Cinerama - W Spirali

W Spirali

Słuchałem dyskusji po projekcji. Twórcy opowiadali o dziele. Jeśli wierzyć teorii, że dobre dzieło przerasta twórcę, to mamy do czynienia z dobrymi twórcami, bo nie zorientowali się, jak pojemny zrealizowali film.

W założeniu miał to być dramat psychologiczny – małżeństwo w kryzysie zabiera w odosobnione miejsce autostopowicza, który wywołuje rosnące z biegiem czasu zamieszanie. Nóż w wodzie? Schemat niemal identyczny, jednak jeśli wierzyć autorom – niezamierzony. Spirala jako motyw przewodni, zarówno budowy scenariusza, jak i odniesień w fabule – czy to nie przypomina Pi Aronofskiego? Bohaterka odkrywająca swoje utajone żądze podczas samotnego błądzenia po Górach Stołowych, między wielkimi głazami. Przecież to Piknik pod wiszącą skałą. Podobną rolę pełni tu natura, nazywana w dialogach po imieniu, co wywołuje odruchowe skojarzenie z kontrapunktem – kulturą.

Dodajmy do tego Easy Ridera ze sceną, w której naćpana kobieta marzy o macierzyństwie, dodajmy w ogóle kino drogi, a w szczególności dreszczowce, kiedy autostopowicz wywiera demoniczny wpływ na kierowcę lub parę, która go podwozi (tu znajdziemy dziesiątki wzorców).

W tym momencie panuje już niemałe zamieszanie, bo liczba tekstów, do których film (jeśli wierzyć autorom – mimowolnie) się odwołuje, staje się wielka w sensie ich różnorodności. Zaczynają się pierwsze pułapki – to nie plagiat, to nie wtórność. Co najważniejsze – to nie konwencja. Łatwe rozwiązania w postaci „dramat psychologiczny” czy „thriller w podróży” nie sprawdzą się, bo natychmiast znajdujemy gatunkową antytezę. Stawiałbym raczej na kino autorskie grające z gatunkami.

To jednak nie koniec, bo poniżej tego wszystkiego dokopiemy się do warstwy instynktów i do złóż kulturowych. Nie da się inaczej wyjaśnić jaskrawych metafor, na przykład – dlaczego Ona po narkotykach pędzi do światła i na łąkę, a On – do ciemności w jaskini? Za mało wiemy o bohaterach, żeby interpretować to przez ich biografie (co prawda Ona napomyka o swoim dzieciństwie, ale to nie wystarczy). Musi więc chodzić o bardziej ogólną metaforę. A co z autostopowiczem? Przecież to Żyd. I znowu – twórcy nie zakładali takich konotacji, ale konotacje żyją swoim życiem. Tu dzieło posłużyło się autorami, a nie na odwrót – jest to najlepszy z możliwych wariantów.

Nadszedł chyba dobry moment, żeby ostrzec przed przekleństwem łatwych skojarzeń. To, że w filmie dwójka Polaków doprowadza do śmierci Żyda (tak, sam jest sobie trochę winny) i w tajemnicy zakopują go na odludziu – to nie jest żadne rozliczenie z jakimś wyimaginowanym „polskim antysemityzmem”. Po pierwsze dlatego, że nijak ma się do historii. W tej historii, która może przyjść na myśl, jeśli podejść tendencyjnie, to nie Polacy „zabili Żyda”, tylko Niemcy. Metafora nie przystawałaby do rzeczywistości, którą obrazuje. Klucz kulturowy, czy też klucz zbiorowej traumy musi być schowany gdzieś indziej. Nie uciekałbym jednak od figury Żyda przynoszącego do naszej kultury rzeczy nieprzystające, mistyczne, równie naiwne, co potężne. Ten trójkąt (On, Ona i Żyd w Polsce) może okazać się niezwykle pojemny w interpretacji filmu. Tu wystarczy jeśli rzucę sygnał, niech rośnie dyskusja na żyznym gruncie. A wracając do klucza kulturowego – dostajemy raczej motyw ofiary i odkupienia. Możliwy jest też motyw zbrodni założycielskiej i tabu oraz motyw inicjacji. Wszystkie trzy mogą się stać wdzięczne, jednak ze względu na obecność postaci – Żyda ten pierwszy wydaje się najciekawszy. Odkupienie jest w naszej kulturze kojarzone jednoznacznie z judaistycznym rytuałem ofiary i z chrześcijaństwem opartym na szczególnym przypadku tej ofiary – ofierze Chrystusa. Paradoksalnie, ofiara W spirali nie prowadzi do okiełznania natury, a do jej zwycięstwa. Czyli odwrotnie niż zakłada ewangelia. Tym tropom sprzyjają obszerne komentarze polityczne wygłaszane przez autostopowicza.

Im głębiej w film, tym więcej wątków prowokuje, a sam obraz – jak dorastająca dziewczyna – nie zdaje sobie sprawy czym kusi i jak bardzo. Choćby fakt, że w jedną stronę kierowcą jest On, a w drugą Ona. Zdania takie, jak „Nigdy cię nie zostawię” wypowiedziane przez Tamira. Ileż tu się otwiera kontekstów! Można by o tym traktować długo i obszernie.

W Spirali

Trochę mnie wystraszył na początku temat – film o filmowcach. Takie rzeczy powstają zwykle wtedy, kiedy scenarzysta nie ma pomysłu na scenariusz. To jednak tylko pozory, na szczęście nie dostajemy hermetycznego gniota, który ktoś nakręcił o samym sobie, bo nie powodzi mu się w branży.

Całość zrealizowano na taśmie 35 mm, to naprawdę widać. Co ciekawe, wielka ilość ujęć przyrody ogranicza się do roślin, nie pokazano zwierząt. Warto też zwrócić uwagę na świetne aktorstwo, wiarygodne dialogi i bardzo solidnie zbudowaną sytuację psychologiczną. Humoru nie brakuje, ale zawsze w wisielczym, nigdy satyrycznym tonie. Pomaga to podbić nastrój, nie niweczy go.

Ścieżka dźwiękowa bez zarzutu.

Właściwie nie znalazłem w tym filmie słabości. Na pewno można to zrobić lepiej, ale to już inna sprawa. Uważam, że niczego nie popsuto, co rzadko się udaje. Scenariusz zbudowano ciekawie, sięgając do metod znanych z Człowieka na torze czy Pulp Fiction. To odległe od siebie filmy, ale zbiegają się w pewnych punktach, które występują także w produkcji Konrada Aksinowicza. Okazji do wpadek było wiele, choćby wątek z aktorką opowiadającą o samobójstwie – aż się prosi, żeby niedowierzający jej obecni na imprezie znaleźli rano jej zwłoki. Ale to byłoby za proste. I udało się nie wpaść w tę pułapkę.

Podsumowując – dostaliśmy znakomity film na pograniczu kina autorskiego i gatunkowego, a właściwie osadzony w obu tych prądach i z wdziękiem lawirujący pomiędzy nimi. Jeden z najlepszych na festiwalu w Gdyni.

Sławomir Płatek

Udostępnij przez: