Opowieść o subtelności bycia człowiekiem – „Niebo nad Berlinem”

Anielskie rozterki nad śmiertelnością

„Kiedy dziecko było dzieckiem, nie wiedziało, że jest dzieckiem” – od tych słów rozpoczyna się Niebo nad Berlinem, film Wima Wendersa z 1987 roku. Wydają się one stanowić niemal jego myśl przewodnią. Człowiek, który nigdy nie był nikim i niczym innym, nie jest w stanie sobie wyobrazić siebie w odmienny sposób. Tak samo jak anioł, który od zawsze był aniołem. Damiel (Bruno Ganz), główny bohater Nieba nad Berlinem, jak wiele innych zaprezentowanych w filmie niebiańskich istot, obserwuje ludzi i ich codzienność. Wzbudza to w nim coraz większą ciekawość i prowokuje do zadania pytań: jak to jest być śmiertelnym? „Jak to jest przeczuwać, a nie wiedzieć?” – mówi w pewnym momencie. Serafin pragnie zrozumieć egzystencję lustrowanych przez siebie istot. Przez wieki nasłuchuje myśli ludzi, jednocześnie obserwując ich zachowania.

Jego szczególną uwagę przyciąga pewna gimnastyczka, Marion (Solveig Dommartin), której rozważania o życiu i niewypowiedziane na głos marzenia odciskają niemal piętno na głównym bohaterze. Jej postawa, pełna siły mimo smutku i wewnętrznego bólu, jaki ta postać odczuwa, niezwykle imponuje Damielowi. Doglądanie kobiety budzi w nim coraz większą potrzebę przeżywania tego samego, co ludzie. Chce w pełni zrozumieć, jak to jest odczuwać zmieniającą się pogodę, jak smakuje łyk ciepłej kawy, a także poznać nazwy kolorów. Jego głębokie pragnienie dotarcia do tej wiedzy ostatecznie sprawia, że serafin przekracza rzekę życia i śmierci, trafiając do obserwowanego świata w poszukiwaniu kobiety, którą uznaje za swoje przeznaczenie. Z narracji, prowadzonej z offu przez głównego bohatera, dowiadujemy się, że dopiero czas na Ziemi pozwoli mu spełnić pragnienia.

Narrator skryty za bohaterem

Fabularna opowieść (znacznej części) filmu jest prezentowana z perspektywy anioła – jego obserwacje na temat życia człowieka są przeplatane obrazem codzienności oraz zasłyszanymi myślami mieszkańców Berlina, niejednokrotnie przytłoczonymi natłokiem wyzwań, jakie stawia przed nimi świat. Nie brakuje tutaj refleksji nad losem człowieka, porzuconymi marzeniami, które miały się kiedyś ziścić, czy kilku słów o typowej dla gatunku małostkowości, braku zrozumienia dla bliźniego. Ta możliwość wniknięcia w umysły ludzi, ukazanie ich dzięki własnemu, wyjątkowemu spojrzeniu na świat, tworzy unikalną, przepełnioną pragnieniami, i emocjami historię dotykającą subtelności bycia człowiekiem.

Bezprecedensowe rozdzielenie światów

Pierwsza część filmu, oglądana oczami Damiela-anioła, pozwala nam zobaczyć powolny proces podjęcia kluczowej decyzji. Z perspektywy głównego bohatera obserwujemy Berlin, wsłuchując się w myśli ludzi mijanych przezeń na wąskich uliczkach. Oglądamy archiwalne kadry z filmów nakręconych tuż po wojnie, będących swoistym totemem pamięci dla miejsca, w którym rozgrywa się akcja. Jednakże tym, co jest najważniejsze dla tej części dzieła, jest to, że wspomniane sceny zaprezentowane są w czerni i bieli. Świat aniołów jest pozbawiony barw, dlatego też, ze względu na przyjęty typ narracji, to co widzimy na ekranie, także jest czarno-białe. Jako odbiorcy zakładamy więc, że cała filmowa akcja zostanie w ten sposób przedstawiona – co okazuje się mylnym tropem. Od momentu, gdy Damiel budzi się jako śmiertelnik, obraz zamienia się w kolorowy. Jest to niezwykły zabieg artystyczny, którym Wim Wenders oddzielił świat anielski od ludzkiego: czarno-biały – pełen melancholii i wspomnień – od kolorowego, wypełnionego pragnieniami i otwierającego możliwość spełniania marzeń. Ten podział staje się jeszcze bardziej widoczny w scenie, w której  towarzysz Damiela, Cassiel, dostrzegając świat w odcieniach szarości, obserwuje życie swojego dawnego pobratymca.

Co oznacza być człowiekiem?

Niebo nad Berlinem zostawia widza z wieloma przemyśleniami na temat nas samych, ale nie tylko. Zostawia nas także z pewnym poczuciem melancholii, lekkim zagubieniem we własnych refleksjach. Radość wynikająca z poczucia smaku kawy czy ubrania ciepłego płaszcza – którą oglądamy na twarzy Damiela, doświadczającego namiastki człowieczeństwa – wydaje się widzom nader abstrakcyjna, bo nie zwykliśmy cieszyć się z takich drobnostek. Jednak widząc głównego bohatera, który dla tych prostych, prozaicznych uczuć odrzucił swoją nieśmiertelność i wszechwiedzę, zaczynamy zagłębiać się w nas samych. Przekaz utworu Wendersa jest piękny w swej prostocie – zwłaszcza, gdy uświadomimy go sobie, oglądając ujęcia poturbowanego przez historię Berlina. Należy doceniać nawet to, co pozornie ma niewielkie znaczenie – zdaje się mówić autor.

Seans Nieba nad Berlinem – filmu powstałego ponad trzy dekady temu i wyróżnionego na festiwalu w Cannes – mogę określić jako przeżycie, przypominające odbiorcy o istocie człowieczeństwa. Subtelne przekazy, bez górnolotnych i ciążących słów, stonowany dobór scen i tematyki, sposób wizualizacji  pragnień i emocji Damiela – na tym utwór Wendersa opiera swoją siłę. Niebo nad Berlinem jest filmem przynoszącym jednocześnie zadumę, jak i pewne katharsis. A wszystko to dzięki niezwykłej grze aktorskiej Brunona Ganza i zaskakującej pod wieloma względami narracji dzieła Wima Wendersa.

Patrycja Stępień

Korekta: Michał Zarecki

 

Udostępnij przez: