Nie taka straszna Bestia… Czyli o tworzeniu ścieżki dźwiękowej do niemych filmów
Podczas oficjalnego otwarcia Akademii Filmu Polskiego na Uniwersytecie Gdańskim odbył się specjalny pokaz filmu „Bestia” (reż. Aleksander Hertz, 1917) z muzyką na żywo. Z autorami aranżacji muzycznej – Krzysztofem Zaczyńskim oraz Piotrem Gierzyńskim – o źródłach inspiracji, trudnościach pracy z materią filmową oraz planach na przyszłość rozmawiała Olga Gulińska.
O.G.: – Uważam, że stworzenie ścieżki dźwiękowej do filmu to spore osiągnięcie. Jak się z tym czujecie?
P.G.: – Osobiście czuję się z tym dobrze. Zastanawialiśmy się chwilę, czy w ogóle podejmować się tego, ponieważ jest jednak masa pracy – prawie 45 minut muzyki, przy naszym założeniu muzyki, która szczelnie wypełnia całość, nie ma przerw, nie ma ciszy, są płynne przejścia. Na taką skalę nigdy czegoś takiego nie robiłem, a przy tym jest to materia, która jest mi bliska – zarówno jeśli chodzi o film, jak i o soundtracki – i jeśli jest możliwość zrobienia czegoś, co wykracza poza moje dotychczasowe pole działania, to zawsze chętnie w to wchodzę. Wydaje mi się, że poszło nam to stosunkowo sprawnie. Spotkaliśmy się chyba cztery razy po kilka godzin. Podsumowując – jestem zadowolony.
K.Z.: (śmiech) – Ja też tak mam.
O.G.: A więcej było stresu, czy satysfakcji?
P.G.: – Było więcej satysfakcji. Powiem ci, że bardzo dobrze mi się z Krzyśkiem pracowało. Jeśli pracujesz w intymnym gronie (bo my normalnie poruszamy się w grupie pięcioosobowej),
we dwójkę, możesz się rzeczywiście skupić na koncepcji i nie masz aspiracji do tego, aby utwory miały charakter „singlowy”, żeby same z siebie były atrakcyjnymi formami, tylko aby cała narracja była atrakcyjna. To zdecydowanie ułatwia to pracę. Udało nam się również stosunkowo wcześniej wpaść na jakąś koncepcję, „klucz” do tego jaką funkcję pełnić będzie muzyka, więc
dla mnie akurat stresów przy tym nie było żadnych, pomijając może kwestie wykonawcze – czy uda nam się w pełni zapanować nad brzmieniem.
K.Z.: – Zdecydowanie więcej satysfakcji było. To była, tak, jak Piotrek wspomniał, nowa materia dla nas. Znaczy… Dla ciebie w sumie nie, bo ty już robiłeś…
P.G.: – …Na taką skalę tak.
K.Z.: – …A dla mnie to była nowa materia i mam bardzo dużo satysfakcji z tego, że udało
się skomponować soundtrack do 45-minutowego filmu. Jeszcze w dwie osoby. W stosunkowo niewielkim czasie. Filmu wymagającego, bo wszystko, co się dzieje na ekranie ma trochę przerysowany charakter, tak, bo to był film niemy, więc reakcje aktorów też są przerysowane, więc uchwycenie filmu sprzed stu lat przy pomocy instrumentów współczesnych, uważam,
że to jest… Jest trochę wyzwanie i sprostaliśmy. I super.
O.G.: – Jak to się stało, że akurat wy tworzyliście tę muzykę?
P.G.: – Wygraliśmy konkurs Chopinowski. Zeszłoroczną edycję. Za najlepsze solo na klarnecie.
K.Z.: (śmiech) – Elektronicznym.
P.G.: – Krzysztof jest bardziej kompetentny, żeby się wypowiedzieć.
K.Z.: – Ania Balkiewicz jest koordynatorką Akademii Filmu Polskiego. Ona nam
to zaproponowała.
P.G.: – Wydaje mi się, że to może wynikać też z tego, że stylistycznie to, co my robimy jako zespół, ma pewne ciągoty do równoległego funkcjonowania z obrazem. Na codzieńajmujemy
się muzyką instrumentalną, więc czyni nas to niejako predysponowanymi do takich działań.
