Pewnego razu w listopadzie: Kino wartości – współczesna baśń obyczajowa
Pewnego razu w listopadzie (2018, reż. Andrzej Jakimowski)
O tym, że nowy film Jakimowskiego Pewnego razu w listopadzie jest baśnią lub partycypuje w tej formie artystycznej przekonałem się podczas rozważania tytułu. Jest to mało wydajna, zwodnicza metoda. Niemniej kusi przypisywanie czyjejś twórczości interpretacji tylko na podstawie jednego elementu: autora, sceny, dialogu lub właśnie tytułu. Proponuję jednak nie odrzucać tej interpretacji z powodu ryzyka, jakie niesie. Czy istnieją bowiem jeszcze baśnie? Czy możemy opowiedzieć sobie historię współczesnych ludzi i problemów w archaicznej formie?
Bracia Grimm zebrali opowieści, krążące od wielu wieków w różnych wersjach i wydali je zgodnie z celem, jaki przyświecał im gdy powstawały w niepiśmiennych czasach, tj. ku przestrodze. Straszyły i były tym samym inne od baśni, które czyta się współczesnym dzieciom na dobranoc. Były krwawe, brutalne, epatowały przemocą i kończyły się zwykle źle dla ich bohaterów. Były jednocześnie nośnikami doświadczeń, dawały dowody na istnienie ogólnych prawd, których należy się trzymać. Wartości w nich przekazywane miały przeżyć opowiadających i ich potomków, by dotrzeć na sam Sąd Ostateczny.
Jakimowski być może użył właśnie tej formuły – ponownie, sugeruję się tytułem – by również przestrzec współczesnych i kolejne pokolenia. W jaki sposób to czyni? Przede wszystkim jednolitą wizją rzeczywistości. Przedmioty, ludzie i relacje są zużyte, brudne i zgodnie z czasem, kiedy dzieje się akcja filmu, w listopadzie, kiedy jesień jest mocna, okres schyłkowy przechodzi w fazę śmierci. Nieliczne z domostw i mieszkań, do których mogliśmy zajrzeć, są stracone dla ich mieszkańców. Panuje w nich zimno, szarość i pustka. Zadbał o to system i źródłem takiego stanu dla bohaterów jest być może jakaś większa tragedia, o której nie wiemy wiele, ponieważ każda tragedia jest znacząca. Ciepło nie jest nawet wspomnieniem bohaterów, Matki i Syna, a jedynie symbolem przetrwania, które podtrzymuje, czy raczej substytuuje ich wzajemną relację. Pies-przybłęda, którego przygarnęli, nie posiadając własnego domu scala niedomówienia na temat obecnej sytuacji. Wyrzucony poza nawias pies zwróci się do człowieka znajdującego się w tej samej sytuacji, gdzie jednak zwróci się wykluczony ze społeczeństwa człowiek? Matka i Syn nie rozmawiają o swojej sytuacji, cedując siły na przetrwanie, wspierając się wzajemnie, choć z dystansem. Ten dystans wdziera się w relację Matki z Synem z „normalnego” świata. Jakimowski stawia chłopaka na granicy obu światów, podejmując trud zobrazowania wykluczenia i podejmowania się mimo to ról współcześnie dla niego przewidzianych, tj. studenta, pracownika, narzeczonego. W końcu, kiedy musi dokonać decyzji, wybiera ją milcząco, a o zdecydowaniu świadczą może i młode oczy, ale dojrzałe, zdolne do refleksji. Zużyte przez świat i jego konflikty.
Społeczny aspekt baśni zamyka się wokół tematu wykluczenia i konfliktu wartości. Jakimowski dokonuje jasnego podziału swoim komentarzem mającym formę podobną do tej, z której skorzystali twórcy filmu Chłodnym okiem z 1969, tj. włączenie w formę filmu fabularnego dokumentu nakręconego w Polsce, 11 listopada podczas rozruchów narodowców. Obyczajowość niektórych scen nie rozwija patologii środowisk, przypisując im ten sam status co strukturom władzy, instytucji prawa i edukacji. Policja również funkcjonuje tak, jak każda z obrazowanych sfer rzeczywistości Pewnego razu w listopadzie, tj. jest zepsuta, zużyta, zniszczona. Świat znajduje się u Jakimowskiego na skraju końca drogi. Starcie się różnych wartości jest jednak niczym w porównaniu z upływem czasu i niezbywalnością grawitacji. Ludzie ciążą ku sobie i chronią się wzajemnie przed przeciwnościami, krzyczą w ciemności, gdy nadchodzi zagrożenie, odreagowując cierpienie, którego doświadczają, ale i dbając, by, gdy nadejdzie noc, strzec sny bliźniego. Bohaterowie zdają się tego nie zauważać i nie sądzę, żeby to było zamysłem Jakimowskiego, ale koniec wszystkiego – co świetnie obrazuje zebranie się anarchistów w ciemności, gdzie ich twarze oświetla włączony laptop, jak dawniej jaskiniowców oświetlało ognisko – ten koniec znajdujący się poza światłem w ciemności nie nadchodzi. Idziemy spać, żeby walczyć następnego dnia.
Każdy konstrukt stworzony przez człowieka upadnie, zdaje się mówić ogólna atmosfera filmu. Przetrwa tylko konflikt i jego nierozwiązywalność. Wieszczenie jego istotności jest jednak wątłym argumentem wobec jednostki, jej tożsamości i relacji. Wybór stoi przed Synem, a gdy go dokonuje, chcemy mu powiedzieć, zgodnie z własnym sumieniem, żeby wszedł lub się odwrócił. Widz dokonuje tego wyboru również we własnym życiu. Jakimowski proponuje komentarz wobec sytuacji współczesnej Polski, dając sygnał, że należy zacząć się zastanawiać, dokonywać wyboru już teraz – kiedy tworzy się filmy zaangażowane społecznie, jak np. czyni Smarzowski w filmie Kler.
Skoro świat Jakimowskiego oferuje niewiele miejsca na ciepło i proponuje wytrwałość, przetrwanie jako metodę podtrzymywania własnej wiary w wartości (solidarność, wolność, miłość) sprzeniewierzające się jednolitej, zepsutej materii rzeczywistości, przedmiotów, relacji i ludzi, to prawda, którą ukazuje nie nastraja pozytywnie. Tym samym jest przestrogą, którą oferowała każda dawna baśń.
Przez terror budź się człowieku.
Grzegorz Reiwer