzie obecnie mieszka. Reżyserka pochodzi jednak z Iranu i to właśnie ten kraj postanowiła ukazać. Z samochodami z lat 50., jezykiem perskim, dobrą, etniczną muzyką i buntem wobec systemu. To hipsterski spaghetti western rozgrywający się w przemysłowym, wyizolowanym Bad City, w którym królują narkotyki, prostytucja, przemoc i samotność. Oniryczny, minimalistyczny w fabule i estetyce obraz opowiada o miłości, walce o sprawiedliwość, życiu w świecie, gdzie śmierć nieustannie ma na ciebie oko i dyszy ci za plecami (dosłownie), a nadziei na poprawę brak. To opowieść o dobru i złu, które mieszają się ze sobą i zacierają własne granice.
W czarno-białych, wyczyszczonych kadrach wszystko wydaje się przerysowane. Mając do czynienia ze stereotypowymi przedstawieniami postaci (szalony diler narkotyków, smutna prostytuka, natrętny dzieciak), moglibyśmy odnieść wrażenie, że pojęcia dobra i zła nie będą trudne do rozgraniczenia. Jednak – tak jak w filmach noir – czy widząc narkomana, którego ciało zmusza się do ruchu tylko po to, by przyjąć kolejną dawkę narkotyku, lecz który jest również chorym ojcem głównego bohatera, możemy powiedzieć, że jest on zły? Tak, jest nieznośny i robi złe rzeczy, niemniej wciąż pozostaje ojcem, który zszedł na złą drogę. Z drugiej strony mamy głównych bohaterów: Arasha i Wampirzycę. Tego pierwszego poznajemy jako jedynego uczciwego (dobrego?) w mieście, jednak szybko pozwala się on wmanewrować w serię wykroczeń przeciw prawu. Zaczyna się od kradzieży kota, a kończy na rozprowadzaniu narkotyków i ucieczce z zabójczynią jego własnego ojca. Granice chłopaka poszerzają się z każdą nocą, podczas których spędza czas z Wampirzycą – tajemniczą dziewczyną, przemierzającą uliczki miasta w bluzce w paski, tenisówkach i czadorze, który powiewa za nią niczym peleryna za superbohaterką.
Dziewczyna przywraca miasteczku równowagę, ale trudno zaklasyfikować ją do „dobrych” lub „złych”. Mówi niewiele i tyle samo możemy o niej powiedzieć. Jej mieszkanie to jaskinia pełna skarbów – zarówno tych zabranych ofiarom, jak i zdobyczy popkultury. Sama również jest jej częścią, ze swym wyglądem i upodobaniami, a Arash, z którym nawiązuje znajomość, idealnie się w ten obraz wpisuje – w końcu wygląda jak James Dean i przebiera za Draculę. Wampirzyca przemierza nocami ulice Bad City, atakuje złoczyńców i wysysa z nich krew (co ciekawe – robi to wyłącznie w obronie kobiet, a przynajmniej tylko takie sytuacje widzimy). Pokaźny stos trupów wypełnia rów, do którego jest wrzucana każda kolejna ofiara. Tylko jedna z nich tam nie trafia, lecz raczej nie ze względu na tkwiące w niej niegdyś dobro. Choć recenzenci czasem określają Wampirzycę szlachetną bohaterką, osobiście nie jestem co do tego przekonana. Kary w jej wykonaniu są zbyt bezwzględne.
Wampirzyca to ten element, który w filmie – poza ogólną estetyką w stylu Lyncha i atmosferą Jarmusha (Only lovers left alive) – tworzy niezwykły klimat. Zamiast mówić, gra wyglądem, głównie zaś przemawia do nas oczami. Są wielkie i ciemne. Hipnotyczne, jak cały film. Urzekające, piękne i niepokojące. Dziecięce i będące wyrazem mroku całej rzeczywistości. A ta – mimo pięknych, estetycznych kadrów – jest przygnębiająca.
Bad City jest naprawdę „bad”. Ludzie są tu samotni, zagubieni i żyją jak w transie, metaforycznie i dosłownie – przez narkotyki i muzykę. Nawet gdy widzimy miasteczko w ciągu dnia, wydaje się niemal wyludnione, jakby poza kilkoma ukazanymi bohaterami nie istniał nikt więcej (może cała reszta leży już ukarana we wspomnianym rowie?). To miasteczko przemysłowe, jednak pracujące maszyny wzbudzają niepokój – Bad City jest skazane na porażkę. Lata świetności minęły. Wszystko tu powoli umiera, ale nikt się o tym nie dowie, bo przestrzeń ta jest wyizolowana, co podkreśla minimalizm obrazów i cisza.
Czy dobro istnieje w takiej rzeczywistości? Czy możliwa jest sprawiedliwość i co ona właściwie oznacza? I czy prawdziwa miłość może zaistnieć w takich warunkach? Jak mówi sama reżyserka, jej film to lustro, w którym odbijają się fantazje, więc możemy w nim zobaczyć, co chcemy. Widzi się zaś piękno, czuje klimat, z którego nie chce się rezygnować (czasem tworzą go sceny moim zdaniem niepotrzebne, ale wciąż robiące niezwykłe wrażenie), obcuje się z zepsuciem. Amirpour nie przygotowała dla widza prostych odpowiedzi. Stworzyła obraz, który za zadanie ma postawić pytania i wprowadzić w stan konsternacji oraz zmysłowej rozkoszy. Czy Arash, gdy dowiedział się, że Wampirzyca zabiła jego ojca, również powinien wymierzyć sprawiedliwość i zerwać kontakt ze złem, opuszczając miasteczko? Odpowiedzi nie ma. A dobro i zło to pojęcie względne, lecz z całą pewnością każdy ma prawo do własnej ich interpretacji. Szczególnie, gdy świat chyli się ku końcowi.
Zuzanna Lipińska
Korekta: Anna Felskowska