Dark Was the night

Dark was the night – ciemność widzę, ciemność…

Problem ze współczesnymi horrorami polega na godnej pożałowania wyobraźni i powielaniu schematów przez twórców. Zaczyna się od absurdów scenariuszowych, a kończy na intelektualnej impotencji reżysera. A przecież tak niewiele trzeba, żeby przestraszyć widza. Steven Spielberg w Szczękach (1975) przyprawiał widzów o ciarki przy użyciu prostego rekwizytu, efektownego montażu i kapitalnej muzyki Johna Williamsa. John McTiernan w Predatorze (1987) długo utrzymywał napięcie, stosując technikę zdjęć w podczerwieni i z użyciem kamery termowizyjnej, zanim ostatecznie pokazał kosmicznego drapieżcę polującego na komandosów w południowoamerykańskiej dżungli. Można mnożyć przykłady i podawać tytuły wpisujące się w klasykę suspensu. Dziś twórcy tak mocno skupiają się na zaskakiwaniu widza, że zapominają, czemu gatunkowo ma służyć horror.

Dark was the night zapowiada się kusząco. Angielski tytuł w gramatycznym trybie przestawnym brzmi tajemniczo. Dopełnia go atrakcyjny wizualnie plakat rodem z lat 70. Początkowa sekwencja buduje atmosferę napięcia. Wyrąb lasu i nagle znikający drwale.

Po chwili akcja przenosi się do sennego miasteczka ściętego ostrym mrozem i przyprószonego śniegiem. Ciepłe powietrze buchające z płuc szeryfa Paula Shieldsa (Kevin Durand) sprawia, że widz drży nie tylko z zimna. Przemykające cienie, zwłoki zwierząt z zagadkowymi ranami i strach małej społeczności, która wierzy w stare indiańskie podania o duchach lasu plus kilka niewyjaśnionych zgonów z przeszłości. Gęsia skórka.

Frazesy i żonglowanie

Niestety im dalej w las, tym gorzej. Heller – co prawda – zastosował się do podstawowej zasady dozowania informacji, ale zaczyna wplatać w fabułę wątki rodem z dramatu. Spielberg w Szczękach jedynie zarysował problem hydrofobii szeryfa Brody’ego (Roy Scheider), aby wzmocnić punkt kulminacyjny i rozwiązanie akcji filmu. Natomiast Jack Heller stwarza całkowicie odrębną historię szeryfa z depresją i zespołem stresu pourazowego. Dodatkowo wprowadza postać zastępcy szeryfa Donny’ego Saundersa (Lukas Haas), który sypie jak z rękawa frazesami o niebezpiecznym życiu w wielkim mieście i zaletach sielskiej prowincji. Nomen omen Donny trafia z deszczu pod rynnę. Problem w Dark was the night polega na tym, że historie bohaterów zaczynają żyć własnym życiem. Żonglowanie gatunkami – owszem, ale świadomie. W całym bałaganie Hellera najbardziej ucierpiała opowieść z potencjałem. Topos lasu, mroczna i pierwotna siła natury oraz naruszanie przez człowieka biologicznego sacrum to materiał na naprawdę dobry film grozy.

Wreszcie kwestia, której pominąć nie można. H.R. Giger zaprojektował Obcego – legendarnego pasażera Nostromo – trzydzieści siedem lat temu. Szkic został wykonany zwykłym ołówkiem na białej kartce papieru. Od tego czasu kinematografia „skoczyła w nadświetlną” w zakresie rozwoju techniki i animacji filmowej. Tymczasem finałowa scena w Dark was the night woła o pomstę do Nieba.

Marta Grabowska

Udostępnij przez: