Człowiek z fabryki

Amerykańska fabryka, laureat Oscara w kategorii „najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny”, prezentuje american dream w chińskim wydaniu. Film koncentruje się na perspektywie pracowników, przedstawiając różnice w wartościach, kulturze i podejściu do pracy w obrębie dwóch największych gospodarek świata. Jest to jeden z filmów poruszających ważne tematy dla zglobalizowanego świata i w tym sensie potrzebnych. Jeśli jednak oczekujecie czegoś zaskakującego, co rzuci światło na nieznane wam dotąd problemy społeczne, to trafiliście pod niewłaściwy adres. Amerykańska fabryka zgrabnie opowiada o dwóch odmiennych podejściach współczesnego biznesu do pracownika, jednakże nie dodaje od siebie nic, czego już wcześniej nie wiedzielibyśmy z mediów, albo co odbiegałoby od stereotypowych wyobrażeń.

Na samym początku dowiadujemy się, jak silne piętno na społeczności w Ohio odcisnął kryzys gospodarczy z 2008 roku, przyczyniając się do zamknięcia fabryki General Motors i zwolnienia kilku tysięcy pracowników. Do historii wracamy kilka lat później, kiedy to chińska firma Fuyao postanawia zainwestować w upadły zakład i postawić na produkcję szkła samochodowego dla światowych marek. To, co z początku zdaje się idealną szansą na ponowne zatrudnienie dla mieszkańców stanu, z czasem przeradza się w walkę między azjatycką produktywnością, a amerykańskimi prawami pracownika.

Największym atutem dokumentu jest neutralne podejście do tematu i opowiadanie bez łatwej do przewidzenia puenty. Steven Bognar i Julia Reichert, reżyserzy filmu, dają ekranowy czas swoim bohaterom i sami z zainteresowaniem obserwują, dokąd zmierza historia, której na przestrzeni lat są świadkami. Co za tym idzie, nie ma tu werdyktu wskazującego, która ze stron „ma rację”. Z jednej strony   z niedowierzaniem obserwujemy stopień uwielbienia Chińczyków dla swojego pracodawcy. Skutkiem tego uwielbienia jest wycieńczająca fizycznie i psychicznie ilość godzin spędzanych przez nich w zakładzie produkcyjnym. Tutaj bliżej nam – Polakom – do Amerykanów przyzwyczajonych do normowanego czasu pracy, przepisów BHP i związków zawodowych. Z drugiej strony imponuje nam determinacja i pracowitość przyjezdnych z Azji – cechy, których koledzy z mekki zachodniego kapitalizmu mogą jedynie zazdrościć. Obserwując ich przy taśmie produkcyjnej, nie mamy wątpliwości, dzięki czemu wydźwignęli swój kraj na gospodarczy szczyt w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.

Co istotne, wypowiadającym się postaciom nadany jest kontekst – zarys ich prywatnych historii. Dzięki temu nie widzimy na ekranie jedynie dwóch zderzających się ze sobą mas, ale indywidualności o własnych charakterach. Jedynie miliarder, właściciel koncernu Fuyao, na ekranie jawi się niczym woskowa figura propagandy przeżuta przez ironiczne, zachodnie spojrzenie. Jest to poczciwy wujek, który przez swoje przywiązanie do chińskiej doskonałości produkcyjnej „ku chwale ojczyzny” korzysta z władzy i stopniowo stara się stłumić w amerykańskich pracownikach typowo zachodnie wygodnictwo.

Pomimo swoich zalet Amerykańska fabryka jest j dokumentem bardzo bezpiecznym, nieintrygującym i oczywistym. Można nawet odnieść wrażenie, że niewygodna dla firmy prawda została ograniczona do kilku pikietujących związkowców i spotkań zarządu, podczas których trzeba było rozwiązać problem strat finansowych zakładu w Ohio. Brakuje rozmów za zamkniętymi drzwiami. Brakuje bliskiego przedstawienia relacji między pracownikami różnych narodowości i konfliktów na najniższym szczeblu. W końcu brakuje tu nuty ekscytacji w odkrywaniu kolejnych faktów w iście dziennikarskim stylu. To wszystko sprawia, że choć seans dla wielu może być satysfakcjonujący, to trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z letnim dodatkiem do rodzinnego obiadu, stanowiącym przyczynek do dyskusji o aktualnym kursie dolara. Jak na dokument o tak ciekawej problematyce – za mało tu serca.

Mateusz Białas
Korekta: Anna Felskowska

Udostępnij przez: