Kiedy film bawi się oczekiwaniami

Fajny film wczoraj widziałem. Suburbicon dziełem wybitnym raczej nie jest, ale momenty były. W miarę łatwo znalazłem przyjemność (dość prymitywną, można powiedzieć) w śledzeniu tej prostej, groteskowej historii, pełnej przerysowań i karykaturalnej wręcz przemocy, mającej zapewnić tylko rozrywkę. A przecież nie tak zapowiadał się ten film, przez co skojarzył mi się z inną tegoroczną produkcją. Uciekaj! Jordana Peele’a jest oczywiście przedstawicielem kompletnie odmiennego gatunku, utrzymany jest w całkowicie innym klimacie. Moim zdaniem jednak istnieje podobieństwo między tym horrorem, a najnowszym filmem George’a Clooney’a. A mianowicie sposób, w jaki bawi się naszymi oczekiwaniami.

Oszukaństwo i podstęp zdradziecki

Widzowie idą do kina na to, na co mają ochotę. Pociągnijmy dalej ten tok wielce odkrywczych myśli -czasem wolimy obejrzeć film, poruszający jakiś konkretny problem, zachęcający nas do refleksji, a innym razem chcemy zobaczyć zwyczajną, niezbyt angażującą umysłowo historię, którą prześledzimy w rytm chrupania popcornu, a po seansie wrócimy zadowoleni do domu. Najczęściej, w zależności od nastroju, czy innych czynników, świadomie wybieramy pomiędzy jednym, a drugim rodzajem filmu. Co jednak w sytuacji, gdy okazuje się, że zostaliśmy oszukani?

Oczekiwania kontra rzeczywistość

Taki właśnie zabieg zastosowany jest we wspomnianych produkcjach. Zacznijmy od trailerów. Suburbicon wygląda na film rozprawiający się z mitem idyllicznego świata Ameryki lat pięćdziesiątych. Po zwiastunie Uciekaj! możemy się spokojnie spodziewać, że może nie tyle będzie zagłębiał się w problematykę rasizmu (jako że to horror), ale na pewno, że temat ten będzie ważny dla fabuły. Gdy już zaczniemy oglądać oba filmy, będziemy widzieli to, czego się spodziewaliśmy. Do czasu. U Clooney’a zaczyna się od “cięższego” klimatu osiedla, które okazuje się nie tak idealne, jak wyglądało na kolorowych billboardach. Ukazywany jest dramat rodziny, napadniętej we własnym domu, a następnie pogrążonej w żałobie po śmierci matki. Tak, życie jest ciężkie w Suburbiconie. Przez pierwsze piętnaście minut. W momencie, gdy dowiadujemy się, że napad był wykonywany na zlecenie męża, planującego wyjechać ze szwagierką i żyć za otrzymaną polisę, zrywana jest kurtyna. Kurtyna, za którą kryje się zwykła groteskowa komedia kryminalna i nic więcej. Jordan Peele ciągnie swoją grę nieco dłużej (i raczej sprawniej), ale nasze zaskoczenie jest dzięki temu tym większe, gdy okazuje się, że zamiast thrillera, skupionego na motywie rasizmu, oglądamy film składający hołd horrorom klasy B z przeszczepianiem umysłów i hipnotycznym więzieniem na pierwszym planie.

Wydaje mi się, że jest to bardzo ciekawy zabieg ze strony twórców, gdzie “twist” nie następuje tyle w fabule co w konwencji. Swoją drogą, zabieg ten, patrząc na niektóre komentarze np. pod zwiastunami, nie wszystkim przypadł do gustu. Mi natomiast się spodobał, i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś miło się zaskoczę, gdy okaże się, że poszedłem na inny film niż myślałem.

Jan Saczek

 

Udostępnij przez: