Od złodzieja do nauczyciela – „Szkolna imprezka”
Bora Dagtekin, twórca Szkolnej imprezki, przedstawia nam serię czterech filmów o losach Zeki Müllera – złodzieja, który stał się nauczycielem. Wyprodukowana w 2013 roku pierwsza część, w oryginale zatytułowana Fack ju Göhte, wprowadza nas w historię, natomiast kolejne przedstawiają dalsze losy głównego bohatera i jego podopiecznych.
Najlepszy pedagog… bez pedagogiki
Protagonistę Szkolnej Imprezki, granego przez Elyasa M’Barka, poznajemy w momencie jego wyjścia z więzienia. Stamtąd udaje się na poszukiwanie zrabowanych pieniędzy, które, jak się okazuje, jego przyjaciółka ukryła na placu budowy, gdzie powstała sala gimnastyczna szkoły im. Goethego. Zeki podejmuje więc decyzję zatrudnienia się tam jako woźny – w wyniku nieporozumienia zostaje jednak nauczycielem. Müller otrzymuje pod swą opiekę jedną z najgorszych klas w szkole, którą ma ujarzmić i sprawić, aby choć część uczniów z 10b osiągnęła wyższe wyniki. Choć może to zabrzmieć absurdalnie, jego niepedagogiczne podejście oraz znajomość półświatka, oddziałują na uczniów bardzo dobrze. Powoli wychodzą oni na prostą i porzucają marzenia o zostaniu dealerami narkotyków czy życiu na zasiłku. Jednakże, nie tylko młodzież zmienia się pod jego wpływem – Zeki także odczuwa, że chce odciąć się od swojej mrocznej przeszłości i mimo odnalezienia pieniędzy oraz otrzymania szansy na kolejny łatwy zarobek w postaci napadu, odrzuca te opcje i próbuje wyjść na prostą. W wyniku splotu wydarzeń prawda o jego braku dyplomu także wychodzi na jaw, ale i to uchodzi bohaterowi na sucho – jak na niezbyt oryginalną komedię przystało.
Farsa pełna rechotu
Nie jest to film szczególnie wyrafinowany – i wcale takim być nie chce. Od początku do końca humor objawia się tu w postaci coraz to większych absurdów oraz niewybrednych żartów. Od strzelania do uczniów pistoletem paintballowym, przez „wycieczki edukacyjne” po domach narkomanów i neonazistów, aż po dyrektorkę, zaciągającą się klejem w sztyfcie w celu zredukowania stresu – tego rodzaju żartami stoi komedia Dagtekina. Jednak oglądając losy Müllera, nie oczekujemy od niego poważnych rozmyślań – nawet momentowi podjęcia przezeń poważnej decyzji towarzyszy kontrapunktująca propozycja ze strony uczniów, proszących belfra o zakup alkoholu, który ich zdaniem na czas balu maturalnego mógłby świetnie sprawdzić się w połączeniu z ponczem. Nie oznacza to, że film nie jest dobry albo – co by było dla niego jeszcze bardziej krzywdzące – przygłupi. Chociaż żart jest prosty, a wszystkie oglądane sceny to czysta farsa, seans mija przyjemnie i niezobowiązująco.
Wewnętrzne odrodzenie bez nadmiaru patetyzmu
Szkolna imprezka pełna jest stereotypów przekoloryzowanych do granic możliwości – oglądamy i szkolne lalunie, z założenia niebłyszczące intelektem, i napakowanych samców alfa, którzy chcą wszystko robić „po męsku”, i kujonów, nad którymi społeczność szkolna się znęcają, wreszcie „brzydule”, chcące popełnić samobójstwo i usiłujące w ten sposób zwrócić na siebie uwagę – by ograniczyć się do ledwie kilku charakterystycznych grup postaci. Lecz ukazanie ich w groteskowy sposób daje jednocześnie świetny efekt – ich późniejsza wewnętrzna przemiana zostaje dzięki temu jeszcze bardziej uwypuklona. Wprowadzenie tego zabiegu zwolniło twórców z ewentualnej pompatyczności – nie trzeba było wprowadzać dramatycznych monologów wewnętrznych czy uzupełniać ciąg wydarzeń obrazami odnajdywania siebie przez bohaterów. Dzięki przejaskrawieniu, reżyserowi udało się utrzymać ten chwytliwy humor.
Ta farsa nie osiągnęłaby jednak swej pełni, gdyby nie zwieńczyła jej gra aktorska. Młoda nauczycielka grana przez Karoline Herfurth, to przykład najbardziej przejaskrawionego wizerunku w całym filmie. Kształcenie traktuje ona jako swoją misję, ważniejszą od czegokolwiek innego. Jej postać mogłaby stanowić archetyp pedagoga, bardzo kontrastowo zestawionego ze swoim miejscem pracy –pełną chuliganów szkołą. Na swój sposób podobną bohaterką jest Chantal, grana przez Jellę Haase. To przykład dziewczyny skoncentrowanej na dobraniu określonego makijażu i markowych ubrań, niepoświęcającej uwagi niczemu innemu, w tym nauce. Ich przemiana odbywa się stopniowo, ale dzięki wyraźnym różnicom w ich grze na początku i pod koniec Szkolnej imprezki, nie mamy żadnych wątpliwości, co do jej zajścia.
Zawirowania nad tytułem
Zabawne jest to, jak tytuł został przetłumaczony na język polski. Wspomniane Fack ju Göhte nawiązuje do pewnej sceny, w której uczniowie wraz z Zekim i Lisi stają się odpowiedzialni za akt wandalizmu, kiedy to postanawiają przystroić pewien tabor kolejowy w graffiti. Właśnie tam jeden z podopiecznych tworzy ów napis, co tylko potwierdza, jaki stosunek do swoich lekcji ma sportretowana młodzież. Na język angielski natomiast tytuł został przetłumaczony jako Suck me Shakespeer (zatem także z oczywistym błędem ortograficznym, choć w niemieckim tytule znajdziemy ich znacznie więcej). Natomiast ten w języku polskim nie ma zasadniczo nic wspólnego z którąkolwiek wersją – szkoda, że dla zachowania ciągłości i charakteru filmu polski dystrybutor nie zdecydował się choćby na Piepż sie, Słowacki, co w ciekawy sposób nawiązywałoby również do słynnego powiedzenia „Słowacki wielkim poetą był” z Ferdydurke Gombrowicza.
Nawet jeśli polski tytuł nie oddaje wymowy oryginalnego, wciąż warto spędzić wieczór ze Szkolną imprezką. Film nie wymaga od widza jakiegokolwiek zaangażowania – ogląda się go lekko i z uśmiechem. A jeśli po pierwszej części czujemy niedosyt, czekają na nas trzy kolejne.
Patrycja Stępień
Korekta: Michał Zarecki