Romans S-F z elementami dreszczowca, w świetnej scenerii i z doskonałymi efektami specjalnymi. Zacznę od warstwy S-F.

Sztuczna inteligencja jest tu traktowana z ogromną rezerwą. Maszyny są piękne, ale głupie. Barman, ze wszystkimi swoimi urokami, jest niczym więcej niż tępą i rozczarowującą sumą powierzchownych cech wszystkich barmanów świata, ze wskazaniem na świat dekadencki. Uczy się, ale nie myśli. Wpływa na uczucia, ale nie czuje. Podobnie jest z wirtualnymi postaciami udającymi doradców. Najpierw zaskakują elastycznością (potrafią słuchać i zwracają się do człowieka mniej oficjalnie na jego prośbę), jednak po chwili zaczynają sztywnieć i nie potrafią niczego, czego w nich nie wdrukowano. Sprawa okazuje się jednak szersza. Cały ten pojazd również tego nie potrafi. Jest niewiarygodnie skomplikowany i „inteligentny”, problem polega na tym, że jest głupi jak but. Zepsuł się i jeśli człowiek go nie naprawi, to się wykończy zgodnie z procedurami awaryjnymi. Jest to więc kolejny akt niewiary w sztuczną inteligencję, która byłaby zdolna do czegokolwiek więcej niż mechaniczne odtworzenie ludzkich działań – bez śladu własnej inwencji maszyny. I jest to, jak się wydaje, optymistyczna warstwa filmu.

Czteroletnia podróż z Igrzyskami Śmierci kończy się w tym roku wraz z wejściem do kin ostatniej już części przygód Katniss Everdeen – rebeliantki z Dwunastego Dystryktu, która swoją miłością do siostry, niezłomnością i gotowością do poświęceń, zwróciła na siebie spojrzenia całego Panem. Trylogia Suzanne Collins, na podstawie której zostały zrealizowane filmy, przez wiele miesięcy cieszyła się zaszczytną pozycją na listach najpopularniejszych książek The New York Timesa. Czy ekranizacja trzeciej, a zarazem ostatniej części fenomenalnej powieści o futurystycznym państwie Panem okaże się równie wielkim sukcesem?