K.Z.: – Też często rozmawialiśmy o muzyce filmowej. Właściwie zdradziłem też Ani, że nasze ciągoty jako zespołu w perspektywie drugiej płyty są bardziej ku elektronice, więc ona się tym trochę zasugerowała i stwierdziła, że właśnie w takim kierunku idąc, bardziej elektronicznym, fajnie byłoby tę „Bestię” zrobić.
O.G.: – Ile czasu wam to zajęło?
P.G.: – Sądzę, że około dwudziestu godzin.
O.G.: – Czy ktoś wam pomagał zrozumieć język filmu? Były jakieś drobne sugestie, jeżeli chodzi o logikę, strukturę obrazu?
P.G.: – Nie. Był taki moment, na początku, gdy robiliśmy muzykę partiami i, wiesz, powtarzaliśmy daną partię kilka razy i musisz mieć pewne wyprowadzenie od tego, co robisz, do następnego fragmentu filmu, a że musieliśmy już iść to Zaczo przeczytał streszczenie fabuły.
K.Z.: – Oglądaliśmy go wcześniej raz, ale też nie uchwyciliśmy wszystkiego..
P.G.: – …Bo graliśmy równolegle do niego, więc pewne rzeczy nam po prostu umykały.
K.Z.: – Przeczytanie tego streszczenia pomogło też nam wychwycić pewne szczegóły, bo w tym filmie są pewne niejasności. Nie są to jakieś mega zagadki na poziomie „nie_wiem_jak_ten_film_się_kończy” albo „kim_był_główny_bohater”, ale, na przykład,
ta scena…
P.G.: – Mówisz o śmierci Poli?
K.Z.: – Tak.
P.G.: – Długo myśleliśmy, że…
K.Z.: – …Kto tam właściwie…? Inaczej. Wiemy, kto umiera, ale potem, w następnej scenie wnoszą na łóżko kobietę, jakieś ciało. Zastanawialiśmy się, czy to jest… To jest po scenie, gdzie jeszcze coś się dzieje.
P.G.: – Porządek logiczny, naturalna konsekwencja narracji, sugeruje, że jest to Sonia. Natomiast okazuje się, że jest Pola.
K.Z.: – Sonia nie umiera, wydaje się, że ona wpada w konwulsje i umrze w następnej scenie.
P.G.: – Ona zostaje zasztyletowana albo zastrzelona.
K.Z.: – Zastrzelona.
P.G.: – Zastrzelona, ale w taki trochę dziwny sposób, bo jest to z bardzo bliskiego dystansu,
a w momencie samego aktu jest przeskok klatki.
O.G.: – Wydaje mi się, że, między innymi, to kwestia tego, że była to kopia. I nie da się ukryć,
że film już ma swoje lata.
P.G.: – Co jest ciekawe i działało, moim zdaniem, na niekorzyść filmu podczas projekcji to to,
że klatka była węższa niż w wersji, którą my oglądaliśmy. Powodowało to, że około 20% całego kadru było ucięte i w niektórych miejscach ten ucięty kadr stanowił co najmniej istotny kontekst.
K.Z.: – Oglądaliśmy sobie wersję z YouTube’a, chyba z angielskimi napisami. Tam, po pierwsze, kadr był szerszy, szczególnie było widać, na przykład, w tej scenie, gdzie Pola wraca
po raz pierwszy do domu z imprezy, z hulanek nocnych i rzeczywiście tam więcej widać. Widać, jak ona skrada się do domu. I same napisy są inne. To są takie małe różnice, ale pamiętam,
że jak zaczęliśmy oglądać na dużym ekranie film, było takie lekkie poczucie wytrącenia
z równowagi.
O.G.: – Z czego czerpaliście inspiracje?
K.Z.: – Masz na myśli muzyczne inspiracje do filmu, jako do soundtracku?
O.G.: – Zgadza się.
P.G.: – Raczej nie mieliśmy żadnych bezpośrednich inspiracji. Staraliśmy się bardziej skupić
na doborze faktury i charakteru brzmienia, tak aby było ono unikatowa. Częściowo nam
się to udało, bo brzmienie z jednej strony było organiczne, a z drugiej strony rzeczywiście dobrane faktury były raczej rzadko spotykane.
K.Z.: – Tak, bo to nie jest typowa muzyka filmowa, to, co my zrobiliśmy.
P.G.: – Nie, nie jest ewidentnie. Brak inspiracji wynika też z braku sensownego punktu odniesienia. Nie wiem, czy ty słyszałaś oryginalną muzykę, która tam jest?
O.G.: – To znaczy, wątpię, że ta ścieżka dźwiękowa jest oryginalna.
K.Z.: – Tak, bo ta pierwsza pierwsza wersja w ogóle była bez. To, co słyszeliśmy, to już była cyfrowa.
P.G.: – To była pojedyncza ścieżka – czysta pianistyka. Jeszcze trochę zagrana z przymrużeniem oka, my zaś po obejrzeniu filmu mieliśmy wrażenie (ja osobiście, nie wiem jak Krzychu),
że przyglądając się tej całości z boku, to jest to struktura o charakterze tragicznym. Ten film jest cholernie ciężki w swoim wyrazie, pomimo tego, że jego forma jest bardzo lekka i sposób podania jest trochę pokraczny, trochę nieudolny. Owszem, kino nie było jeszcze na takim etapie jak dziś, więc rzeczy te są niezamierzone, niektóre teatralnie przeeksponowane. Z naszej perspektywy
to był taki trochę domek z kart, z którego stopniowo zostały wyjmowane te karty, które
są na samym spodzie, które są fundamentalne, ale tego nie widzisz do pewnego momentu w filmie, natomiast mając ogląd na niego z perspektywy całości, dobrze wiesz, że każdy czyn bohaterów
to droga, która prowadzi po prostu w głąb, w mrok, w ciemność.
K.Z.: – Jeżeli chodzi o inspiracje (ale to trochę z przypadku było), właściwie, stworzyliśmy soundtrack na dwa syntezatory, co też jest nietypowe (oczywiście z całą masą efektów, ale jednak dwa syntezatory i to jest nietypowy zestaw, jeżeli chodzi o robienie muzyki filmowej).
Ale mi to się składało mocno z muzyką do „Blade Runnera”. Jest w nim też bardzo dużo syntezatorów, mimo tego, że robi to Hans Zimmer, który generalnie woli orkiestry, to wyjątkowo (nie wiem, czy nie jest to wpływ Benjamina Wallfischa) jest bardziej syntezatorowy. Ciężki. Wydaje mi się, że to taka podskórna inspiracja, nieświadoma. Ale z racji bliskości zdarzeń,
bo jakiś czas temu oglądałem „Blade Runnera” nowego i potem dużo słuchałem soundtracków
z tego filmu. Myślę, że może gdzieś tam przebitki są na pewno.
O.G.: – Macie zespół, mieliście koncerty w całej Europie, nagraliście płytę, stworzyliście ścieżkę dźwiękową do filmu.. Co dalej?
P.G.: – Druga płyta. Dla nas ta sytuacja (propozycja zagrania do filmu była) była czymś akcydentalnym. Nie jest to podstawowy kierunek naszej działalności, ale nie ukrywam, że jest
to coś, co dostarcza nam satysfakcji, więc jeśli takie propozycje miałyby pojawiać się częściej,
to nie mielibyśmy nic przeciwko, ale trzonem pozostaje działanie w zespole. Poprzez rozwijanie działalności zespołu pojawiają się między innymi takieropozycje, więc zespół jest
dla nas priorytetem. Będzie trochę rzeczy od SPOIWO w tym roku. Mamy dwa live’y z Den Bosch i Zottegem.
K.Z.: – „Live’y”, czyli nasza muzyka z wideo jednocześnie. Nasze koncerty, które graliśmy
w trakcie trasy zarejestrowane w całości bądź częściowo w profesjonalny sposób. Więc
to na pewno nas czeka. Jeszcze chciałem dodać, że polecamy się, będziemy chętnie takie soundtracki robić. Lubimy.
Olga Gulińska