Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Rowling na świecie magii? [RECENZJA]

Po wyjściu z sali po seansie ostatniej części przygód Harry’ego Pottera fani tej siedmiotomowej serii, która doczekała się ośmiu ekranizacji, wstrzymali oddech. Wydawało się bowiem, że przyszedł czas, by bezpowrotnie opuścić ukochany świat czarów. O dziwo, fandom Harry’ego Pottera ani nie zmalał, ani nie odszedł w zapomnienie, mimo że, jak twierdziła autorka, planów na kolejną serię osadzoną w świecie magii nie było. Minęło jednak parę lat, a na ekrany weszła pierwsza część serii o przygodach czarodzieja znanego z serii o Harrym Potterze jako autora podręcznika szkolnego „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”. Film od początku wywoływał sporo emocji wśród fanów stworzonego przez Rowling uniwersum. Bowiem równie mocno pragnęli oni powrotu do społeczności czarodziejów, co obawiali się, że nowa historia może nie spełnić oczekiwań i będzie miała niewiele wspólnego z uwielbianą serią. Na te obawy wpływało między innymi osadzenie akcji w Stanach Zjednoczonych, z dala od Hogwartu. Okazało się jednak, że większość fanów pokochała pierwszy film o Scamanderze. Z jednym może zastrzeżeniem – co do wyboru aktora wcielającego się w potężnego Grindelwalda (postać, której misją jest wyprowadzenie czarodziejów z ukrycia i przejęcie kontroli nad mugolami). Poruszenie z tym związane, jak i z trailerami, teaserami i nowinkami dotyczącymi kolejnej części, rosło wraz ze zbliżaniem się premiery kolejnych przygód Scamandera, zatytułowanych Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda. Fani, którzy wcześniej obawiali się odsunięcia akcji od ich ukochanych postaci i znanych im w świecie magii miejsc, teraz zaczęli obawiać się, że powrót do Hogwartu okaże się jeszcze gorszy. Nic jednak nie wywołało takiego oburzenia, jak informacja o tym, że w filmie pojawi się Nagini w postaci kobiety – zamiast rozpoznawanego przez wszystkich węża. Po zawodzie, jaki przyniósł scenariusz do sztuki „Harry Potter i przeklęte dziecko”, w którym pisarka popełniła liczne zbrodnie na postaciach oraz fabule, w wiernym fandomie Harry’ego Pottera zagnieździł się strach o to, co stanie się, gdy J.K. Rowling ponownie zacznie bawić się światem magii, zmieniając fakty wedle własnych życzeń i czyniąc z bohaterów chwyty fabularne. Nietrudno było przewidzieć, że w Zbrodniach Grindelwalda, jak i w kolejnych częściach, pojawi się mnóstwo postaci i miejsc, które widzowie znają i lubią. Twórcy chcą zainteresować i przyciągnąć fanów książek i filmów o młodym czarodzieju do kin przy pomocy potężnej broni, jaką jest sentyment. Pytanie tylko, czy Rowling uda się spełnić oczekiwania i czy będzie kontynuować tworzenie tego świata z odpowiedzialnością za bohaterów i ich czyny. Autorka powinna być świadoma, że każdy drobny szczegół, który przedstawia, każda postać i każda drobna informacja na temat jakiejkolwiek postaci czy też miejsca z kanonu jest poddawana dogłębnej analizie przez fanów, dla których zbrodnie Rowling popełnione na świecie magii są niewybaczalne. Jak więc przedstawiają się Zbrodnie Grindelwalda na tle tej retoryki?

Wraz z pojawieniem się serii Fantastyczne zwierzęta świat magii i czarodziejstwa stworzony przez J.K. Rowling zaczął się rozrastać o kolejne kontynenty, szkoły czarodziejów, o których istnieniu nigdy wcześniej nie było mowy, i o różnice pomiędzy światem czarodziejów w Anglii a społecznością czarodziejów w Stanach Zjednoczonych. Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć skradły serca widzów między innymi dzięki ekscentrycznej, aczkolwiek niezwykle urokliwej i genialnie zagranej postaci Newta Scamandera (w tej roli Eddie Redmayne), a także dzięki oryginalnym, fascynującym stworzeniom, zamieszkującym jego walizkę. W Zbrodniach Grindelwalda pojawia się kolejna gama przedziwnych, barwnych stworzeń, których obecność dodaje filmowi świeżości i jest idealnym podłożem dla efektów specjalnych. Film skupia się na zarysowaniu konfliktu, ukazaniu motywacji bohaterów i przedstawieniu postaci, które nie pojawiły się w pierwszej części serii, a które również odegrają rolę w walce z potężnym i niebezpiecznym, tytułowym czarnoksiężnikiem (Gellert Grindelwald został schwytany w poprzedniej odsłonie przygód Scamandera, ale jak można było przewidywać, wymyka się z rąk Ministerstwa już w pierwszych minutach filmu). Powracają również znani z pierwszej części bohaterowie, w tym Jacob Kowalski, który jest tak samo ujmujący i zabawny. Niestety trudno jest się oprzeć wrażeniu, że w pewnym momencie jego osoba ginie w tłumie nowych postaci, a sama Rowling nie ma do końca pomysłu na to, co z nim zrobić. Bowiem jedynym powodem dla jego obecności w filmie jest kontynuowanie wątku miłosnego (który w świecie czarodziejów jest uważany za kontrowersyjny), a także służenie jako element humorystyczny.

Podczas ponaddwugodzinnego seansu widz zostaje przytłoczony masą motywów i postaci, które wzbudzają ciekawość, ale w końcowym efekcie jedynie rozdrabniają fabułę na wiele malutkich wątków. Już w pierwszych dziesięciu minutach film zmienia miejsce akcji trzy razy i kontynuuje tę politykę przez ponad dwie godziny, przeskakując między postaciami po to, by w jak najkrótszym czasie zobrazować widzowi motywacje bohaterów i istniejącą między nimi sieć powiązań. W tym chaosie jest jednak jedna postać, która wybija się ponad inne, i jest nią Gellert Grindelwald. Kreacja Johnny’ego Deppa okazuje się bowiem, co zadziwiające, jednym z pozytywnych aspektów tego filmu. Mimo iż w społeczeństwie narodziło się przekonanie o jednorodności gry aktorskiej Deppa, którego mimika i ruchy przywodzą wszystkim na myśl kapitana Jacka Sparrowa, nawet najzagorzalsi przeciwnicy aktora muszą przyznać, że w roli Gellerta Grindelwalda wypadł dobrze. Jego ruchy są o wiele bardziej powściągliwe i mimo przesadzonej charakteryzacji, składającej się z tlenionych włosów i oczu o dwóch różnych kolorach, które nadają mu wygląd typowego czarnego charakteru, Deppowi udało się stworzyć postać niebanalną, interesującą, a nawet nieco przerażającą. Wciąż daleko mu do genialnej kreacji Ralpha Fiennesa w roli Lorda Voldemorta, jednak oburzenie z jakim fani przyjęli wieść o tym, że to właśnie Depp wcieli się w Grindelwalda, okazało się niepotrzebne. I choć J.K. Rowling popełniła wiele zbrodni na kanonie i świecie magii, z lekkim niedowierzaniem przyznaję, że wybór Johnny’ego Deppa do tej roli nie był jedną z nich. Kolejnym bohaterem, na którego powrót fani czekali z utęsknieniem, jest oczywiście Albus Dumbledore. Wybór Jude’a Lawa na jego odtwórcę nie obił się w fandomie Harry’ego Pottera takim echem jak obecność Johnny’ego Deppa w obsadzie, czy też informacja o tym, że Nagini nie jest tak naprawdę wężem, a kobietą, na której ciąży klątwa. Natomiast z pewnością wiele osób ze zniecierpliwieniem wyczekiwało na to, by zobaczyć, jak Law zinterpretuje postać sławnego dyrektora Hogwartu. O ile Grindelwald jest przecharakteryzowany, o tyle Dumbledore wygląda zdecydowanie zbyt normalnie. Jego dziwaczne, kolorowe szaty zostały zamienione na modny, elegancki garnitur. Law stara się rekompensować ten brak odpowiedniej charakteryzacji wesołością i humorem (z których był znany Dumbledore), a także swobodą ruchów, urokiem osobistym i odrobiną arogancji. Niestety jego charyzma nie jest wystarczająca, by stworzyć unikatową, legendarną postać na miarę kreacji Richarda Harrisa i Michaela Gambona, które znamy z filmów o Harrym Potterze. Istnieje możliwość, że problem ten można by było bardzo szybko rozwiązać poprzez stworzenie ekstrawaganckiej charakteryzacji na miarę starszego Albusa Dumbledore’a. Tego typu niedociągnięcia pojawiły się już znacznie wcześniej, w serii o Harrym Potterze, w której czarodzieje również bardzo często nosili całkowicie zwyczajne ubrania na terenie szkoły, podczas gdy powinni nosić szaty i mundurki szkolne. Stąd też może nikogo nie powinno już dziwić, że w Fantastycznych zwierzętach aurorzy biegają w garniturach i prochowcach, wyglądem bardziej przypominając mafię niż pracowników Ministerstwa Magii. Poza tym drobnym szkopułem filmowi niewiele można zarzucić pod względem wizualnym. Natomiast użycie w podkładzie muzycznym znanej wszystkim z Harry’ego Pottera melodii i ukazanie panoramicznych ujęć Hogwartu i jego okolic, a także obecność postaci znanych z kanonu, czyni ten film bardziej atrakcyjnym dla wszystkich tych, którzy idąc na niego do kina, kierują się sentymentem i tęsknotą za pierwszym dziełem Rowling. Podobnie obecność Nagini wydaje się jedynie środkiem do wywołania kontrowersji i przyciągnięcia widzów do kin, gdyż jej rola, przynajmniej na razie, nie jest znacząca dla fabuły.

 Trudno jest jednak traktować ten film jako coś więcej niż tylko prequel do następnej części, stąd też ciężko jest odnosić się do niego jak do autonomicznego obrazu. Tak jak w przypadku innych wieloczęściowych produkcji, tak i tutaj dochodzi do rozwarstwienia fabuły, co powoduje obniżenie wartości filmu jako odrębnej całości. Nie pozostaje nic innego jak czekać, co przyniosą następne scenariusze, wychodzące spod pióra Rowling. Ciężko jest też odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wielkie są zbrodnie popełnione przez autorkę na jej świecie, gdyż nie mamy jeszcze wyraźnego obrazu całości.

 

Monika Wójtowicz

Korekta: Anna Felskowska

Udostępnij przez: