Ana, mon amour [RECENZJA] Wszyscy skończymy na kozetce
W ciągu ostatniej dekady rumuńscy twórcy konsekwentnie przepracowują w kinie traumy własnego narodu. Co więcej, dzięki uniwersalnej jakości opowiadanych przez nich historii, współczesne kino rumuńskie zyskuje międzynarodowe uznanie, potwierdzając swój wysoki status na europejskich festiwalach. Ze zbliżoną wrażliwością artystyczną autorzy portretują obyczajowość swojego narodu, w której wciąż czuć obecność historycznych uwarunkowań. Charakterystyczne jest potraktowanie kameralnych, często intymnych historii ludzkich jako punktu wyjścia do wprowadzenia widza w szerszy kontekst społeczny. Przykładem tego mogą być chociażby filmy nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes Cristiana Mungiu.
0 Komentarzy
3801 wyświetleń