Wszyscy mamy dogmę!

Fajny film wczoraj widziałem. Klasyk stworzony w duchu manifestu “Dogma 95”. Produkcja popularna zwłaszcza wśród młodzieży, oglądana wielokrotnie przez koneserów i cytowana tak często, że praktycznie wpisała się już w język polski. Mówię oczywiście o Ale urwał.

Ale o co chodzi?

Pomysł na kino jaki przedstawili duńscy twórcy w 1995 roku jest często poruszanym tematem, jednak możliwe, że nie wszystkim znanym. Aby nie powtarzać tego, co już raz zostało powiedziane, zapraszam do lektury artykułu Anny Goleń Dogma 95 przełamuje fale reżyserii lub po prostu na niezawodną Wikipedię, gdzie w łopatologiczny sposób wszystkie reguły manifestu zostały wypunktowane. W skrócie, Duńczycy sformułowali dziesięć zasad mających na celu osiągnięcie swego rodzaju realizmu. Pozbywają się oni wszelkich udogodnień technicznych, by całą uwagę poświęcić postaciom i opowiadanej historii.

Źle stanął i go tłuką

I tu wkracza niewątpliwe osiągnięcie polskiej kinematografii jakim jest Ale urwał. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że dzieło to powstało poza studiem i bez przygotowania żadnej scenografii. Wszystkie dźwięki, które słyszymy są ewidentnie słyszane również przez postacie pojawiające się w filmie, kamera trzęsie się jak powinna, obraz jest kolorowy, na pewno nie były stosowane filtry ani dodatkowe oświetlenie. Akcja ma miejsce tu i teraz, nie jest to film gatunkowy (no chyba że dramat społeczny) i brak tu morderstw czy broni, a “reżyser” nie jest nigdzie wymieniony. Jedyna niespełniana zasada to ta dotycząca taśmy 35mm, jednak format 4:3 już jest zachowany. Samo zastosowanie taśmy miało natomiast służyć utrudnieniu postprodukcji, która raczej i tak się nie odbyła.

Pomysł dobry, tylko nie do końca

Okazuje się, że teoretycznie każdy z nas może ubiegać się o certyfikat Dogmy, uprzednio przerzucając jeden z materiałów nagranych telefonem na taśmę. Duński manifest jest więc nurtem, w jakim utrzymana jest większość filmów w historii. A chyba nie o to chodziło. Być może Dogma 95 nie była gotowa na tak wielkie spopularyzowanie cyfrowej rejestracji wideo (choć przecież wcześniej filmy takie kręcono też analogowo). A może po prostu nie była to właściwa droga dla kinematografii. Taki wniosek potwierdzałby fakt, że sami twórcy po latach porzucili swój pomysł.

Nie chciałbym oczywiście nic ujmować najpopularniejszym filmom, które rzeczywiście otrzymały ten certyfikat, a ich twórcy świadomie przestrzegali zasad. Uważam po prostu, że ich wartość nie wynika z tego, że kamera odpowiednio mocno się trzęsie, a kolory są wyprane (dla niektórych może to być zaleta, dla innych wada). Wynika ona z przestrzegania najważniejszej zasady, która powinna przyświecać wszystkim filmom. Niech nie będzie nudno.

Jan Saczek

Udostępnij przez: