Trudna miłość [ARTYKUŁ] Matki i synowie we współczesnym kinie
Mówi się, że nikt nie zrozumie mężczyzny lepiej niż jego własna matka. Mówi się także, że matka nie ma wyjścia, musi kochać swoje dziecko, natomiast ono nie ma takiego obowiązku. Kino, specjalista od zagłębiania się w stosunki międzyludzkie, zwłaszcza te mroczne, niejednoznaczne i pełne sprzeczności, od dawna przygląda się również relacjom pomiędzy tymi, jak mogłoby się zdawać, najbliższymi sobie istotami. Wystarczy wspomnieć chociażby Psychozę Alfreda Hitchcocka, 400 batów François Truffaut’a, czy Zmierzch bogów Luchino Viscontiego. Trudna miłość pomiędzy matkami i synami to temat, który wciąż fascynuje filmowców a współczesne kino dokłada kolejne jej wizje, z których na użytek tego artykułu wybrałam trzy.
Mógłbym być dzieckiem kogokolwiek, ale nie jej
Bohater filmu Zabiłem moją matkę, Hubert, do tego stopnia nienawidzi swojej matki, Chantale, że potrafi publicznie skłamać, że jest sierotą. Wydaje się, że życie z nią pod jednym dachem jest dla Huberta największą tragedią, jaka mogła go spotkać. Matka doprowadza go do szału absolutnie wszystkim. Wyraża to w sposób „delikatny”, robiąc zniesmaczone miny i ostentacyjnie wzdychając oraz trochę ostrzejszy: zalewając matkę potokiem przytyków, zażaleń i wyzwisk. To prawda, Hubert nienawidzi swojej matki. Ale największym jego problem, jest fakt, że mimo obrzydzenia, które w nim wzbudza (scena jedzenia), mimo jej braku orientacji w dziedzinie sztuki (Hubert zapowiada się na artystę, a matka nie ma pojęcia kim był Jackson Pollock) i tysiąca innych drobiazgów, których Hubert nie potrafi w niej zaakceptować, nie potrafi też przestać jej kochać.
Jakkolwiek matka Huberta może irytować swoim zamiłowaniem do tandety, solarium i stałym repertuarem tekstów stereotypowej matki („jak skończysz 18 lat…”, „jesteś taki sam jak twój ojciec”, „jeśli tego nie zrobisz, zabiorę ci kieszonkowe”), zdecydowanie bardziej drażniący jest sam Hubert. Niewiele potrafi dać od siebie (kiedy postanawia posprzątać i ugotować posiłek matka ironizuje, że ktoś musiał zrobić mu pranie mózgu), natomiast lista jego roszczeń jest bardzo długa. Film Xaviera Dolana dotyka też problemu utraty dziecięcego raju. Nie chodzi tu tylko o rozwód rodziców, którego doświadczył w dzieciństwie i związaną z nim wyprowadzkę z domu. Ostatnia scena, która jest kompozycją złożoną z urywków nagrań video z dzieciństwa Huberta, pokazuje, że relacja pomiędzy nim a jego matką nie zawsze była tak skomplikowana, że byli ze sobą szczęśliwi i potrafili spędzać wspólnie czas. W okresie dorastania prawie każdego młodego człowieka przychodzi moment, w którym nagle zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że rodzice nie są idealni, nie znają odpowiedzi na wiele zadawanych im pytań i stają się (często niesłusznie) powodem do wstydu, jednocześnie nie każdy jest w stanie się z tym pogodzić, zaakceptować rodziców takimi, jakimi są naprawdę.
Podczas rozmów (do których okazją jest najczęściej posiłek) Hubert i Chantale najczęściej pokazywani są z osobna, tak jakby każde mówiło do siebie. Jeśli ujmowani są razem w kadrze to oboje znajdują się bardzo blisko jego przeciwległych brzegów, co tylko wzmacnia dzielący ich dystans.
Choć można Huberta nazwać aroganckim i rozpieszczonym narcyzem, to jednak daleko mu do kolejnych bohaterów: Kevina, czy Prescotta. I choć relacja między Kevinem a jego matką to zdecydowanie trudna miłość, nie można powiedzieć, że nie ma jej wcale. Znamienna jest scena, w której Hubert w trakcie kolejnego ataku szału demoluje pokój matki i nagle się opamiętuje i zaczyna sprzątać. Film kończy się spotkaniem matki i syna w tym „utraconym raju”, gdzie być może uda się im zacząć wszystko od nowa.
Już nie wierzę w modlitwy
Dzieciństwo wodza, debiut Brady’ego Corbeta to przede wszystkim długie ujęcia, wszechobecny, barokowy półmrok i niepokojąca muzyka. Tutaj emocje są głęboko skrywane, a rozmowy oschłe i szybko ucinane. Członkowie rodziny trzymają się na dystans. Trudna miłość? A może jej brak? Film nie opowiada o dzieciństwie żadnego konkretnego przywódcy. Nie rozstrzyga też, co dokładnie doprowadziło głównego bohatera do pozycji dyktatora.
Prescott jest emocjonalnie zaniedbany. Jedną z najważniejszych scen, pierwszą i ostatnią, w której chłopiec okaże przed matką słabość, jest ta w której przychodzi zapłakany i opowiada swój sen. „Śniło mi się, że nie ma cię przy mnie” – to jedno, jedyne zdanie, które świadczy o tym, że Prescott faktycznie potrzebuje miłości i opieki ze strony swojej matki. Prescott dorasta wśród kobiet, ale trudno powiedzieć, żeby był wychowywany. Do pewnego momentu przychodzi do niego nauczycielka francuskiego, ale ostatecznie chłopiec postanawia uczyć się sam. Jego matka to z jednej strony rozmodlona dewotka, z drugiej hipokrytka, która każe synowi przepraszać obcych ludzi (których nazywa przyjaciółmi) najprawdopodobniej wyłącznie dlatego, że nie chce być wśród nich źle postrzegana. Z pewnością matka Prescotta miała większe ambicje niż bycie panią domu na prowincji i to jest powodem jej rozgoryczenia i frustracji. Nie wydaje się też, żeby pomiędzy nią a jej mężem istniało kiedykolwiek jakieś wielkie uczucie (sama przyznaje, że wyszła za niego, bo tak długo nalegał). Zdecydowanie więcej łączy ją (i łączyło w przeszłości, jak się później okazuje) z przyjacielem domu, Charlesem.
Nikt nie wie, dlaczego Prescott zamyka się pewnego dnia w pokoju i nie chce go opuścić. Wydaje się, że nikogo to za bardzo nie interesuje. Matce nie zależy na zrozumieniu powodów, które nim kierują. Postanawia wziąć chłopca na przetrzymanie i złamać jego opór głodem. Jedyną osobą, która naprawdę przejmuje się dzieckiem i okazuje mu czułość jest Mona. Prescott zdaje się ją jedyną darzyć sympatią. Kiedy jednak opiekunka zostaje wyrzucona z pracy, chłopiec reaguje jedynie chwilowym atakiem gniewu.
Prescott konsekwentnie podąża raz obraną drogą. Postanowił się zbuntować, więc każde jego zachowanie będzie tego buntu wyrazem. Trudno wniknąć do jego wnętrza, trudno wyczytać z jego twarzy coś innego niż dziecięcy upór. Choć chłopiec mylony jest z dziewczynką, kategorycznie odmawia obcięcia włosów. Właściwie odmawia wszystkiego, o co zostanie poproszony lub co zostanie mu nakazane. Nakazy powodują tylko narastający w nim gniew, który ostatecznie obraca się przeciwko matce, a skutki są tragiczne.
Kiedyś mama była szczęśliwa…
…a potem urodził się Kevin. Tymi słowami zwraca się do swojego syna Eva, bohaterka filmu Musimy porozmawiać o Kevinie. Eva nie jest wyrodną matką, ale nie można też powiedzieć, że macierzyństwo było szczytem jej marzeń. Ciąża była dla niej raczej jedną z takich sytuacji w życiu, która po prostu się przydarza i trzeba jakoś przyzwyczaić się do tego, że nic nie będzie już takie samo jak wcześniej. W filmie przeplatają się dwa porządki czasowe: przeszłość Evy i jej rodziny, ukazana w postaci retrospekcji, skupiających się przede wszystkim na relacjach matki i syna właściwie od momentu poczęcia i teraźniejszość, która jest konsekwencją wydarzeń z przeszłości. W ujęciach przedstawiających teraźniejszość widzimy, że Eva jest z jakiegoś powodu szykanowana i prześladowana. Nietrudno odgadnąć, że tym powodem jest coś, czego dokonał jej syn.
Kevin od samego początku daje się poznać jako trudne dziecko. Jako niemowlę – bezustannie płacze, jako kilkulatek – nie mówi i nie reaguje na próby nawiązania z nim kontaktu przez matkę, jako nastolatek – terroryzuje młodszą siostrę.
Postać Evy demitologizuje utrwalony w naszej kulturze obraz wyłącznie cudownego, pełnego radości oczekiwania na narodzenie dziecka oraz pokochania go od „pierwszego wejrzenia”. Eva nie promienieje szczęściem ani w ciąży, ani po urodzeniu syna. Wygląda raczej jakby jakaś jej część umarła.
Relacja pomiędzy tą parą bohaterów pokazuje, że więzy krwi to nie wszystko i że nie da się zmusić do miłości ani siebie ani tym bardziej własnego dziecka. Choć Eva podejmuje wiele prób nawiązania kontaktu z synem, widać jak sztuczny jest jej uśmiech, jak męczą ją wspólnie spędzane chwile. Trudno się temu dziwić. Jednak Kevin zdaje się wyczuwać fałsz ze strony matki i nie zamierza ułatwiać jej życia.
Retrospekcje Evy pokazują, że ona cały czas analizuje ich wspólne życie. Od drobnych złośliwości po ostateczną eskalację zła, zbrodnię która napawa Kevina dumą i za którą płaci Eva.
Jeśli uznać, że bycie matką i synem to tylko kolejne role do odegrania w życiu, według wieki temu ustalonych schematów, to Kevin, Prescott i w dużej mierze jego matka, tych ról nie chcą lub nie potrafią odgrywać. Kevin i Prescott nie respektują żadnych reguł, nie ma w nich współczucia, nie ma miejsca na bezinteresowne relacje. Eva i Chantale przeciwnie, próbują wejść w rolę matki, niestety rezultaty tych starań nie zależą wyłącznie od nich. Wszystkie trzy filmy pokazują, jak mało w gruncie rzeczy można wiedzieć na temat najbliższych sobie osób. Najbliższych przynajmniej pod względem pokrewieństwa.
Anna Tarkowska